Dlaczego historycy nie chcą się uczyć od geologów ?

(zdjęcie – Józef Wieczorek)

Dlaczego historycy nie chcą się uczyć od geologów ?

Głos w dyskusji nad uprawianiem i nauczaniem historii w Polsce.

Mimo że jestem geologiem od lat toczę czasem polemiki z historykami głównie odnośnie metodyki badań historycznych. Szczególnie mnie inspirował prof. Janusz Tazbir, kiedyś szef Centralnej Komisji ds. Tytułu Naukowego i Stopni Naukowych, czyli komisji decydującej kto może, a kto nie może być profesorem, nie tylko w naukach historycznych. Tekst ‚Dajemy szansę’ jest właściwie moim debiutem publicystycznym (NAJWYŻSZY CZAS, lipiec 1997 , dostępny w internecie na mojej archiwalnej stronie http://wobjw.wordpress.com/2012/01/21/dajemy-szanse-polemika-z-prof-januszem-tazbirem).

Kruszyłem też kopie z prof. Tazbirem na temat IPN i badań historycznych nad okresem PRL. Prof. był zwolennikiem (’Wreszcie trzeźwiejemy‘, Tygodnik Przegląd nr 46 18,11.2007) stosowania zadziwiającej metody badawczej – teczki zakopać na 50 lat, a dopiero potem badać jak to mogło być w tamtych czasach.

Argumentowałem na trzeźwo (List do profesora Janusza Tazbira – na trzeźwo http://wobjw.wordpress.com/2010/01/02/list-do-profesora-janusza-tazbira-%E2%80%93-na-trzezwo/) , że zgodnie z tą metodyką badacze po 50 latach będą mogli się zastanawiać czy tak rzeczywiście mogło być, ale niekoniecznie dowiedzą się jak rzeczywiście było. 50 – letnia luka w dostępie do źródeł może być luką nieodwracalną .

Niewątpliwie wiele by doktoratów i habilitacji mogło powstać na te tematy, krzywa ‚utytułowienia’ polskiej kadry naukowej/historycznej by wzrosła, minima kadrowe na uczelniach byłyby spełnione, tyle że niewiele byśmy wiedzieli jak to było naprawdę.

Postulowałem też,  aby koledzy/uczniowie profesora wzorowali się raczej na geologach, którzy od dawna stosują zasadę:Teraźniejszość jest kluczem do poznania przeszłości‚ i ta zasada pozwoliła nieźle im poznać setki milionów lat historii Ziemi.

Zachęcałem ‚A może by tak skorzystać z metodyki geologicznej ? Teraźniejszości nie zamykamy na klucz, tylko wykorzystujemy ją jako klucz badawczy.’ żałując, że ‚ w historii jest inaczej i ten kto ma klucz do faktów może historią dowolnie manipulować, stąd naukowcy historii nie traktują jako dziedzinę naukowa, tylko raczej polityczną.’

Prof. Tazbir postulował natomiast,  aby rozliczaniem przeszłości zajmowały się uniwersytety,  a nie IPN, na co reagowałem: ‚same uniwersytety nie chcą się rozliczyć ze swojej przeszłości, histerycznie reagując na wszelkie zamiary takiego rozliczenia. Wolą teczki zamykać na klucz i pisać historie ku własnej czci i chwale, chowając pod dywany niechwalebne czyny. Tak czynił Wielki Językoznawca i czynią tak jego wielcy uczniowie do dnia dzisiejszego. Smutna to prawda.

Jak niedawną historię badał Pański kolega po fachu – prof. Wyrozumski opisałem w tekście POWRACAJĄCA FALA ZAKŁAMYWANIA HISTORII http://www.nfa.pl/articles.php?id=141

Bez aprobaty ze strony historyków ! Natomiast z  aprobatą ze strony władz uniwersytetu !

