Gilotynowanie wolności nauki- postępowcy nie potrzebują uczonych

Gilotynowanie wolności nauki – postępowcy nie potrzebują uczonych

Nauka sensu stricto, czyli rozumiana jako poszukiwanie prawdy, może się rozwijać tylko w warunkach wolności badań naukowych i wolności wypowiedzi naukowych. Gdy poszukiwanie prawdy zastępowane jest przez pogoń za zyskiem, władzą i realizacją ideologii, nieraz obłędnych, mamy do czynienia z kryzysem nauki, która może wręcz zagrażać ludzkości. Od rozwoju nauki zależy rozwój gospodarczy i poziom życia społeczeństw, ale ideolodzy postępu nieraz w historii dokumentowali, że nie potrzebują uczonych, w każdym razie tych, którzy nie służą ich ideologii.

Republika nie potrzebuje uczonych

Co roku obchodzona jest rocznica przeprowadzonej na drodze postępu ludzkości rewolucji francuskiej, podczas której słynny fizyk Charles Coulomb uciekał z Paryża na prowincję z obawy o bezpieczeństwo, filozof ekonomista Nicolas de Condorcet stanął przed Trybunałem Rewolucyjnym a po uwięzieniu zszedł z tego świata, natomiast – chyba z nich najsłynniejszy – chemik Antoine Lavoiser został zgilotynowany słysząc od sędziego sądu rewolucyjnego (Jean-Baptiste Coffinhal) uzasadnienie, że republika nie potrzebuje uczonych.

Biblioteki francuskie podległy oczyszczeniu z niewłaściwych dla ‘postępu’ książek, w części spalonych, zniszczonych, aby wymazać, unieważnić, skasować to co jest zacofane (cancel culture!) a te ekscesy też wymazano, stąd większość wykształconych postępowo ludzi palenie książek wiąże głównie z ekscesami hitlerowskich Niemiec a nie z postępową Francją! Cywilizacje kończą się w księgarniach i bibliotekach, co i dzisiaj można obserwować.

Mimo to, cały postępowy świat obchodzi każdą rocznicę zburzenia Bastylii (było w niej aż ośmiu więźniów! – ofiar rojalistycznego reżimu) co zapoczątkowało rewolucję i zgilotynowanie kilkunastu tysięcy, głównie niewinnych ludzi i straszliwe ludobójstwo Wandei, objęte w historii pamieciobójstwem, choć wykorzystywane przez Lenina w kolejnej postępowej rewolucji, która przyniosła miliony ofiar.

Uczeni w służbie czerwonego i brunatnego postępu 

Lenin przez lata funkcjonował jako geniusz ludzkości i wielu uczonych w swych pracach podkreślało jego genialność, aby mieć szansę na dostąpienie statusu genialnych. Stalin jako wielki językoznawca, jeszcze ten system udoskonalił, wspierając genialnych budowniczych systemu komunistycznego, w którym ideologia dominowała nad nauką. Produktem takiego systemu był Trofim Łysenko, hochsztapler na usługach komunistycznej władzy, którego „rewelacyjne”, pseudonaukowe teorie przyniosły katastrofalne skutki dla rolnictwa, a naukowcy, którzy mu zagrażali, musieli się liczyć z unicestwieniem swoich badań, jak i samych siebie (przykład Mikołaja Wawiłowa), co prawda nie za pomocą gilotyny, ale równie skutecznie.

Postępowy ustrój potrzebował tylko postępowych uczonych, a nie tych, którzy ten postęp spowalniali jakimiś naukowymi fanaberiami.

Także w służbie brunatnego postępu, na drodze do dominacji nadludzi i eksterminacji podludzi, wielu uczonych (w tym medyków) odegrało haniebną, wielką rolę, bez której zakres ludobójstwa byłby niewątpliwie mniejszy.

