Sprawozdanie z działalności pro publico bono w roku 2022

Z Życzeniami przejścia przez nowy rok w postawie wyprostowanej działając pro publico bono w obronie zagrożonej naszej cywilizacji.

Sprawozdanie z działalności pro publico bono w roku 2022

W 2022 r nadal prowadziłem działalność pro publico bono –

”Nie dla zysku ani sławy,

ale dla Ojczyzny sprawy”

W wyniku tej działalności wzrosła ilość wytworzonych przez mnie materiałów, tak w domenie akademickiej, jak i patriotycznej.

Dokumentalistyka –

Nadal prowadziłem

Kanał You Tube – Józef Wieczorek TV – ok. 200 wideo w 2022 r.

3,5 tys, subskrybentów

Ponadto:

Blog akademickiego nonkonformisty

https://blogjw.wordpress.com/

ok.75 nowych tekstów w 2022 r. (głównie moje felietony z tygodnika Gazeta Polska, eseje z Kuriera WNET, Nowe Państwo i Arcana)

i jeszcze kilka stron w domenie akademickiej:

NIEZALEŻNE FORUM AKADEMICKIE ( ogłoszenia)

http://www.nfa.pl/

LUSTRACJA I WERYFIKACJA NAUKOWCÓW PRL

http://lustronauki.wordpress.com/

ETYKA I PATOLOGIE POLSKIEGO ŚRODOWISKA AKADEMICKIEGO

http://nfaetyka.wordpress.com/

MEDIA POD LUPĄ NFA

http://nfajw.wordpress.com/

NIEZALEŻNE FORUM AKADEMICKIE – SPRAWY LUDZI NAUKI

http://nfapat.wordpress.com/

MOBBING AKADEMICKI – MEDIATOR AKADEMICKI

http://nfamob.wordpress.com/

Archiwum NFA

https://nfawww.wordpress.com/

oraz w domenie patriotycznej (głównie fotoreportaże –ponad 100 w 2022 r.)

FOTO AMICUS w Krakowie (i nie tylko)

https://fotoamicus.photo.blog/

Niezłomnym ku Niepodległości (2) Tym, którzy walczyli aby Polska była Polską  -https://niezlomnym.photo.blog/

Życie duchowe i religijne w Krakowie (i nie tylko)

https://krzyz.wordpress.com/

Nadal dostępne są w sieci strony archiwalne:

Niezłomnym ku Niepodległości. Tym, którzy walczyli, aby Polska była Polską

https://niezlomnym.wordpress.com/

Foto- Kronika Krakowa:

Józef Wieczorek w Krakowie ( i nie tylko) w 2019 r.

https://jwfotowideo.wordpress.com/

Józef Wieczorek w Krakowie (i nie tylko) w 2018

https://wkrakowie2018.wordpress.com/

Józef Wieczorek w Krakowie (i nie tylko) w 2017
https://wkrakowie2017.wordpress.com/

Józef Wieczorek w Krakowie (i nie tylko) w 2016
https://wkrakowie2016.wordpress.com/

Józef Wieczorek w Krakowie (i nie tylko) w 2015
https://wkrakowie2015.wordpress.com/

Józef Wieczorek w Krakowie (i nie tylko) w 2014
http://wkrakowie2014.wordpress.com/
http://wkrakowie2014cd.wordpress.com/

Józef Wieczorek – W Krakowie (i nie tylko) w 2013 roku
http://wkrakowie2013.wordpress.com/

W Krakowie (i nie tylko) rok 2012/2013
http://wkrakowie2012cd.wordpress.com/

W Krakowie ( i nie tylko) w 2012 r.
http://wkrakowie2012.wordpress.com

W Krakowie (i nie tylko)
http://wkrakowie.wordpress.com/

W Krakowie i okolicach
http://krakjw.wordpress.com/

Krakowianie solidarni z Gruzją

Reakcja krakowian na łamanie praw człowieka w Gruzji

Wielki Jubileusz Uniwersytetu Jagiellońskiego -W trosce o Uniwersytet i prawdę oraz pamięć współczesnych i potomnych

https://jubileusz650uj.wordpress.com/

Żołnierze Niezłomni w Parku Jordana w Krakowie

Pomniki „Żołnierzy Wyklętych” w systemie komunistycznym,

uhonorowanych w Galerii Wielkich Polaków XX wieku

http://niezlomniwparkujordana.wordpress.com/

Wojtek z Armii Andersa w krakowskim Parku Jordana

http://pomnikwojtek.wordpress.com/

Ponadto moje materiały zamieszczane są 

w wielu innych serwisach internetowych

blogmedia.24

http://blogmedia24.pl/blog/1196

salon24

http://jwieczorek.salon24.pl/

blogpress

http://blogpress.pl/blog/4146

Legion św. Ekspedyta

http://www.ekspedyt.org/

Nieopoprawni.pl

http://niepoprawni.pl/

Presmania.pl

http://pressmania.pl/

trybunalscy.pl

http://www.trybunalscy.pl/

ABC NIEPODLEGŁOŚĆ

abcniepodleglosc.pl

Ponadto:

Profil na Facebooku

https://www.facebook.com/jozef.wieczorek

i Twitter

W sumie materiały odwiedzane były – do tej pory – wiele milionów razy, choć pełnej statystyki nie mam.