Lepiej jak tą niedawną historią zajmuje się IPN i niech rozliczy uniwersytety z zakłamywania przeszłości. Tak będzie lepiej.Niedobrze by było aby rozliczanie przeszłości kończyło się tak kompromitującymi działaniami, jak te Pańskiego kolegi po historycznym fachu , bo szkoda by było aby historię całkiem wykluczono ze sfery nauki i ze sfery świadomości społecznej’.

Po kilku latach badań historycznych nad teczkami IPN widzimy, że zajmują się nimi i historycy IPN i uniwersyteccy, w tym ci,  co są na dwóch etatach – i w IPN i na uniwersytetach, stąd nie da się przeprowadzić podziału na dobrych historyków z uniwersytetu i złych z IPN, bo często są to te same osoby. Co więcej można zauważyć, że w badaniach nad historią uniwersytetów w czasach PRL lepiej sobie radzą ci co pracują tylko w IPN, niż ci co są na uniwersytetach ( nawet jak drugą nogą są w IPN) – np. z badaniem uwikłania w pajęczynę SB b. rektora UJ, zarejestrowanego jako kontakt operacyjny ‚Zebu’, lepiej poradził sobie młody pracownik IPN niż profesor z UJ, zarazem podwładny rektora. Franciszek Ziejka, rektor, który ma dowód (?) na niewinność w swoim rękopisie znalezionym w garażu, KO ‘Zebu’ – http://lustronauki.wordpress.com/2008/10/08/franciszek-ziejka-rektor-ktory-ma-dowod-na-niewinnosc-w-swoim-rekopisie-znalezionym-w-garazu/)

Odnosi się wrażenie, że uniwersyteckich historyków w badaniach historii ich uczelni coś krępuje.

Nie wiadomo dlaczego nie-historycy z oficjalnych, sponsorowanych badań nad przeszłością instytucji naukowych i ludzi nauki są wykluczani, mimo że mogliby wiele wnieść pod względem metodycznym, jak i faktograficznym do poznania tej przeszłości ( por. Lustracja i weryfikacja naukowców PRL-http://lustronauki.wordpress.com/).

Zastanawiające jest, że historycy nie podejmują np. tematu akademickiej luki pokoleniowej, która jest cechą charakterystyczną III RP. Zgłębienie problemu od strony historycznej miałoby znaczenie praktyczne dla obecnego kulawego życia akademickiego, bo przecież -‚historia jest nauczycielką życia’. (Historia magistra vitae est.)

Jest to pole otwarte do badań, na którym historycy mogliby się czegoś nauczyć od geologów.

Geolodzy zajmujący się poznaniem historii Ziemi dużą uwagę przywiązują do różnych luk w zapisie skalnym tej historii badając szczegółowo profile stratygraficzne na okoliczność luk sedymentacyjnych, luk erozyjnych czy luk faunistycznych starając się wyjaśnić ich charakter, wielkość, genezę i znaczenie dla poznania historii, czy to całego globu, czy też jakiejś jego części.

Badania te wnoszą wiele do poznania historii Ziemi, także historii życia na ziemi. .

Czy historycy nie mogliby wziąć przykładu z geologów ?

Czy np. akademicka luka pokoleniowa nie jest spowodowana erozją pokolenia naukowców PRL, rezultatem oczyszczenie go z elementu niewygodnego, stanowiącego zagrożenie dla systemu, dla poszczególnych jednostek naukowych, uczelni uwikłanych w symbiotycznych układach ?

Czyżby osobiste zaangażowanie niektórych historyków ( np. na UJ) w powstanie tej luki powstrzymywało ich od takich badań ?

Geolodzy/paleontolodzy badają też jak wyglądała np. radiacja adaptatywna organizmów, które pojawiają się w historii zapisanej w profilach skalnych po wymarciu wcześniejszych organizmów.

A kto z historyków bada jak wyglądała radiacja adaptatywna beneficjentów czystki akademickiej pod koniec PRL ? Kto i jak zasiedlił nowe akademickie nisze ekologiczne w III RP ?

