By ruszyć z bagna ! „W historii bywa górą gwałt i zgnilizna, tym bardziej należy tę niemoc zbadać i godzi się zadać nauce pytanie: czyż tak źle z nami, iż nie ma sposobów, by ruszyć z bagna?” (Feliks Koneczny)
W minionym roku uczelnie wróciły do bliskich kontaktów, tak w zespołach badawczych, jak i ze studentami. Nauka zdalna chyba się jednak tak spodobała akademikom, że pod koniec roku pojawiły się pomysły powrotu do takiego trybu, mimo odejścia pandemii. Nasze społeczności akademickie raczej źle się czują we wspólnotach.
Uniwersytety przestały być wspólnotami nauczających i nauczanych poszukujących razem prawdy, praca zaś i nauka zdalna chronią przed powszechnym na uczelniach mobbingiem, a w każdym razie zmniejszają jego natężenie. Lepiej się zatem trzymać z dala, aby jakoś przetrwać do następnego roku.
Wprowadzanie polityki równościowej na uczelniach natrafiało na spore trudności, bo wyrównanie 56 płci to jednak nie lada problem. Ograniczano się do prac wyrównawczych nad odmiennie zorientowanymi seksualnie, zaniechawszy odmiennie zorientowanych moralnie i intelektualnie. Ci zostali pozostawieni sami sobie.
Miniony rok upłynął pod znakiem swoistych sukcesów polskich uczelni, które w rankingach światowych dorównały do uczelni biedniejszych od nas krajów Afryki i Azji (Namibii, Etiopii, Bangladeszu…). Te osiągnięcia uznano za nieprzeciętne, mimo że są one poniżej przeciętnej europejskiej.
„Sukcesy” rozdmuchane przez media, z zadowoleniem przyjęte przez akademików, spowodowały natężenie roszczeń nieprzeciętnych wypłat z kieszeni przeciętnych podatników. Za punkt odniesienia dla finansowania w domenie akademickiej przyjęto pensje profesorów, jako najbardziej nieprzeciętnych, co wyraża się choćby tym, że inaczej niż przeciętni akademicy, nawet jeśli popełniali plagiaty, nic im nie grozi i tytuły nadane przez prezydenta RP mogą „pieścić” dożywotnio. Posłowie PiS pracują jednak nad tym, aby w nowym roku to się zmieniło i takim „zręcznościowym” profesorom grozi utrata dominacji nad„nieudacznikami”.
Jest też możliwe, że w nowym roku niekonstytucyjna do tej pory Polska Akademia Nauk (która nie znalazła się w Konstytucji dla nauki!) znajdzie swoje ustawowe miejsce w domenie akademickiej.
Tekst opublikowany w tygodniku Gazeta Polska 2 stycznia 2023 r.
W czasie wakacji wielu z nas wyrusza na szlaki turystyczne. Turystyka to ważny dział gospodarki, który winien być oparty na wiedzy wyniesionej przez jakże licznych absolwentów kierunków turystycznych naszych wielu uczelni. Chodząc po szlakach, nachodzą człowieka różne refleksje, szczególnie jeśli szlaki prowadzą na manowce. Czy nie stanowią one czasem odbicia naszej edukacji, także na manowce nieraz prowadzącej?
Wystarczy mieć w głowie odrobinę zdrowego rozsądku, niekoniecznie popartego dyplomem, aby na szlakach górskich podawać oczekujący nas dystans do przebycia w godzinach i minutach, a nie w kilometrach, bo w górach chodzi się inaczej niż po równinach czy po ulicach. Na szkicach należy zaznaczać wszystkie rozchodzące się szlaki, a objaśnienia powinny być ustawione w takich właśnie punktach, a nie byle gdzie. Proste. Oczywiście, ale nie dla wszystkich twórców szlaków. Czy szlak doprowadzi nas do założonego celu – często jest wielką niewiadomą. Na szlakach stoją nieraz tablice objaśniające o drzewostanie czy zwierzętach, które można napotkać na szlaku, ale tego, po czym idziemy, na ogół się nie dowiemy. Co jak co, ale tajemnice naszej Matki Ziemi jakoś są przed nami ukrywane. Można trafić czasem na przykład na tablice Małopolskiego Szlaku Geoturystycznego (finansowanego przez Ministerstwo Gospodarki), ale nie dowiemy się, skąd i dokąd taki szlak prowadzi, a nieporadne i nieciekawe objaśnienia mogą tylko zrazić turystę. Jednym słowem, na wielu szlakach szlag może człowieka trafić.
