Katedry ofiarami Marca ’68

Katedry ofiarami Marca ’68

Na okoliczność kolejnych rocznic Marca ’68 podnosi się znaczenie czystek antysemickich, także akademickich, które rzekomo miały doprowadzić do zerwania ciągłości polskich elit. Faktem jest, że wielu akademików pochodzenia żydowskiego opuściło mury uczelni, ale niekoniecznie domenę akademicką, przenosząc się na renomowane uczelnie zagraniczne.

Natomiast na polskich uczelniach marginalizowano niewygodnych akademików, często na drodze zmian strukturalnych uczelni, o czym niemal się nie pamięta.

Do marca 1968 roku wiele tradycyjnych katedr uczelnianych było jeszcze obsadzonych przez profesorów formowanych w II RP. Aby przyspieszyć odsuwanie niepostępowych akademików od negatywnego wpływu na młodzież na drodze do postępu, po marcu zaczęto likwidować katedry, zastępując je instytutami. Te obsadzano młodszym personelem, wychowankami ZMP i członkami przewodniej siły narodu (PZPR).

Takie zmiany strukturalne, ale i personalne nie wywoływały protestów i jakby rozpłynęły się w pomarcowej mgle. Beneficjenci tych zmian osiągali nieraz wyżyny hierarchii akademickiej, kształtowali politykę kadrową także niższych szczebli, w której czynnik ideologiczny przeważał nad czynnikiem merytorycznym. Pozytywne (socjalistyczne) oddziaływanie wychowawcze na młodzież akademicką było sprawą priorytetową dla istnienia systemu, a doceniani na tym polu mogli liczyć na pozytywne oceny swojej działalności przez odpowiednie instancje partyjne, których struktury i składy personalne, a także decyzje, na ogół nie są zidentyfi kowane w historii uczelni i chyba nie ma nawet woli ich identyfikacji. Pomarcowe trzęsienie akademickie, które zniszczyło katedry, w istotny sposób zaważyło na funkcjonowaniu domeny akademickiej w końcówce PRL, a skutki tego trwają do dziś. Bez zainteresowania się wadliwymi fundamentami systemu trudno jest go naprawić. Warto przy tym mieć na uwadze, że tragiczne skutki niedawnego trzęsienia ziemi w Turcji i Syrii byłyby znacznie mniejsze, gdyby fundamenty budowli wznoszonych przez lata były dostosowane do struktury podłoża.

Tekst opublikowany w tygodniku Gazeta  Polska 8 marca 2023 r.

Tęczowa dyskryminacja w domenie akademickiej

Tęczowa dyskryminacja w domenie akademickiej

W ramach walki z dyskryminacją można obserwować dążenia, aby wszyscy byli równi, ale osoby o odmiennej orientacji seksualnej i jej zwolennicy – równiejsi, a nawet dominowali nad innymi. Postępowy walec równości zainstalowała – przy wsparciu senatu – rektorka (nie wiem, dlaczego w oświadczeniach nazywana rektorem) UAM Bogumiła Kaniewska. O takiej równości krytycznie wypowiadali się naukowcy z AKO. Ale bez skutku. Jednym z nich był prof. Jacek Kowalski, renesansowa postać Poznania, który okazał się niezasłużonym dla tego miasta, bo nie dorównał wyrównanym.

Prof. Tadeusz Żuchowski, także z UAM, abdykował z Rady Doskonałości Naukowej, bo poczuł się źle po występach członkini tej rady – profesorki Ingi Iwasiów, nawołującej do jeb…nia PiS podczas Strajku Kobiet. Zdaniem sądu, dezaprobata dla mowy nienawiści i nawoływania do czynów w domenie publicznej zabronionych naruszyła dobra osobiste profesorki doskonałej w swej wulgarnej mowie. Innym profesorom z RDN to nie przeszkadzało, ale profesorowi Żuchowskiemu, niedoskonałemu na drodze do równości, przeszkadzało bardzo.

