Wolność badania czy kłamania?

Wolność badania czy kłamania?

Rośnie temperatura sporu wokół antypolskich, antynaukowych wypowiedzi prof. dr hab. Barbary Engelking na temat Holocaustu. Minister Czarnek zapowiedział: „Ja nie będę finansował na większą skalę instytutu, gdzie ludzie tacy jak B. Engelking obrażają Polaków”. I są już tego skutki. Instytut Filozofi i i Socjologii PAN, który zatrudnia B. Engelking, nie otrzymał środków na podwyżki wynagrodzeń swoich pracowników.

Rada Naukowa instytutu wyraziła swoją całkowitą solidarność z profesor, uznając, że doświadcza ona nagonki. Sprzeciwia się „dyskredytowaniu wielu lat pracy naukowej, publikacji w prestiżowych wydawnictwach w Polsce i za granicą, recenzowanych przez kompetentnych naukowców”. Pozytywnie o publikacjach Engelking wyraził się także znany poszukiwacz prawdy Aleksander Kwaśniewski, a Uniwersytet Telawiwski przyznał jej doktorat honoris causa.

Wspólne stanowisko w tej sprawie zajęli akademicy: KRASP, PAN, PAU i RGNiSW, uznając działania ministra za „godzące w konstytucyjną wolność słowa i wolność badań naukowych oraz ogłaszania ich wyników”.

Natomiast społeczność skupiona w Akademickich Klubach Obywatelskich argumentuje: „Premier polskiego rządu, jak i minister edukacji i nauki, mają pełne prawo moralne i ustawowe występować w obronie rzetelności i uczciwości badań, mają wręcz obowiązek odmawiać finansowania przez polskie państwo kłamliwych, nierzetelnych metodologicznie badań naukowych”.

Osiągnięcia „naukowe” pani „profesor” wziął pod lupę „jedynie doktor” Piotr Gontarczyk, nie po raz pierwszy zresztą. Krok po kroku, strona po stronie, akapit po akapicie, jak przystało na rzetelnego naukowca, wykazuje jej kłamstwa, oszustwa naukowe, manipulacje. Przed kilku laty żenujący poziom tej autorki wykazywała także 80-letnia Filomena Leszczyńska z podlaskiej wsi, cechująca się większą wrażliwością na etykę badań naukowych niż gremia profesorskie, z etycznymi włącznie, których – jak wynika z moich doświadczeń –trudno jest zainteresować etyką. Gremia te głosząc hasła o wolności badania, walczą w istocie rzeczy o wolność kłamania.

Tekst opublikowany w tygodniku Gazeta Polska 31 maja 2023 r.

Niedobre praktyki akademickie

Niedobre praktyki akademickie

Podczas jubileuszu powstania KRASP rektorzy ujawniają swoje 25-letnie działania, uznając je za osiągnięcia organizacji strażniczej, stojącej na gruncie wartości akademickich i wdrażającej w życie, i to autonomicznie, zasady dobrych praktyk akademickich.

Tak się składa, że w tym samym okresie, a nawet wcześniej, monitoruję rozmaite patologie akademickie, a wyniki skłaniają do wniosku, że co jak co, ale praktyki akademickie nie są dobre, a nawet się pogarszają wraz ze wzrostem ilości rozmaitych kodeksów i komisji etycznych. Wdrażanie w życie tego, co sami rektorzy skodyfikują, jakoś nie idzie im dobrze. Co więcej, sami z tymi praktykami są nieraz na bakier.

Żeby utrzymać się na etatach, trzeba sporo publikować, a jak wiadomo, publikacji w cyberprzestrzeni jest moc, metoda „kopiuj-wklej” coraz bardziej udoskonalana, więc pokusa jest wielka. Trudno się jej oprzeć dla podniesienia wykazów swoich osiągnięć. Nie tylko zwykli akademicy, lecz także rektorzy, w czasie wolnym od budowy nowych nieruchomości akademickich, kopiują i wklejają czasem mniejsze, czasem większe fragmenty aktywności intelektualnej innych osób, nawet tych, które ich zdaniem do domeny akademickiej się nie nadają.

Czasem to może zaszkodzić rektorowi, co ostatnio się nawet zdarza, ale ilu ujawniającym ten proceder to zaszkodziło, tego twórcy dobrych praktyk akademickich nie wykazują.

Kiedyś, poszkodowany zarekwirowaniem fragmentów moich tekstów na konto zespołu samego szefa Fundacji Rektorów Polskich, zaproponowałem sposób walki o poszanowanie własności intelektualnej poprzez usuwanie z uczelni osób wykazujących objawy plagiatofilii, a zatrudniania tych z objawami plagiatofobii. Wtedy kodeksy rektorskie nie byłyby potrzebne, ale i wielu rektorów także. Moimi dociekaniami nad niedobrymi praktykami akademickimi usiłowałem się dzielić ze środowiskiem akademickim, a rektorskim w szczególności. Niestety, bez większych sukcesów. Nawet z trądem na uczelniach (książka „Trąd w Pałacu Nauki”, 2022) nikt nie chce walczyć, więc się z uczelni wydostał.

Tekst opublikowany w tygodniku Gazeta Polska 17 sierpnia 2022 r.