Szkoda, że studenci historii nie studiują przynajmniej w podstawowym, wybranym dla nich zakresie metod geologicznych służących do poznawania historii Ziemi trwającej już kilka miliardów lat. Niektóre z tych metod/ strategii badawczych można by z powodzeniem zastosować w badaniach historii, także najnowszej .

Nadmienić też należy, że bez choćby podstawowej znajomości geologii nie da się poznać przyczyn wielu wojen (często o surowce), wielu aspektów polityki zagranicznej, ustalania czy zmian granic, historii ludzkich migracji, kolonizacji, komunistycznej eksterminacji w gułagach itp.

A więc w okresie intensywnej dyskusji publicznej nad uprawianiem i nauczaniem historii – apel go historyków – uczcie się nieco od geologów, a przynajmniej nie wykluczajcie ich z systemu nauki, bo wielu z nich naukę tworzy i działa na rzecz poznawania prawdy, a historycy nie zawsze.

Komentarzy 7

  1. Wielu się zastanawia, w czym leży sekret sukcesu Platformy. Napisałem więc stosowną rozprawkę semi-naukową:

    Wstęp.
    Niniejsza rozprawka poświęcona jest zagadnieniu ewolucji intelektualnej Polaków w egzotycznym okresie historii współczesnej nazwanym pochopnie Trzecią Rzeczpospolitą.

    Pierwsze badania naukowe w tej materii przeprowadził Seaman (2010), który swoje prace zwieńczył dziejowym traktatem pt. „Leming polski. Krótka charakterystyka gatunku”.
    W tym wiekopomnym dziele Seaman wprowadził do nauki odkryty przez siebie gatunek „leminga polskiego”, charakteryzując go jako niebezpiecznie zapóźnioną w rozwoju grupę osobniczą z rodzaju homo polonicus, której do życia wystarcza, że „raz w miesiącu zjada sobie suszi, uczęszcza do SPA, pryska się masumi, a w domu ma plazmę”.
    Początek procesu degradacji intelektu polskiego Seaman datuje na pierwszą połowę lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku, kiedy to nad Wisłą rozpoczął się tak zwany „okres transformacji” (nie mylić z reformacją).

    Za wyznacznik czasowy rozpoczęcia się tego procesu Seaman przyjmuje tak zwane „audiotele”, czyli telewizyjny konkurs o formule – pytanie i trzy możliwe odpowiedzi (przykładowo: Czy Bolesław Chrobry był królem: 1. Polski; 2. Mozambiku; 3. Korei Południowej).
    W swoim osławionym traktacie Seaman podaje także charakterystykę gatunku leminga polskiego, który według niego „żywi się „nie informacją, lecz gotowym komentarzem autorytetu telewizyjnego potrafiącego wypowiedzieć trzy złożone zdania z rzędu bez zagubienia wątku…”.
    Kolejną cechą tego osobliwego gatunku jest według Seaman’a „kompletna dezynwoltura wobec jakiegokolwiek problemu bądź kwestii, gdyż opinia leminga jest formułowana przez zestawy gładkomówiące, które ma do dyspozycji wt elewizorze.
    Seaman akcentuje również, że leming polski „żyje wyłącznie w stadzie, tylko ze stadem się liczy i jeśli się zmienia, to wraz ze stadem, a naczelną w jego życiu domeną jest zasada nie odstawiania ani trochę ponad szereg i przed szereg…”.

    Reasumując, obserwacje Seamana prowadzą do zdawałoby się oczywistego wniosku, że leming polski osiągnął nie przekraczalnie niski poziom intelektualnego upośledzenia, poniżej którego jest już tylko czarna dziura. I tu Seaman się pomylił.

    Dyskusja
    W oparciu o wyniki obserwacji własnych muszę zakwestionować postawioną przez Seamana tezę o rzekomo nieprzekraczalnym poziomie zgłupienia społeczności bytującej w dorzeczu Wisły.