Wsparcie

Co prawda dostęp do materiałów jest bezpłatny, ale tych, którzy je wytwarzają jednak to kosztuje, i to sporo. Samo utrzymanie linii produkcyjnej (wytworzenie materiałów i aby to co wytworzone zostało ujawnione i rozpowszechnione) to kilka tysięcy złotych rocznie a nakład czasu przekracza zatrudnienie etatowe (zapewne nie jednego człowieka).

Niestety wsparcia nie mam [w ciągu tego wieku może 1-2% materiałów zamieszczonych w sieci miało jakąś gratyfikację]. Taka jest solidarność.

Wydane książki w 2022 r.

Plagi akademickie

Trąd w Pałacu Nauki

[Ku jakiej cywilizacji zmierza świat akademicki]

Spotkań autorskich brak, dyskusji, krytyki merytorycznej – także. Upublicznione wywiady na temat książęk – w Poznaniu (Radio Poznań) i Warszawie (TV Republika). W Krakowie brak zainteresowania, a raczej bojkot, choć tematyka dotycząca spraw fundamentalnych w domenie akademickiej i fundamentów formowania elit, których zanik jest widoczny. Nie walczono z trądem, który zidentyfikowałem przed laty, tylko ze mną, więc trąd pozostał a nawet wydostał się poza Pałac Nauki.

Współpraca

W 2022 r. stale współpracowałem z Kurierem WNET (comiesięczne teksty) i tygodnikiem Gazeta Polska (cotygodniowe felietony) oraz tygodnikiem Niedziela (okazjonalnie zdjęcia), Pojedyncze teksty były publikowane w periodykach: Nowe Państwo i Arcana

Solidarne przemilczenie

Mijający rok 2022 był jednocześnie 35 rokiem od wypędzenia mnie z Uniwersytetu Jagiellońskiego, jak się okazuje dożywotniego, co skutkowało luką co najmniej kilkudziesięciu dobrych naukowców, których zapewne bym wprowadził do domeny akademickiej [kilku – rozpoznawalnych międzynarodowo – wprowadziłem w czasach jaruzelskich jako młody człowiek, jakoś tak na drodze do wypędzenia z oskarżenia o negatywny wpływ na młodzież akademicką przez anonimową do dnia dzisiejszego komisję!]. Nie odbyło się kilka tysięcy moich wykładów na poziomie [rocznie prowadziłem ok. 200 godz. wykładów na bazie zagranicznej, aktualnej literatury, czego pobierający pensje profesorskie nie byli w stanie robić, a ponadto seminaria, kursy terenowe …… ].Nie powstało co najmniej kilkadziesiąt a może kilkaset prac naukowych o znaczeniu międzynarodowym.

Takich domena akademicka [i nie tylko] III RP, w której uniwersytety abdykowały z poszukiwania prawdy realizując się w zakresie poszukiwania odmienności seksualnych, nie potrzebuje i nikogo to nie obchodzi.

W III RP nie miałem ani jednego wykładu, choć moje cieszyły się większym zainteresowaniem niż wykłady „profesorów” (o ile były). W III nie wprowadziłem żadnego studenta do domeny akademickiej, bo zastosowano w tej materii skuteczny lockdown!

Rektorzy okłamują społeczeństwo, że nikt nie chce pracować na uczelniach, że uciekają ze względów finansowych, ale tych, którzy chcieli i chcą pracować ze względów ideowych, z pasji naukowej i edukacyjnej, bez względu na finanse (lub ich brak) jak eliminowali, tak i eliminują z domeny akademickiej i wymazują z pamięci, z zakłamanych historii akademickich. Faktem jest, że stanowiłem i stanowię nadal zagrożenie dla „uniwersytetów” w stanie upadłości, które po moim wypędzeniu miały się wreszcie swobodnie rozwijać [UJ] a „rozwinęły się do poziomu Bangladeszu, Namibii, Etiopii …(jak wskazują rankingi światowe, z czego rektorzy, i nie tylko, są bardzo zadowoleni) .

A ważna przyczyna takiego „rozwoju”  – tępienie nonkonformizmu naukowego i krytycznego myślenia, które budzą trwogę wśród akademickich Herodów i im poddanych.

Rok 2022 to jednocześnie 37 rok wprowadzenia mnie na ścieżkę dyscyplinarną na UJ, z której do tej pory nie zostałem sprowadzony i nikogo to nie interesuje (także opozycjonistów – wobec prawdy ?!). Cicho sza.

Wobec antykultury unieważniania

[cancel culture]

Antykultura unieważniania/wymazywania/kasowania [cancel culture] odnosi wielkie sukcesy w domenie akademickiej [i nie tylko] i dotyczy w niemałym stopniu działających pro publico bono.