Podobnie jest w muzeach regionalnych stanowiących odbicie naszej edukacji szufladkowej. Można mieć trudności ze zrozumieniem, co jest takiego osobliwego, że w danym terenie utworzono park narodowy, i to budzący zainteresowanie międzynarodowe. Liczne tablice, eksponaty, objaśnienia muzealne czasem ani jednym zdaniem nie kierują uwagi zwiedzającego we właściwą stronę. Dobrze byłoby oprzeć gospodarkę turystyczną na rzetelnej i ciekawie prezentowanej wiedzy, ale tej chyba nasze uczelnie nie zapewniają.
Tekst opublikowany w tygodniku Gazeta Polska 10 sierpnia 2022 r.
Refleksje o metodach zakładania blokad akademickich
w czasie wojny i pokoju
cz. 2 czas wojny jaruzelsko-polskiej i pokojowej transformacji
Wojna putinowska ma wsparcie części środowiska akademickiego Rosji, tak jak wojna jaruzelsko-polska, mimo oporu na uczelniach, miała wsparcie części środowiska akademickiego, nawet spoza przewodniej siły narodu.
Ciekawe może być porównanie postawy świata akademickiego wobec wojny Jaruzelskiego z narodem polskim sprzed dziesiątków już lat, wojny bez porównania łagodniejszej niż ta Putina z narodem ukraińskim, ale mającej ogromnie negatywny wpływ także na domenę akademicką, o czym na ogół nie chce się mówić, ani pisać, ani badać należycie.
Wojna jaruzelsko-polska to była wojna o utrzymanie zniewolenia komunistycznego, w istocie rzeczy sowieckiego, nad narodem polskim, gdy wojna putinowska, to wojna o zniewolenie narodu ukraińskiego uważanego przez Rosjan za naród bratni/jeden ze szczepów narodu rosyjskiego.
Wojna putinowska ma wsparcie części środowiska akademickiego Rosji mimo pewnego oporu części akademików i studentów, tak jak wojna jaruzelsko-polska, mimo oporu na uczelniach, tak studentów, jak i pracowników, miała wsparcie części środowiska akademickiego, nie tylko tego związanego formalnie z przewodnią siłą narodu.
Wobec akademickich instytucji rosyjskich, a także wobec rosyjskich akademików popierających Putina, stosowane są rozmaite restrykcje, niewątpliwie dotkliwe dla rosyjskiej domeny akademickiej. Odizolowanie od zewnętrznego świata dla rosyjskiej domeny akademickiej oznacza degradację. Protestujący przeciwko wojnie mogą jednak liczyć na wsparcie ze strony międzynarodowego środowiska akademickiego, podobnie jak naukowcy i studenci ukraińscy.
Podczas wojny jaruzelsko-polskiej akademicy popierający reżim Jaruzelskiego mogli liczyć na ułatwienia w karierze, swobodę wyjazdów zagranicznych, obejmowanie stanowisk decydenckich, gdy opozycyjnie nastawieni byli nieraz internowani, aresztowani, blokowani całkowicie lub przynajmniej okresowo w wyjazdach zagranicznych, szczególnie na długotrwałe wyjazdy do uczelni zachodnich. Dla opozycji, czy po prostu niewygodnych dla przewodniej siły narodu, stanowiska decydenckie nie były dostępne; byli marginalizowani, izolowani, poddawani szykanom, mobbingowi… Przeprowadzano polityczne weryfikacje kadr akademickich po wprowadzeniu stanu wojennego, jak i kolejną, lepiej przygotowaną, także pod kątem prawnym, przed transformacją ustrojową. Pozwoliło to na wyeliminowanie z systemu akademickiego wielu wrogów przewodniej siły narodu i nierokujących nadziei na wychowywanie młodzieży w duchu socjalistycznym.
Negatywna propaganda na odcinku akademickim wobec wrogów systemu, przypomina propagandę putinowską wobec broniących swojej wolności Ukraińców. Z prawdą to nie miało nic wspólnego, ale przyzwolenie na haniebne poczynania było.
Blokowanie niewygodnych w domenie akademickiej rozciągało się także na czas pokojowej transformacji, gdyż partyjni beneficjenci przemian nadal pozostawali na stanowiskach decydenckich. Wielu z przyczyn pozamerytorycznych nie wróciło na uczelnie po wyeliminowaniu z naruszeniem cywilizowanego prawa. Nadal, mimo rozwiązania PZPR i SB, niewygodnym, stanowiącym zagrożenie dla nomenklatury blokowano wyjazdy naukowe, nawet krajowe i to czasem bardziej skutecznie niż w okresie wojennym. Ograniczano/uniemożliwiano dostęp do aparatury badawczej, do komputerów, zmuszając do realizacji dostaw obowiązkowych płodów intelektualnych.