    Bowiem Seaman pisze o jeszcze stosunkowo łagodnie przebiegającym procesie degradacji polskich mózgów, który się rozpoczął w ostatnim dziesięcioleciu ubiegłego wieku, uznając telewizję za jedyną przyczynę tego stanu rzeczy.

    Natomiast z moich badań, które prowadziłem już w nowym stuleciu wynika bezspornie, iż wbrew temu, co zakładał Seaman, proces odmóżdżenia gatunku leminga polskiego postępował nadal, by w okresie nazywanym „erą zielonej wyspy” osiągnąć wręcz zawrotne tempo o nie notowanym dotąd przez naukę przyśpieszeniu. Stąd wniosek, że w okresie III RP proces skretynienia populacji bytującej nad Wisłą przebiegał dwuetapowo, a teoria Seamana wymaga weryfikacji i uzupełnienia.

    Chodzi o to, że Seaman przeoczył kluczowo ważny czynnik patologicznej uległości leminga polskiego wobec generowanego przez Salon ciśnienia mutacyjnego, które zwykłem nazywać rygorem poprawności politycznej. Powiem więcej. Przyjmując za oczywistą oczywistość wszystko, co dyktował salon, leming polski uwolnił się od potrzeby ćwiczenia organu odpowiedzialnego za myślenie, który choć w stanie szczątkowym, to jednak posiadał.

    A jak powszechnie wiadomo, mózg w stanie bezczynności zanika. Ponadto paleontolodzy dowiedli, że organizmy o krytycznie małej masie mózgu w stosunku do ciężaru ciała, wcześniej bądź później musiały wyginąć.
    Należałoby się tedy spodziewać, że w warunkach gwałtownie przyśpieszonego odmóżdżenia Polaków w „okresie zielonej wyspy”, podobny los spotka leminga polskiego.
    Otóż nie tylko, że nic takiego się nie stało, to wręcz odwrotnie, leming polski poczuł się wyjątkowo dobrze w tym ekologicznie niszowym środowisku.

    Wyjątek stanowił jedynie krótkotrwały okres sodomy i gomory zwany Czwartą Rzeczypospolitą, w którym to czasie, gatunek ten był poważnie zagrożony, jeśli nie totalnym wyginięciem, to solidnym przetrzebieniem. W tym katastroficznym dla niego okresie leming polski okropnie się znerwicował, przeraźliwie wychudł, zmarniał i utracił rezon, lecz o dziwo przetrwał.

    Jak już wspominałem, po upadku IV RP nadeszła „epoka zielonej wyspy”, a proces narodowego skretynienia dramatycznie przyśpieszył, co zaczęło skutkować ty,, iż leming polski zaczął ewoluować do tyłu, czyli od formy mózgu resztkowego do formy całkowicie odmóżdżonej.
    A błędne założenie Seamana, iż w naturze nie było już miejsca dla gatunków jeszcze bardziej prymitywnych od leminga należy usprawiedliwić, gdyż logicznie myślącemu uczonemu trudno było sobie coś takiego wyobrazić.

    Pierwszymi dowodami tego, że Seaman się mylił były coraz bardziej kretyńskie seriale, gale i festiwale o ambicjach rozrywkowych, które gagami na poziomie żłobka dla dzieci specjalnej troski wprowadzały jamochłony nadwiślańskie w podobny transowi zachwyt. Nie gorszym przykładem ewolucji uwstecznionej może być uwielbiane przez salonowe elity „Szkło kontaktowe”, nazywane pieszczotliwie „szkiełkiem”, oparte na nigdy się jamochłonowi nie nudzącej formule „PIS be! – PO cacy!”. Tezę intelektualnej cofki potwierdzają chociażby satyryczne popłuczyny jakie prezentują zdawało się inteligentni „satyrycy”, obecnie jawni współpracownicy „Szkła kontaktowego”, w skrócie JW-SK.
    Jednakże dowodem przesądzającym o kompletnym odmóżdżeniu jamochłonów nadwiślańskich była ich dziecięca ufność w zapewnienia Jacka Rostowskiego, że Polskę ominie kryzys, a także infantylnie ślepa wiara w cuda, jakie obiecywał Premier. Przysłowiową „kropkę nad i” postawiła ufność w dobrą wolę Rosji w sprawie wyjaśnienia śledztwa smoleńskiego.