Moim zdaniem, bez solidarnego przeciwstawiania się tej antykulturze, marszowi lewactwa przez instytucje, w tym uniwersytety, które po tzw. transformacji otworzyły się szeroko na ten marsz, nasza cywilizacja łacińska nie ma szans na przetrwanie.

Wielu uważa, że ta moja działalność nie ma sensu, że to walenie głową w mur, wolanie na puszczy, którego nikt nie słyszy a nawet słyszeć nie chce. W części to prawda, ale prawdą jest, że podobne są reakcje na Dekalog, któremu poświęcono w ciągu tysięcy już lat gigantyczną ilość tekstów (także stron www), książek, a i tak ludzie się zabijają, kradną ….. i zmian na lepsze nie widać, więc wielu woli wyznawać 11 przykazanie (nie bądź obojętny), które jest bardziej przyjazne, stąd nie są obojętni [i]na dobra innych, w tym i moje.

A ja nie jestem obojętny na wyznawców XI przykazania, w takiej rozszerzonej wersji, po odrzuceniu Dekalogu i uważam, że taka droga jest właściwa i czekam na wsparcie oraz wydanie kolejnej książki

XI przykazanie?

Przestroga przed obojętnością nieobojętnych

mieszczącej się ramach cywilizacji chrześcijańskiej zagrożonej upadkiem.

Niestety, stan polskiego społeczeństwa, a akademickiego w szczególności, w roku 2022, jak i w latach ubiegłych, nie pozwala na optymizm co do możliwości obrony naszej cywilizacji. Chciałbym się mylić.

Józef Wieczorek

Na koniec roku 2022


 

Operacja „Universita bandita” potrzebna w Polsce

[źródło – destinazione-news – SUDPRESS | Giornalismo d’inchiesta]

Operacja „Universita bandita” potrzebna w Polsce

Skoro przez ponad 30 lat wolnej już Polski i imponującego wzrostu ilościowego centrów formowania elit mówimy zasadnie, że cierpimy na brak elit, to znaczy, że system nie funkcjonuje jak należy.

Polska domena akademicka jest paraliżowana przez rozliczne plagi destrukcyjne dla nauki i w konsekwencji dla państwa. Mimo upływu lat i licznych reform nic zasadniczo się nie zmienia i jak wracam do moich tekstów sprzed 10 czy 20 lat, widzę, że mógłbym je zamieszczać ponownie bez większych zmian, aby opisać stan obecny.

Operacja „Universita bandita”

Plagi akademickie dotykają także domeny akademickie innych krajów, które jednak zdają sobie sprawę z ich skutków społecznych i gospodarczych. Od kilku lat we Włoszech, gdzie w średniowieczu rodziły się uniwersytety, trwa operacja „Universita bandita” dla powstrzymania destrukcji obecnie patologicznego systemu uniwersyteckiego (J. Wieczorek, Z ziemi włoskiej do Polski. Rzecz o konieczności odwirusowania nauki, „Kurier WNET” 72/2020).

Początek operacji związany jest z wykryciem afery ustawianych konkursów na etaty na uniwersytecie w Katanii. To proceder korupcjogenny, wręcz mafijny, prowadzący do tego, że na uczelniach nie zostają wyłonieni najlepsi, tylko wcześniej wyznaczeni na zwycięzców. Warunki konkursów są szyte na miarę lepiej „umocowanego” kandydata, który już na stracie wie, że wygra. Kryteria merytoryczne nie mają większego znaczenia. Proceder trwa od lat, przy ścisłym przestrzeganiu kodeksu milczenia (omerta), jak w strukturach mafijnych. Rzecz jasna, ma to wpływ na poziom uczelni i przekłada się na jakość elit na nich formowanych. Sfałszowane konkursy blokują napływ zagranicznych nauczycieli i naukowców. Powodują drenaż naukowców włoskich, mających większe szanse prowadzenia badań za granicami niż we własnym kraju. To dewastuje system uniwersytecki i ma degradacyjny wpływ na rozwój Włoch. Po publicznym ujawnieniu i potępieniu procederu na Uniwersytecie Katanii okazało się, że dotyczy on także innych uczelni: Bolonii, Cagliari, Catanzaro, Chieti-Pescara, Florencji, Mesyny, Mediolanu, Neapolu, Padwy, Rzymu, Wenecji, Werony… Działania prokuratorskie, trwające mimo pandemii, doprowadziły do postawienia 55 profesorom zarzutów z art. 353 kodeksu karnego (przeciwko procedurom administracji publicznej), za co można otrzymać wyrok do 5 lat pozbawienia wolności. Proces rozpoczął się w październiku 2022 r. i wyznaczono wiele sesji na początku roku 2023.