Tak Stalin, jak i Hitler potrzebowali wsparcia uczonych, ale likwidowali elity dla swych nieludzkich działań niewygodnych i mają na swoim sumieniu liczne rzesze wybitnych uczonych, a także potencjalnych uczonych.

Ale życie nie jest czarno-białe i są przykłady uczonych, którzy przeszli przez piekło niemieckich obozów koncentracyjnych a następnie, po nastaniu czerwonego postępu, działali na rzecz jego instalacji i eliminacji z życia nawet swoich towarzyszy wcześniejszej obozowej niedoli. (Niezłomni – wyklęci przez rektorów -Kurier Wnet, nr. 4/2018) Innych represjonowano w czasach czerwonego postępu za rzekomą kolaborację z postępem brunatnym, nawet gdy uchronili przed śmiercią tysiące, miliony ludzkich istnień (Rudolf Weigel), lub poczynili wynalazki dla dobra ludzkości (Jan Czochralski) 

Masowa edukacja na drodze postępu

Aby upowszechnić genialne myśli twórców postępu, a przez to uformować człowieka postępu, potrzebne było zlikwidowanie analfabetyzmu. Edukacja szkolna miała sformatować politycznie obywateli do miłowania socjalistycznej ojczyzny i budowania najlepszego z ustrojów. I w niemałym stopniu to się udało, a motywowano młodych do wysiłku argumentem: „Czego Jaś się nie nauczy tego Jan nie będzie umiał”. Edukacja miała jednak charakter ideologiczny, niewygodne treści, szczególnie w zakresie edukacji humanistycznej unieważniano, więc utrwalenie w umysłach zakłamanych, zmanipulowanych treści miało długotrwałe skutki, co widzimy do dnia dzisiejszego, bo niestety czego Jaś zbyt dobrze się nauczył, tego Jan nie zdoła się oduczyć, a w każdym razie nie tak łatwo. Stąd spora cześć społeczeństwa nadal mentalnie i merytorycznie pozostaje w nie do końca upadłym systemie. Można to było przewidzieć, bo na poziomie wszystkich szczebli edukacji preferowano nauczanie pamięciowe, tępiono myślenie, kojarzenie, merytoryczną krytykę i z tego modelu edukacji do tej pory nie zdołaliśmy się wyzwolić, a nawet nie za bardzo chcemy -w końcu przez lata premiowano konformizm a nonkonformizm był karany, i to nieraz dożywotnio, Konformiści i w III RP odnoszą sukcesy. a nonkonformiści są poddawani cancel culture.

Eliminacji, jak się pogardliwie określa nawet do dziś, „wstecznych”, „zacofanych” elit, o systemie wartości oddziedziczonym po II RP, towarzyszyła masowa edukacja prowadzona głównie przez postępowców, zrazu na poziomie podstawowym i zawodowym, a w końcu -po transformacji- także wyższym, przynajmniej z nazwy. Niestety po „zgilotynowaniu” głów niezależnych od postępu, nastawionych na dobro wspólne, na poszukiwanie prawdy, efekty edukacji pozostały mierne. Postęp ilościowy w żaden sposób nie był w stanie przynieść postępu jakościowego, co szczególnie wyraźnie widać w domenie akademickiej. Z dumą, zadowoleniem, satysfakcją nagłaśnia się rzekome sukcesy polskich uczelni identyfikowanych wśród najlepszych uczelni świata, pomijając fakty, że od wielu naszych, nawet wyróżniających się, wyżej notowane są uczelnie nie tylko z większości krajów europejskich, ale także tych z Bangladeszu, Ugandy, Kolumbii, Kazachstanu ….. Rzecz jasna o tym się nie informuje społeczeństwa, które mimo postępowej edukacji jakoś nie jest zbyt zaradne, aby sprawdzać (dez)informacje, którymi jest karmione i przysposobione do utrzymywania kiepskiego/niewydolnego systemu. Masowa edukacja, zapewniająca wydawanie pożądanych dyplomów, jednocześnie zabezpiecza wprowadzanie w życie najbardziej absurdalnych – traktowanych jako postępowe – idei (m.in. religia klimatyczna, genderyzm.)