Zjawisko konieczności prowadzenia akademickiej działalności konspiracyjnej po transformacji ustrojowej zupełnie nie jest znane badaczom historii najnowszej i zarazem opinii publicznej.
Czy nie jest marnotrawstwem potencjału intelektualnego zakładanie blokady na naukowców, aby czasem czegoś w nauce nie zrobili, aby czegoś nie nauczyli młodych? Skoro ktoś miał setki wykładów rocznie i wiele wystąpień publicznych, nawet w czasach jaruzelskich, a w czasach „wolnej” Polski, po transformacji – żadnego to powinno być uważane za skandal. A nie jest. Co więcej, nieraz mamy do czynienia z oczywistym bojkotem, niewygodnych dla beneficjentów transformacji i to bez potrzeby ogłaszania i bez „dziur” w bojkocie (jak to jest w przypadku bojkotu Rosji). Takich się nie zaprasza na spotkania, choćby napisali nie wiem ile książek, artykułów, nie podejmuje się merytorycznych dyskusji, na ogół nie cytuje (choć nieraz plagiatuje) tak, aby przemilczeć całkowicie i głosić wszem i wobec, że nie ma nikogo, aby coś napisał, powiedział, podyskutował ….
Tak się dzieje nie tylko na podwórku akademickim, ale i społecznym [pozaakademickim], bo taka antykultura [cancel culture] przenika do życia społecznego.
Skutek tych patologii uwarunkowanych systemowo i psychologicznie [uciszanie mądrzejszych, a przynajmniej za takich uważanych, żeby to, co mówią, nie uraziło głupców] jest oczywisty – kryzys systemu nauki, brak elit, mimo ilościowego wzrostu pracowników nauki, a przede wszystkim uczelni z nazwy wyższych.
Zamiary poznania mechanizmów kształtowania kadr akademickich są objęte cenzurą prewencyjną. Mój postulat opracowania Czarnej księgi komunizmu w nauce i edukacji nie został podjęty. Co więcej, z zakłamanej historii najnowszej uczelni skasowano „komunizm” a także „stan wojenny”, jak i przewodnią siłę narodu (PZPR). O politycznych weryfikacjach kadr akademickich (niemal) nikt nie słyszał. Konkursy ustawiane na swoich znakomicie blokowały powroty do systemu akademickiego wyeliminowanych podczas weryfikacji, a także pracujących na uczelniach zagranicznych. O zniszczeniach infrastruktury badawczej, warsztatów pracy, bibliotek, likwidacji szkól naukowych nikt nie pisze/mówi. Skoro stanu wojennego nie było (tak wynika z historii uczelni) to i strat wojennych nie było, tak ludzkich, jak i materialnych – nieprawdaż? Jeśli są prowadzone badania krzywd w okresie PRL, to są one ograniczone do akademickich beneficjentów, a losem ofiar nikt się nie interesuje i ich nie ujawnia. Rezultat takich „badań” i jest oczywisty – ofiar politycznych nie było.
Wykazuje się dziesiątki funkcjonariuszy SB i ich tajnych współpracowników, ochraniających (w żargonie esbeckim) tak obiekty akademickie, jak i kadry, ale podobno skutek takiej „ochrony” był taki, że podobno ofiar nie było (sic!). Trudno o lepsze uznanie dla ich ochroniarskiej pracy i trudno się dziwić, że tacy nadal pracują w systemie i nadal pociągają za akademickie sznurki. Ujawnianie prawdy nie wchodzi w rachubę.
Nie ujawnia się także jawnych współpracowników systemu zła (członków PZPR) i ich metod przewodzenia także w domenie akademickiej.
Konieczne są badania porównawcze nad skutkami blokad akademickich w warunkach wojny i pokoju (III RP) i zastosowania rzetelnej wiedzy w reformowaniu domeny akademickiej, mającej ogromny wpływ na funkcjonowanie państwa w XXI wieku.
Pewną wiedzę na ten temat mieli młodzi ludzie z okresu wojny jaruzelsko-polskiej, przestrzegający decydentów akademickich, że stosowane przez nich metody nie wprowadzą godnie nauki w XXI wiek. Ale dla decydentów ta przestroga była zbyt niewygodna, aby ją wprowadzić w życie. Wkroczyli wraz z wyselekcjonowanymi przez nich kadrami w wiek XXI, pozostawiając godność i prawdę za progiem.
Chyba doszło do jakiegoś zbliżenia/przenikania się cywilizacyjnego, stąd cywilizacja łacińska w czystej postaci jest zagrożona. Czasy wojenne te zagrożenia uwidaczniają.