Świat akademicki zachowuje dystans

Świat akademicki zachowuje dystans

W czasach zarazy zachowanie odpowiedniego dystansu to większa szansa na przeżycie. Strategia obowiązkowa i rokująca nadzieje. Świat akademiki nie zawsze taką drogą podążał i podczas panowania czerwonej zarazy niemało akademików skracało wręcz dystans do nosicieli zarazka komunistycznego. Inni trzymali się z daleka, lecz z obojętnością, preferując zachowania konformistyczne, rokujące nadzieje na kariery akademickie. Kiedy nonkonformistów z systemu eliminowano, zachowywali dystans, aby nie wypaść z obiegu awansowego. Siłą rzeczy tradycyjna wolność akademicka i odpowiedzialność uczonych za losy społeczeństwa zostały poważnie zredukowane.

Kiedyś akademicy byli w awangardzie tych, co walczyli o Niepodległą i służyli odrodzonej Polsce. Obecnie raczej zachowują dystans społeczny, chętnie maszerują ulicami w togach na swoich uroczystościach, lecz nie w pochodach niepodległościowych. Utrzymują dystans wobec Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych i nie wywieszają flag narodowych na gmachach uniwersytetów. Nie widzą potrzeby rozliczenia się z wyklinania swoich kolegów z podziemia niepodległościowego.

W wyniku transformacji systemowej zachowano zarówno ciągłość prawną, jak i personalną, a także moralną, ze stanem zarazy czerwonej, dlatego funkcjonowanie ustawowych i pozaustawowych rozwiązań służących wzmacnianiu wolności akademickiej i odpowiedzialności nauczycieli akademickich nie może być satysfakcjonujące.  Skoro – jak wielu zauważa – na uczelniach ludzie boją się mówić, a nawet myśleć, to o jakiej wolności można mówić i jaką odpowiedzialność mogą brać na siebie?  Polska cierpi na słabość elit sformatowanych na uczelniach. Podnoszenie problemu plag akademickich, które obezwładniają uczelnie, spotyka się z przemilczeniem świata akademickiego, z małymi wyjątkami. Akademicy zachowują (nie)należyty dystans wobec chorób akademickich, stąd nadzieje, że te zostaną opanowane, są raczej płonne.

26 lutego br. Konferencja Rektorów Akademickich Szkół Polskich (KRASP )zorganizowała seminarium, aby przedstawić instytucjonalny i prawny kontekst wolności i odpowiedzialności, a także by umożliwić wymianę dobrych praktyk i doświadczeń na drodze do osiągnięcia zarówno wolności, jak i uświadomienia odpowiedzialności. W seminarium, rzecz jasna w trybie zdalnym (webinarium), brylował guru rektorów polskich prof. Jerzy Woźnicki, znany z tego, że po latach regulowania systemu akademickiego złapał się za głowę, uznał, że system jest przeregulowany i został skierowany na odcinek deregulacji. Zawsze na pozycji rozgrywającego. Na seminarium dokonał przeglądu spraw akademickich począwszy od średniowiecza. Omówił wolności akademickie w ustawach akademickich, i to od czasów II RP, taktownie marginalizując ekscesy ustawowe z epoki zniewolenia jaruzelskiego i ich skutki dla systemu akademickiego trwające do dziś. No cóż, skoro w historiach uniwersytetów stan wojenny nawet nie jest wzmiankowany, to po co o tym mówić?  Podniósł europejski kontekst zasad wolności, które winny prowadzić do swobody myślenia, zadawania pytań, dzielenia się pomysłami, ale to w polskim systemie natrafia na bariery trudne do przezwyciężenia. Dlatego KRASP widzi konieczność uzupełniania swoich zasad etycznych i kodeksu dobrych praktyk, których co prawda od lat jest urodzaj, lecz zebrane plony (spadający poziom etyki, wzrost złych praktyk, także u twórców kodeksów) raczej nie potwierdzają skuteczności zasiewów.

Prof. Woźnicki zaznaczył, że „KRASP stoi na straży tradycyjnych wartości akademickich, a w tym zasad etyki zawodowej, odpowiedzialności i konstytucyjnej zasady autonomii szkół wyższych” taktownie nie wspominając, że ta straż owych wartości nie zabezpieczyła.

Prof. Łętowska poruszyła paradoksy ochrony wolności nauki, odnosząc je do działań obecnego rządu, ale nie nawiązała do własnych poczynań (obojętności) jako pierwszego RPO, wobec naruszania wolności akademickiej zniewalanej czystkami akademickimi epoki jaruzelskiej.

Rzecznicy akademiccy jakoś nie wspomnieli, czy ich rola jest wykorzystywana w ochronie przed dyskryminacją pracowników przez rektorów, przy których są umocowani. Mój pomysł – zgłaszany w Sejmie  10 lat temu – instalacji w systemie niezależnych od rektorów rzeczników, w ramach autonomicznego Centrum Mediacji Akademickiej, nie został wprowadzony w życie. Seminarium wykazało słuszność moich spostrzeżeń, że na uczelniach przedmiotem zainteresowania jest odmienna orientacja seksualna, gdy dyskryminacja osób o odmiennej orientacji moralnej i intelektualnej jest jakby nie był zauważana. Świat akademicki wobec takich zachowuje dystans.

Tekst opublikowany w tygodniku Gazeta Polska 10 marca 2021 r.