Bismarkowi przypisuje się maksymę: Acht und achtzig Professoren und Vaterlanddu bist verloren. (Osiemdziesięciu ośmiu profesorów i Ojczyzno, jesteś zgubiona.). A mamy masową „produkcję” profesorów. To nie są dziesiątki, ale tysiące, reprodukujących ogromne rzesze osobników udyplomowionych, utytułowanych, ale coraz bardziej odpornych na prawdę. Mamy więc czego się obawiać.

Postępowa ideologia ponad nauką

Przygotowano przestrzeń akademicką do lewackiego przemarszu przez uniwersytety. Marsz ten postulowany jeszcze w latach 30-tych ub. wieku  na Zachodzie, na dobre rozpoczął się w 1968 r., a u nas przyspieszył po transformacji w XXI wieku. Przetrzebiona czystkami ideologicznymi i nastawiona materialnie, a szczególnie tytularnie, domena akademicka wkroczyła w okres postprawdy i posthistorii, niszcząc za sobą świadectwa i wartości poprzedniej epoki.

Idee równości, realizowane za pomocą gilotyny w czasach postępowej rewolucji francuskiej, za pomocą karabinów i łagrów w czasach postępowej rewolucji październikowej, wprowadzano w sposób mniej lub bardziej doskonały na terenach zarażonych postępem, także w domenie akademickiej.

Zastępując wartości chrześcijańskie (Dekalog) antywartościami neomarksistowskimi lansuje się 11 przykazanie („nie bądź obojętny” – Józef Wieczorek „Auschwitz nie spadł nam z nieba, komunizm też!” Kurier WNET” nr 69/2020), co w świecie nauki objawia się brakiem obojętności na to, co wypracowali inni, i zagarnianiem ich osiągnięć na swoje konto (popularne plagiatowanie, rekwirowanie własności intelektualnej, dostawy obowiązkowe płodów intelektualnych). Fundamentem postępowej domeny akademickiej staje się polityka równościowa i tzw. antydyskryminacyjna wobec osób o odmiennej orientacji seksualnej z obszaru LGBT+. Osobom o tradycyjnej orientacji intelektualnej i moralnej wolno się najwyżej temu podporządkować, albo stać się obiektami dyskryminacji i napiętnowania. Przeniesienie zainteresowania na sferę seksualną, przy jednoczesnej obojętności na stronę moralną i intelektualną prowadzi do zapaści domeny akademickiej i grozi śmiercią uniwersytetów, kiedyś centrów wartości i poszukiwania prawdy.

Zdominowanie nauki przez ideologię skutkuje ograniczeniem wolności nauki, brakiem rzeczywistych debat naukowych, których uodpornieni na prawdę postępowcy po prostu nie potrzebują. Naukowcy, u których wykryto niechęć do postępu, do wsobnych debat postępowców nie są dopuszczani, nie mają większych szans na finansowanie uważanych za niepostępowe projektów, a nawet na zatrudnienie etatowe. Trudno znaleźć wydawców i dystrybutorów niepostępowych książek. Co prawda gilotyny wymyślone przez Józefa Guillotina podczas rewolucji francuskiej nie są już stosowane do ścinania niepostępowych głów, ale w metodach dekapitacji nastąpił olbrzymi postęp. Głowy niepogrążone w piasku i emitujące wolne myśli i słowa, kasowane (cancel culture) są nader skutecznie i ich nosiciele nie mają wiele szans na funkcjonowanie w domenie akademickiej. Postępowcy nie potrzebują uczonych ani wolności nauki.