Medialne wsparcie operacji

Operacja „Universita bandita” jest nagłaśniana medialnie, zarówno w internecie, jak i w programach telewizyjnych, m.in. w ramach cyklicznego programu „PresaDiretta”, prowadzonego na kanale Rai3 przez gwiazdę tego programu Riccarda Iaconę. Program o patologiach uniwersyteckich jest emitowany w godzinach dobrej oglądalności, a jego zapis – dostępny w internecie, co daje szanse, że problem tak szybko nie wyparuje z przestrzeni publicznej. Prezentuje rozmowy z profesorami, badaczami z kilku uniwersytetów, ich historie akademickie i skargi na patologiczny system. Ustawianie konkursów uznano za zło oburzające obywateli.

Uniwersytet jest dla Włochów dobrem publicznym, które nie może być pozostawione w rękach samych akademików, bez kontroli obywateli. Postuluje się potrzebę ruchu obywatelskiego, zaangażowania politycznego przeciwko fałszowanym konkursom, aby doprowadzić do uzdrowienia systemu. Wielu najzdolniejszych młodych ludzi przenosi się za granicę, gdzie mogą się lepiej realizować, a Włochy tracą duży potencjał intelektualny, niewykorzystany w kraju. Przeprowadzono też rozmowy z naukowcami włoskimi funkcjonującymi za granicami. Z rozmów tych wynika, że atrakcyjność włoskiego systemu uniwersyteckiego wobec zagranicy jest w zasadzie żadna. Naukowiec zatrudniony we Włoszech na stanowisku technika na londyńskim uniwersytecie osiąga stanowisko profesora (sic!), ale nie wyciąga się z tego wniosku o wyższości poziomu włoskich uczelni, tylko o skali ich patologii.

Sytuacja uniwersytetów włoskich przypomina patologie polskiego systemu akademickiego, o wiele niżej notowanego w rankingach światowych. Trzeba mieć na uwadze, że zwykle kilka, a nawet kilkanaście włoskich uniwersytetów w rankingach światowych uczelni lokuje się wyżej od najlepszych polskich (UJ, UW). Druga setka miejsc w rankingu szanghajskim, osiągana przez uniwersytety Rzymu, Mediolanu, Padwy, Pizy, to tylko marzenie dla naszych uczelni. Przeprowadzone do tej pory pewne działania naprawcze (m.in. antynepotyczne) zrobiły swoje, a przy tym system włoski jest od dawna otwarty na zagranicę i bardziej podobny do systemu anglosaskiego. Mimo to Włosi z obecnego stanu rzeczy nie są zadowoleni i szukają wewnętrznych przyczyn słabości, i to głównie poza sferą finansowania.

Jak to wygląda w Polsce?

Nastawienie w Polsce do słabości naszego systemu akademickiego jest niestety odmienne. Mimo że patologie od dawna są znane, nie ma woli, aby je likwidować, a nawet aby je rzetelnie, wszechstronnie zbadać. Od lat obywatelsko staram się to robić (m.in. serwis: Etyka i patologie polskiego środowiska akademickiego), chyba bardziej niż podmioty ministerialne, rektorskie czy związkowe, ale uporządkowanie tej stajni Augiasza przerastałoby siły samego Herkulesa. Mojego postulatu utworzenia Polskiego Ośrodka Patologii Akademickiej (POMPA) dla „wypompowania” z systemu patologii, nie podjął żaden minister. Tak rektorzy, jak i związkowcy akademiccy zdołali zidentyfikować tylko jedną patologię – niedostatek pieniędzy, które im się podobno po prostu należą.

Innych jakby nie znali i nie chcieli znać. Nawet nie unikają zatrudniania całych rodzin (w ramach ustawianych konkursów) na głodujących (podobno) uczelniach. Nie wykazywali troski o kolegów- -związkowców usuwanych z uczelni (i to dożywotnio), aby nie wpływali negatywnie (antysocjalistycznie) na studentów, nie peszyli swoją wiedzą i intelektem przewodniej, profesorskiej siły narodu. Nie widać ich działań na rzecz likwidacji akademickiej gospodarki folwarcznej, wręcz przeciwnie. Folwarki uczelniane kwitną po konkursach ustawianych dla swoich. Jakoś nie wiąże się zapaści domeny akademickiej z tym procederem, który w ojczyźnie ma i uważany jest za przestępstwo, a u nas – za normę. Wprawdzie jest to norma nienormalności, ale większość akademicka jest innego zdania.

Kiedy przed kilkunastu już laty (rok 2005) przygotowano kolejną reformę systemu szkolnictwa wyższego – jak zaznaczano, tymczasową – podnoszono kwestię ustawianych konkursów, ale tylko na okoliczność postulatów usunięcia z systemu habilitacji. Była niemal zgoda, że ten element systemowy trzeba by usunąć, tak jak w wielu innych krajach zrobiono z pożytkiem dla nauki. Uznano jednak, że w naszym systemie jest ona elementem pozytywnym, bo przecież musi być jakaś selekcja kadr, a tej – jak wszyscy wiedzą – nie stanowią konkursy na etaty. Odłożono likwidację habilitacji na jakieś 10 lat, aby uzyskać czas na naukę organizowania prawdziwych konkursów. Niestety dziekani i rektorzy, mimo upływu lat, tej trudnej sztuki zarządzania domeną akademicką nie opanowali, choć wielu z nich pełni swoje funkcje (traktowane chyba jako zawód) przez więcej niż 10 lat. Jeśli student nie opanuje materiału, nie zdaje egzaminu, nie przechodzi na następny rok, ale dziekanom i rektorom brak opanowania materiału niezbędnego do zarządzania uczelniami wcale nie przeszkadza w „pieszczeniu” kolejnych funkcji przez długie lata (kolejne kadencje: dziekana, prorektora, rektora). Ich wyborcy nie mają nic przeciwko temu.