    Przepraszam za nieskromność, lecz moje odkrycie nieznanego dotąd nauce zjawiska „ewolucji uwstecznionej” ośmielam się nieskromnie nazwać „epokowym”, gdyż bezspornie przeczy teorii Karola Darwina, która zakładała, że w historii dziejów Ziemi organizmy żywe ewoluowały zawsze w trendzie rozwojowym.

    Wnioski
    1. Rozpoczęty w połowie lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku proces skretynienia populacji nadwiślańskiej nie tylko nigdy się nie skończył, ale z powodzeniem się pogłębiał, żeby już nowym stuleciu, szczególnie w okresie nazwanym przemiennie „epoką orlików”, „erą kultu salonu” bądź „erą zielonej wyspy”, zbliżyć się niebezpiecznie do granic debilnego absolutu.

    2. Powstały w okresie transformacji kurzo-mózgi gatunek zwany „lemingiem polskim” (Seaman, 2010) nie tylko nie wyginął, ale wraz z postępującym skretynieniem środowiska miał się coraz lepiej, by się ostatecznie przemienić w kompletnie bezmózgą mutację „nadwiślańskich jamochłonów”.

    3. Ten typ ewolucji stoi w ewidentnej sprzeczności z teorią rozwoju osobniczego gatunków Karola Darwina. Bowiem, o ile Darwin zakładał, że od zawsze ewolucja organizmów żywych szła w kierunku rozwojowym, to w epoce Trzeeciej RP nastąpiło niewytłumaczalne dla nauki odwrócenie tego trendu.

    4. Ponieważ użyta w tekście nazwa Homo Polonicus może implikować fałszywą tezę, że lemingi to tylko Polacy, utwierdzając niesłusznie rodaków w kompleksie ich mniejszej wartości w stosunku do lepszych „Europejczyków, chciałbym wyraźnie zaznaczyć, że termin rodzajowy Homo Polonicus można śmiało stosować przemiennie z terminem Homo Europaeus.

    5. Najbardziej zadziwiające jest jednak, iż pomimo genetycznego dryfu w kierunku form osobniczych coraz bardziej bezrozumnych, życie w rejonie Wisły toczy się w najlepsze.

    Literatura
    1. http://seaman.salon24.pl/159934,leming-polski-krotka-charakterystyka-gat
    2. Posłuchaj także w wersji audio mojego innego tekstu uzupełniającego (trzeba kliknąć ikonkę „Pobierz teraz” i chwilę poczekać):
    http://www.4shared.com/mp3/WajiotHJ/BLOG-Pasierbiewicz-Pieta_polsk.html

    Krzysztof Pasierbiewicz
    (nauczyciel akademicki – geolog, sedymentolog)

  2. […] Dlaczego historycy nie chcą się uczyć od geologów ? […]

  3. […] podnoszę potrzebę poznania historii i teraźniejszości środowiska akademickiego zalecając stosowanie metodologii geologicznej w tym procesie poznania https://blogjw.wordpress.com/2012/10/08/dlaczego-historycy-nie-chca-sie-uczyc-od-geologow/ […]

  4. […] historycy ‚ludzcy’ z metodologii badań historyków ‚ziemskich’ nie biorą przykładu ? [ Dlaczego historycy nie chcą się uczyć od geologów ? Głos w dyskusji nad uprawianiem i nauczanie…. – […]

Dodaj komentarz