Różne oblicza solidarności akademickiej

Różne oblicza solidarności akademickiej

Solidarność jako wielki, piękny ruch społeczny rodziła się latem 1980 roku. Związek zawodowy NSZZ „Solidarność” istnieje do dziś, ale liczebności, a przede wszystkim solidarności międzyludzkiej z tamtych dni nie odzyskał.

W domenie akademickiej dominują egoizm, konformizm jako strategia przetrwania i odważne chowanie głowy w piasek w sytuacjach niewygodnych, stanowiących potencjalne zagrożenie dla kariery akademickiej.

Tak więc formalnych karier akademickich mamy moc, ale solidarność akademicka jest w zaniku.

Nie zmieniono feudalnego/nomenklaturowego systemu akademickiego, stąd nadzwyczajna kasta akademicka jest całkiem autonomiczna, także wobec prawdy, sprawiedliwości, prawa i wartości.

Jakiekolwiek naruszanie status quo wywołuje odruchy korporacyjnej solidarności, ale bez wartości. Przenoszenie lewicowego profesora na emeryturę zwane jest czystką polityczną i wywołuje protesty, a brak jest reakcji wobec dożywotniego wykluczania osób o odmiennej orientacji moralnej czy intelektualnej.

Z chrześcijańskiego i solidarnościowego obowiązku po wojnie straty trzeba policzyć, towarzyszami walki się zainteresować. Niestety, po wojnie jaruzelsko-polskiej do tej pory takiego obowiązku nie zrealizowano. Nie ma takiej woli.

Pozostawanie na ścieżce dyscyplinarnej przez lat 35 i skasowanie tysięcy wykładów nie budzi najmniejszego odruchu solidarności! Natomiast niemal wszyscy (zarówno rektorzy, jak i studenci) są solidarni z rzekomo dyskryminowanymi na tle seksualnym.

Bezpieczeństwo osób zorientowanych na prawdę, uczciwość, solidarność z rzeczywiście krzywdzonymi nie jest przedmiotem zainteresowania. Nikogo!

O tym się nie dyskutuje, solidarnie stosuje się subkulturę kasowania i ewaporacji. Nawet zwaśnieni między sobą profesorowie jednoczą się solidarnie wobec niewygodnych, dla zabezpieczenia swoich interesów.

Jest to postawa w domenie akademickiej dominująca i nie ma żadnych oznak zmiany tego stanu rzeczy.

Tekst opublikowany w tygodniku Gazeta Polska 1 września 2021 r.

Świat akademicki zachowuje dystans

Świat akademicki zachowuje dystans

W czasach zarazy zachowanie odpowiedniego dystansu to większa szansa na przeżycie. Strategia obowiązkowa i rokująca nadzieje. Świat akademiki nie zawsze taką drogą podążał i podczas panowania czerwonej zarazy niemało akademików skracało wręcz dystans do nosicieli zarazka komunistycznego. Inni trzymali się z daleka, lecz z obojętnością, preferując zachowania konformistyczne, rokujące nadzieje na kariery akademickie. Kiedy nonkonformistów z systemu eliminowano, zachowywali dystans, aby nie wypaść z obiegu awansowego. Siłą rzeczy tradycyjna wolność akademicka i odpowiedzialność uczonych za losy społeczeństwa zostały poważnie zredukowane.

Kiedyś akademicy byli w awangardzie tych, co walczyli o Niepodległą i służyli odrodzonej Polsce. Obecnie raczej zachowują dystans społeczny, chętnie maszerują ulicami w togach na swoich uroczystościach, lecz nie w pochodach niepodległościowych. Utrzymują dystans wobec Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych i nie wywieszają flag narodowych na gmachach uniwersytetów. Nie widzą potrzeby rozliczenia się z wyklinania swoich kolegów z podziemia niepodległościowego.