Tym samym, mimo kolejnych reform, habilitacja pozostała filarem patologicznego systemu. Staliśmy się potęgą habilitacyjną, ale pozostaliśmy mizerią naukową, co świadczy o słabości tego filaru naszego systemu akademickiego. Część naukowców, i to w pełni utytułowanych, słabość tego filaru zauważa, ale dla innych ważniejsze są stopnie i tytuły niż uprawianie nauki na poziomie.

Ostatnio zauważył to nowo wybrany prezes PAN, ale z umiłowaniem tytułów nikt u nas nie zamierza walczyć, tak jak nie zamierza walczyć o umiłowanie nauki i prawdy, z której poszukiwania uniwersytety abdykują.

Potrzebna operacja „Universita bandita”

W  polskiej domenie akademickiej mamy piękne nieruchomości akademickie, zapełniane kadrami z ustawianych konkursów, które powinny zostać unieważnione, a ustawiacze skierowani na ławy oskarżonych, jak we Włoszech.

Zwiększenie finansowania beneficjentów patologicznego systemu, zwycięzców ustawianych na nich konkursów – czego domagają się rektorzy i związkowcy – nie poprawi sytuacji domeny akademickiej w Polsce ani na tym nie skorzysta polskie społeczeństwo czy polska gospodarka. Nie ma wątpliwości, że finansowanie nauki i naukowców winno być większe, nawet znacznie większe od tego, którego domagają się związkowcy, ale po przeprowadzeniu operacji typu „Universita bandita”, po dokonaniu zmian strukturalnych i personalnych w domenie akademickiej.

 Zdaje się jednak, że nikt nie ma ochoty takiej operacji przeprowadzić. Dominuje u nas zasada: „stłucz termometr, a nie będziesz miał gorączki”. I „termometry” się tłucze, a także tych, którzy choroby akademickie starają się ujawniać i działają na rzecz naprawy systemu. To stanowi śmiertelne zagrożenie dla polskich baronów akademickich i ich zaplecza. Pajęczyny akademickiej nikt nie waży się rozerwać.

Jak narysowałem kiedyś „dr(h)abinę akademicką” obrazującą patologię systemu awansu naukowego w Polsce, ta „dr(h)abina” została zarekwirowana na konto (blog) „doskonałego” profesora (z Rady Doskonałości Naukowej), który zdaje się reagować na zarzuty w stylu znanym z filmu Barei: „Nie mam pańskiego płaszcza i co pan mi zrobi?”. To tylko drobny przykład, ale tak funkcjonuje polska domena akademicka, w której nadzwyczajne kasty akademickie, formujące zresztą nadzwyczajne kasty sędziowskie, są całkowicie autonomiczne i bezkarne. Obywatel ma płacić na utrzymanie akademików, wielu obywateli dostanie pożądany dyplom, a  czasem nawet stopnie i tytuły, ale to, co się dzieje na uniwersytetach, ma być wewnętrzną sprawą akademików. Autonomia uczelni skutecznie blokuje społeczną kontrolę. Działań na rzecz dobra wspólnego nie widać. Najlepsi opuszczają kraj, potencjał intelektualny, a także materialny jest marnotrawiony, przydatność takiego systemu dla gospodarki, dla zarządzania – dużym w końcu europejskim krajem – jest znikoma, a w każdym razie niewystarczająca.

 Akcja rektorów i związkowców na rzecz zwiększonego finansowania stanowisk i tytułów akademickich, bez względu na efekty ich pracy, a nawet nie-pracy, nie ma racji bytu. Operacja, jak ją można nazwać: „nam się należy”, jest nieetyczna i nie naprawi domeny akademickiej. Tak rektorzy, jak i związkowcy monitorują głównie uzyskiwanie pieniędzy z kieszeni podatnika, ale nie monitorują ich marnotrawienia w ramach patologicznego systemu. Potrzebny jest ruch społeczny na rzecz normalizacji systemu akademickiego. Wiedza na temat patologii systemowych jest jednak mizerna i niechciana.