Z kolei profesor i zarazem duchowny ks. prof. Dariusz Oko za krytykę klik homoseksualnych w Kościele („Lawendowa mafia”), opartą na wynikach długoletniej pracy naukowej, ma zapłacić grzywnę za podżeganie do nienawiści. Ale i tak wyrok uważa za korzystny, bo przecież groziło mu więzienie.

Tymczasem TęczUJe (organizacja studencka) chyba całkowicie zdominowali UJ, grożąc innym konsekwencjami nawet za niewinne żarty na ich temat. Na platformie tęczowej reaktywowano dobre relacje mistrz–uczeń i młodzi tęczowi mają wsparcie profesorów, w tym Jana Hartmana – profesora od eksperymentowania kazirodztwa i zarazem wzorca etyki życia codziennego (jego książka promowana jest w Głównej Księgarni Naukowej Krakowa, w której „homofobiczne” moje „Plagi akademickie” nie są akceptowane).

Ale jest i nuta optymizmu – dr Wanda Półtawska, o odmiennej od obowiązującej orientacji moralnej i intelektualnej, została jednak Honorową Obywatelką Miasta Krakowa.

Tekst opublikowany w tygodniku Gazeta Polska 6 lipca 2022 r.

Nie tylko studenci się zorientowali

Nie tylko studenci się zorientowali

Kończy się rok akademicki, już od kilku miesięcy nie zdalny, ale jakoś w czasie pandemii, a nawet wcześniej, wielu młodych ludzi się zorientowało, że lepiej trzymać się z dala od uczelni. Stąd zainteresowanych studiowaniem jest coraz mniej. Daleko do rekordów sprzed kilkunastu lat, kiedy studiowało blisko 2 mln młodych ludzi, podczas gdy obecnie niewiele ponad milion.

Fakt, że mamy niż demograficzny, ale nie wszystko on tłumaczy. Nie wszędzie dyplomy są potrzebne. Żeby mieć zatrudnienie, trzeba coś umieć, a ukończenie wielu kierunków studiów takich gwarancji nie daje. Dyplomowanie studentów więcej daje kadrze uczelnianej i są takie kierunki, z których kadry utrzymują się całkiem nieźle (choć narzekają jak zawsze, że mają głodowe pensje, bez względu na to, ile zarabiają), ale trudno spotkać absolwenta, aby po takim kierunku miał utrzymanie w swoim zawodzie.

Tak jest na przykład z modną geoturystyką i nawet w Tatrach, gdzie przewijają się corocznie miliony turystów, jakoś nie ma agencji od geoturystki kwalifikowanej i te rzesze turystów bezsensownie stojący w wielogodzinnych kolejkach, aby wjechać na Kasprowy czy wejść na Giewont, w najmniejszym nawet stopniu nie są zainteresowane, po czym idą, skąd te Tatry się wzięły, jak są zbudowane i na co znajomość tego może się przydać.

W Polsce, gdzie ludzi od lat interesowało zdobywanie dyplomów, a niekoniecznie należytej wiedzy, i na takiej bazie rozwijano uczelnie, tak to już jest. Rozwija się świadomość, że nasze uczelnie są w stanie zapaści, a ideologia dominuje znowu nad nauką i chodzi głównie o to, aby wszystkich wyrównać za pomocą walca ideologicznego, jak to drzewiej bywało. Kto woli pozostać w kręgu cywilizacji łacińskiej i nastawia się na poznawanie prawdy, studiowanie na wiele mu się nie przyda, a studia, choć bezpłatne, niemało kosztują.

Warto jednak studiować, jak się chce być politykiem, bo bez dyplomu magistra, a przynajmniej licencjata, już nie można zostać ministrem, choć do niedawna mieliśmy prezydentów nie magistrów, a nawet bez matury.

Tekst opublikowany 15 czerwca 2022 r.