W wyniku transformacji systemowej zachowano zarówno ciągłość prawną, jak i personalną, a także moralną, ze stanem zarazy czerwonej, dlatego funkcjonowanie ustawowych i pozaustawowych rozwiązań służących wzmacnianiu wolności akademickiej i odpowiedzialności nauczycieli akademickich nie może być satysfakcjonujące.  Skoro – jak wielu zauważa – na uczelniach ludzie boją się mówić, a nawet myśleć, to o jakiej wolności można mówić i jaką odpowiedzialność mogą brać na siebie?  Polska cierpi na słabość elit sformatowanych na uczelniach. Podnoszenie problemu plag akademickich, które obezwładniają uczelnie, spotyka się z przemilczeniem świata akademickiego, z małymi wyjątkami. Akademicy zachowują (nie)należyty dystans wobec chorób akademickich, stąd nadzieje, że te zostaną opanowane, są raczej płonne.

26 lutego br. Konferencja Rektorów Akademickich Szkół Polskich (KRASP )zorganizowała seminarium, aby przedstawić instytucjonalny i prawny kontekst wolności i odpowiedzialności, a także by umożliwić wymianę dobrych praktyk i doświadczeń na drodze do osiągnięcia zarówno wolności, jak i uświadomienia odpowiedzialności. W seminarium, rzecz jasna w trybie zdalnym (webinarium), brylował guru rektorów polskich prof. Jerzy Woźnicki, znany z tego, że po latach regulowania systemu akademickiego złapał się za głowę, uznał, że system jest przeregulowany i został skierowany na odcinek deregulacji. Zawsze na pozycji rozgrywającego. Na seminarium dokonał przeglądu spraw akademickich począwszy od średniowiecza. Omówił wolności akademickie w ustawach akademickich, i to od czasów II RP, taktownie marginalizując ekscesy ustawowe z epoki zniewolenia jaruzelskiego i ich skutki dla systemu akademickiego trwające do dziś. No cóż, skoro w historiach uniwersytetów stan wojenny nawet nie jest wzmiankowany, to po co o tym mówić?  Podniósł europejski kontekst zasad wolności, które winny prowadzić do swobody myślenia, zadawania pytań, dzielenia się pomysłami, ale to w polskim systemie natrafia na bariery trudne do przezwyciężenia. Dlatego KRASP widzi konieczność uzupełniania swoich zasad etycznych i kodeksu dobrych praktyk, których co prawda od lat jest urodzaj, lecz zebrane plony (spadający poziom etyki, wzrost złych praktyk, także u twórców kodeksów) raczej nie potwierdzają skuteczności zasiewów.

Prof. Woźnicki zaznaczył, że „KRASP stoi na straży tradycyjnych wartości akademickich, a w tym zasad etyki zawodowej, odpowiedzialności i konstytucyjnej zasady autonomii szkół wyższych” taktownie nie wspominając, że ta straż owych wartości nie zabezpieczyła.

Prof. Łętowska poruszyła paradoksy ochrony wolności nauki, odnosząc je do działań obecnego rządu, ale nie nawiązała do własnych poczynań (obojętności) jako pierwszego RPO, wobec naruszania wolności akademickiej zniewalanej czystkami akademickimi epoki jaruzelskiej.

Rzecznicy akademiccy jakoś nie wspomnieli, czy ich rola jest wykorzystywana w ochronie przed dyskryminacją pracowników przez rektorów, przy których są umocowani. Mój pomysł – zgłaszany w Sejmie  10 lat temu – instalacji w systemie niezależnych od rektorów rzeczników, w ramach autonomicznego Centrum Mediacji Akademickiej, nie został wprowadzony w życie. Seminarium wykazało słuszność moich spostrzeżeń, że na uczelniach przedmiotem zainteresowania jest odmienna orientacja seksualna, gdy dyskryminacja osób o odmiennej orientacji moralnej i intelektualnej jest jakby nie był zauważana. Świat akademicki wobec takich zachowuje dystans.

Tekst opublikowany w tygodniku Gazeta Polska 10 marca 2021 r.