Dla mediów i  wydawców nie jest to tematyka atrakcyjna. Moja książka Plagi akademickie, zwracająca uwagę na kiepski stan domeny akademickiej, spotkała się z antykulturą unieważniania (cancel culture) ze strony środowiska akademickiego. Brak było merytorycznej krytyki, recenzji, debat akademików, do czego namawiałem. Podobnie z książką Trąd w Pałacu Nauki. Gdyby rozpoczęto zwalczanie trądu na uczelniach przed 35 laty, kiedy go zdiagnozowałem i poinformowałem o nim rektora wiodącej polskiej uczelni, to może kryzys uniwersytetu by nie nastąpił, a w każdym razie byłby mniej dotkliwy. Niestety mimo upływu lat, transformacji, wielokrotnej zmiany ekip rządowych i akademickich, licznych reform (raczej ich pozorowania) – trąd jak panował, tak i panuje w pałacu nauki, a nawet poza niego się wydostał i sieje spustoszenie nie tylko wśród akademików.

Akademicka omerta

Zmowa milczenia zwaną omertą to istota struktur mafijnych. Bez omerty mafia nie ma wielkich szans na przetrwanie. Istotą domeny akademickiej – jak często słyszymy – jest natomiast debata, ale jak problem jest niewygodny, to debaty nie ma, a próbującym debatować odbiera się głos, nie zaprasza na spotkania, nie zauważa. Istota uniwersytetu chyba jest w zaniku. Unieważnianie inaczej myślących, podważających poglądy tzw. autorytetów, zwykle utytułowanych i umocowanych na licznych stanowiskach, jest standardem. Nawet najmniejsza krytyka merytoryczna, wskazanie drobnego błędu może źle się skończyć dla niepoprawnego akademika, więc naprawianie błędów nie wchodzi w rachubę. A co dopiero, gdy ujawnia się patologie, i to systemowe, obyczajowe? To już wyrok na takiego śmiałka, i to dożywotni. Tak było w przodującej nauce radzieckiej, ale i u nas nie było wiele lepiej i bynajmniej się nie polepszyło w tym zakresie. Krytyka, szczególnie merytoryczna, jest źle widziana. Można do niej namawiać zwykłych akademików, a nawet baronów akademickich, ale bez skutku.

Tym samym mamy zalew rozmaitych publikacji, tak naukowych, jak i popularnonaukowych i edukacyjnych, z ewidentnymi błędami, także plagiatami, których się nie eliminuje, eliminując natomiast ośmielających się ujawniać to, co winno być poprawione, a czasem wycofane z obiegu naukowego czy edukacyjnego. Takie są standardy panujące w naszej domenie akademickiej, ale nad tym panuje zmowa milczenia, można mówić – omerta. Krytyka merytoryczna prac profesora przez doktora kończy się źle dla doktora. Takich niepoprawnych, nierespektujących patologicznych zasad (zwanych niekiedy etyką) panujących w środowisku poddaje się ostracyzmowi, mobbingowi, unieważnia osiągnięcia naukowe i edukacyjne (szczególnie gdy podważają czy przewyższają osiągnięcia zatrudnionych na etatach profesorskich).

Brak krytyki merytorycznej zastępowany jest przez jakże powszechnie stosowaną i aprobowaną krytykę personalną z zadawaniem ciosów poniżej pasa. Solidarność nadzwyczajnej kasty akademickiej jest istotnie nadzwyczajna. Członkom kasty nawet do głowy nie przychodzi, aby profesora naruszającego standardy naukowe i etyczne po prostu przenosić w stan nieszkodliwości dla domeny akademickiej.

Uniwersytety stają się ośrodkami antykultury (cancel culture) i omerty. Unieważnianie istnienia tych zjawisk, jak i osób je ujawniających, źle wróży przyszłości polskiej domeny akademickiej, tym bardziej, że sektor pozaakademicki, obywatelski, takich problemów nie widzi i chyba nie chce znać.

Tekst opublikowany w: Kurier Wnet, grudzień 2022

Gilotynowanie wolności nauki- postępowcy nie potrzebują uczonych

Gilotynowanie wolności nauki – postępowcy nie potrzebują uczonych

Nauka sensu stricto, czyli rozumiana jako poszukiwanie prawdy, może się rozwijać tylko w warunkach wolności badań naukowych i wolności wypowiedzi naukowych. Gdy poszukiwanie prawdy zastępowane jest przez pogoń za zyskiem, władzą i realizacją ideologii, nieraz obłędnych, mamy do czynienia z kryzysem nauki, która może wręcz zagrażać ludzkości. Od rozwoju nauki zależy rozwój gospodarczy i poziom życia społeczeństw, ale ideolodzy postępu nieraz w historii dokumentowali, że nie potrzebują uczonych, w każdym razie tych, którzy nie służą ich ideologii.

Republika nie potrzebuje uczonych

Co roku obchodzona jest rocznica przeprowadzonej na drodze postępu ludzkości rewolucji francuskiej, podczas której słynny fizyk Charles Coulomb uciekał z Paryża na prowincję z obawy o bezpieczeństwo, filozof ekonomista Nicolas de Condorcet stanął przed Trybunałem Rewolucyjnym a po uwięzieniu zszedł z tego świata, natomiast – chyba z nich najsłynniejszy – chemik Antoine Lavoiser został zgilotynowany słysząc od sędziego sądu rewolucyjnego (Jean-Baptiste Coffinhal) uzasadnienie, że republika nie potrzebuje uczonych.

Biblioteki francuskie podległy oczyszczeniu z niewłaściwych dla ‘postępu’ książek, w części spalonych, zniszczonych, aby wymazać, unieważnić, skasować to co jest zacofane (cancel culture!) a te ekscesy też wymazano, stąd większość wykształconych postępowo ludzi palenie książek wiąże głównie z ekscesami hitlerowskich Niemiec a nie z postępową Francją! Cywilizacje kończą się w księgarniach i bibliotekach, co i dzisiaj można obserwować.

Mimo to, cały postępowy świat obchodzi każdą rocznicę zburzenia Bastylii (było w niej aż ośmiu więźniów! – ofiar rojalistycznego reżimu) co zapoczątkowało rewolucję i zgilotynowanie kilkunastu tysięcy, głównie niewinnych ludzi i straszliwe ludobójstwo Wandei, objęte w historii pamieciobójstwem, choć wykorzystywane przez Lenina w kolejnej postępowej rewolucji, która przyniosła miliony ofiar.

Uczeni w służbie czerwonego i brunatnego postępu 

Lenin przez lata funkcjonował jako geniusz ludzkości i wielu uczonych w swych pracach podkreślało jego genialność, aby mieć szansę na dostąpienie statusu genialnych. Stalin jako wielki językoznawca, jeszcze ten system udoskonalił, wspierając genialnych budowniczych systemu komunistycznego, w którym ideologia dominowała nad nauką. Produktem takiego systemu był Trofim Łysenko, hochsztapler na usługach komunistycznej władzy, którego „rewelacyjne”, pseudonaukowe teorie przyniosły katastrofalne skutki dla rolnictwa, a naukowcy, którzy mu zagrażali, musieli się liczyć z unicestwieniem swoich badań, jak i samych siebie (przykład Mikołaja Wawiłowa), co prawda nie za pomocą gilotyny, ale równie skutecznie.

Postępowy ustrój potrzebował tylko postępowych uczonych, a nie tych, którzy ten postęp spowalniali jakimiś naukowymi fanaberiami.

Także w służbie brunatnego postępu, na drodze do dominacji nadludzi i eksterminacji podludzi, wielu uczonych (w tym medyków) odegrało haniebną, wielką rolę, bez której zakres ludobójstwa byłby niewątpliwie mniejszy.

Tak Stalin, jak i Hitler potrzebowali wsparcia uczonych, ale likwidowali elity dla swych nieludzkich działań niewygodnych i mają na swoim sumieniu liczne rzesze wybitnych uczonych, a także potencjalnych uczonych.

Ale życie nie jest czarno-białe i są przykłady uczonych, którzy przeszli przez piekło niemieckich obozów koncentracyjnych a następnie, po nastaniu czerwonego postępu, działali na rzecz jego instalacji i eliminacji z życia nawet swoich towarzyszy wcześniejszej obozowej niedoli. (Niezłomni – wyklęci przez rektorów -Kurier Wnet, nr. 4/2018) Innych represjonowano w czasach czerwonego postępu za rzekomą kolaborację z postępem brunatnym, nawet gdy uchronili przed śmiercią tysiące, miliony ludzkich istnień (Rudolf Weigel), lub poczynili wynalazki dla dobra ludzkości (Jan Czochralski) 

Masowa edukacja na drodze postępu

Aby upowszechnić genialne myśli twórców postępu, a przez to uformować człowieka postępu, potrzebne było zlikwidowanie analfabetyzmu. Edukacja szkolna miała sformatować politycznie obywateli do miłowania socjalistycznej ojczyzny i budowania najlepszego z ustrojów. I w niemałym stopniu to się udało, a motywowano młodych do wysiłku argumentem: „Czego Jaś się nie nauczy tego Jan nie będzie umiał”. Edukacja miała jednak charakter ideologiczny, niewygodne treści, szczególnie w zakresie edukacji humanistycznej unieważniano, więc utrwalenie w umysłach zakłamanych, zmanipulowanych treści miało długotrwałe skutki, co widzimy do dnia dzisiejszego, bo niestety czego Jaś zbyt dobrze się nauczył, tego Jan nie zdoła się oduczyć, a w każdym razie nie tak łatwo. Stąd spora cześć społeczeństwa nadal mentalnie i merytorycznie pozostaje w nie do końca upadłym systemie. Można to było przewidzieć, bo na poziomie wszystkich szczebli edukacji preferowano nauczanie pamięciowe, tępiono myślenie, kojarzenie, merytoryczną krytykę i z tego modelu edukacji do tej pory nie zdołaliśmy się wyzwolić, a nawet nie za bardzo chcemy -w końcu przez lata premiowano konformizm a nonkonformizm był karany, i to nieraz dożywotnio, Konformiści i w III RP odnoszą sukcesy. a nonkonformiści są poddawani cancel culture.

Eliminacji, jak się pogardliwie określa nawet do dziś, „wstecznych”, „zacofanych” elit, o systemie wartości oddziedziczonym po II RP, towarzyszyła masowa edukacja prowadzona głównie przez postępowców, zrazu na poziomie podstawowym i zawodowym, a w końcu -po transformacji- także wyższym, przynajmniej z nazwy. Niestety po „zgilotynowaniu” głów niezależnych od postępu, nastawionych na dobro wspólne, na poszukiwanie prawdy, efekty edukacji pozostały mierne. Postęp ilościowy w żaden sposób nie był w stanie przynieść postępu jakościowego, co szczególnie wyraźnie widać w domenie akademickiej. Z dumą, zadowoleniem, satysfakcją nagłaśnia się rzekome sukcesy polskich uczelni identyfikowanych wśród najlepszych uczelni świata, pomijając fakty, że od wielu naszych, nawet wyróżniających się, wyżej notowane są uczelnie nie tylko z większości krajów europejskich, ale także tych z Bangladeszu, Ugandy, Kolumbii, Kazachstanu ….. Rzecz jasna o tym się nie informuje społeczeństwa, które mimo postępowej edukacji jakoś nie jest zbyt zaradne, aby sprawdzać (dez)informacje, którymi jest karmione i przysposobione do utrzymywania kiepskiego/niewydolnego systemu. Masowa edukacja, zapewniająca wydawanie pożądanych dyplomów, jednocześnie zabezpiecza wprowadzanie w życie najbardziej absurdalnych – traktowanych jako postępowe – idei (m.in. religia klimatyczna, genderyzm.)

Bismarkowi przypisuje się maksymę: Acht und achtzig Professoren und Vaterlanddu bist verloren. (Osiemdziesięciu ośmiu profesorów i Ojczyzno, jesteś zgubiona.). A mamy masową „produkcję” profesorów. To nie są dziesiątki, ale tysiące, reprodukujących ogromne rzesze osobników udyplomowionych, utytułowanych, ale coraz bardziej odpornych na prawdę. Mamy więc czego się obawiać.

Postępowa ideologia ponad nauką

Przygotowano przestrzeń akademicką do lewackiego przemarszu przez uniwersytety. Marsz ten postulowany jeszcze w latach 30-tych ub. wieku  na Zachodzie, na dobre rozpoczął się w 1968 r., a u nas przyspieszył po transformacji w XXI wieku. Przetrzebiona czystkami ideologicznymi i nastawiona materialnie, a szczególnie tytularnie, domena akademicka wkroczyła w okres postprawdy i posthistorii, niszcząc za sobą świadectwa i wartości poprzedniej epoki.

Idee równości, realizowane za pomocą gilotyny w czasach postępowej rewolucji francuskiej, za pomocą karabinów i łagrów w czasach postępowej rewolucji październikowej, wprowadzano w sposób mniej lub bardziej doskonały na terenach zarażonych postępem, także w domenie akademickiej.

Zastępując wartości chrześcijańskie (Dekalog) antywartościami neomarksistowskimi lansuje się 11 przykazanie („nie bądź obojętny” – Józef Wieczorek „Auschwitz nie spadł nam z nieba, komunizm też!” Kurier WNET” nr 69/2020), co w świecie nauki objawia się brakiem obojętności na to, co wypracowali inni, i zagarnianiem ich osiągnięć na swoje konto (popularne plagiatowanie, rekwirowanie własności intelektualnej, dostawy obowiązkowe płodów intelektualnych). Fundamentem postępowej domeny akademickiej staje się polityka równościowa i tzw. antydyskryminacyjna wobec osób o odmiennej orientacji seksualnej z obszaru LGBT+. Osobom o tradycyjnej orientacji intelektualnej i moralnej wolno się najwyżej temu podporządkować, albo stać się obiektami dyskryminacji i napiętnowania. Przeniesienie zainteresowania na sferę seksualną, przy jednoczesnej obojętności na stronę moralną i intelektualną prowadzi do zapaści domeny akademickiej i grozi śmiercią uniwersytetów, kiedyś centrów wartości i poszukiwania prawdy.

Zdominowanie nauki przez ideologię skutkuje ograniczeniem wolności nauki, brakiem rzeczywistych debat naukowych, których uodpornieni na prawdę postępowcy po prostu nie potrzebują. Naukowcy, u których wykryto niechęć do postępu, do wsobnych debat postępowców nie są dopuszczani, nie mają większych szans na finansowanie uważanych za niepostępowe projektów, a nawet na zatrudnienie etatowe. Trudno znaleźć wydawców i dystrybutorów niepostępowych książek. Co prawda gilotyny wymyślone przez Józefa Guillotina podczas rewolucji francuskiej nie są już stosowane do ścinania niepostępowych głów, ale w metodach dekapitacji nastąpił olbrzymi postęp. Głowy niepogrążone w piasku i emitujące wolne myśli i słowa, kasowane (cancel culture) są nader skutecznie i ich nosiciele nie mają wiele szans na funkcjonowanie w domenie akademickiej. Postępowcy nie potrzebują uczonych ani wolności nauki.