Majcherkowe lamentowanie, czyli relatywizm czystek akademickich

Majcherkowe lamentowanie, czyli relatywizm czystek akademickich

Jak się słucha lamentów postępowego Majcherka i jego kumpli w akademickiej biedzie, człowiek jeno marzy o powrocie do zacofanych czasów średniowiecza, kiedy budowano uniwersytety i katedry, w czasach postępu niszczone.

Janusz Majcherek to wiekowy już profesor od relatywizmu w nauce i kulturze przez długie lata jakby przypisany do Uniwersytetu Pedagogicznego, gdzie do niedawna był dyrektorem instytutu Filozofii i Socjologii. Niedawno, bo w ubiegłym roku, po osiągnięciu stosownego wieku [rocznik 1955] został przeniesiony na emeryturę, co uznał za pokrzywdzenie, wręcz skandal, dowód na czystki polityczne na uczelni.

Fakt, że w tym samym mniej więcej czasie zmiany kadrowe dotknęły większą liczbę pracowników UP, uczelni przez długie lata PRL stanowiącej podporę intelektualną dla jedynie słusznego systemu i która przez długie już lata III RP jakoś nie została zweryfikowana kadrowo, choć taka weryfikacja dla niemal czerwonej uczelni pedagogicznej winna być imperatywem moralnym.

W uczelni tej mamy wielką tablicę z nazwiskami doktorów honoris causa tej uczelni, wśród których nie brakuje nazwisk tajnych, a nawet jawnych współpracowników nie do końca upadłego systemu. A główna aula UP nosi dumną nazwę Wincentego Danka [https://blogjw.wordpress.com/2017/12/03/tak-dla-dekomunizacji-ale-nie-na-uczelniach/ ] znanego aktywisty komunistycznego, który jako zasłużony działacz partyjny w latach 50-tych ubiegłego stulecia pełnił funkcje rektora ówczesnej WSP (przez złośliwców zwanej ze względu na poziom Wyższą Szkołą Podstawową).

Janusz Majcherek przyczynił się jako profesor UP do powiększenia listy dr h.c. uczelni poprzez laudację na cześć znanego przyjaciela Wojciecha Jaruzelskiego – samego Adama Michnika. Przeciwko takiej nominacji bezskutecznie protestowaliśmy przed gmachem UP, https://krakjw.wordpress.com/2009/11/18/migawki-z-pikiety-na-okolicznosc-doktoratu-h-c-michnika/] a dziś są postulaty, aby listę dr h.c. UP z tego nazwiska oczyścić.

W rozmowie z onet.pl [https://wiadomosci.onet.pl/tylko-w-onecie/prof-janusz-majcherek-o-szkolnictwie-kaczynskim-czarnku-i-rydzyku/y39qqhq ] emerytowany już prof. UP lamentuje z powodów, jak określa – „permanentnych czystek”, które jego zdaniem nie mają podłoża ekonomicznego, a jeno ideologiczne. Nie znam dokumentacji kadrowej ani finansowej uczelni, ale pewną znajomość w tej materii mam.

Jeszcze w pierwszych latach tego wieku jako osoba bezetatowa w wyniku rzeczywistych politycznych (a nie wyimaginowanych) czystek końca PRL, wymazanych z pamięci i historii, zdeterminowana brakiem zatrudnienia mimo prowadzenia działalności naukowej, przesłałem propozycję jakiejś formy zatrudnienia na UP, ale niestety nie otrzymałem odpowiedzi, gdyż podobno padł system informatyczny na uczelni i chyba do dnia dzisiejszego nie odzyskał sprawności, bo odpowiedzi nadal brak. Mimo to jako sąsiad tej uczelni, działający pro publico bono i zatroskany fatalnym stanem ekonomicznym polskich uczelni, przekazuję bibliotece UP moje książki, a także w rozdawnictwie darmowym wiele publikacji naukowych (głównie zagranicznych), których nie mam gdzie trzymać, a mogą być przydatne zainteresowanym badaniami naukowymi. Kiedyś zaniosłem do biblioteki w darze pakiet numerów nowego czasopisma, nieznanego w bibliotece (wartości co najmniej 100 zł), za co mi podziękowano, ale gdy poprosiłem o kserokopię jednej strony z jakiejś gazety zażądano ode mnie 20 gr, co uiściłem, mając na względzie stan ekonomiczny uczelni, której nie stać na taką jak bezetatowca hojność.

Tym samym wcale mnie nie dziwi zwalnianie pracowników uczelni z przyczyn ekonomicznych, choć może budzić zdumienie, że uczelnia nie skorzystała z propozycji zatrudnienia bezetatowego naukowca, który i bez finansowania dużo publikował i posiadał sporą bibliotekę naukową, co by zmniejszyło rzecz jasna koszty utrzymania uczelni.

Nie bez znaczenia jest fakt, że w najgorszych nawet czasach ten bezetatowy naukowiec uformował więcej dobrych absolwentów czynnych w nauce niż profesorowie zatrudnieni w instytucie znaczenie wyżej od UP notowanej uczelni – UJ. Niestety, lewicowa uczelnia wolała pracowników o orientacji lewicowej a nie prawicowej, a tu lewicowy Majcherek lamentuje, że jest szykanowany na podłożu ideologicznym [sic!]. No to może ta uczelnia woli pracowników ideologicznie nijakich, skoro nie chce ani lewicowych, ani prawicowych.

Majcherek żali się ponadto, że obecny rząd walczy z lewicowością na uczelniach i poprzez zmiany w nauce i edukacji prowadzi do tego, że „najważniejszą tożsamością zbiorową Polaka ma być naród”. Co więcej, w rozmowie z onet.pl Majcherek oburza się, że „nawet na banknocie z Lechem Kaczyńskim napisano: „warto być Polakiem”. I „za tym się kryje myśl, że polskość jest czymś najlepszym, co się człowiekowi może przytrafić”.

No cóż, zdaje się Majcherek należy do tych, co uważają, że „polskość to nienormalność” i kim jak kim, ale Polakiem być nie warto. Chyba teraz żałuje, że przytrafiło mu się urodzić Polakiem i stąd te jego lamenty, choć chyba tak naprawdę to Polakiem nie jest i obowiązków polskich nie wypełnia. Roni krokodyle łzy nad losem Michała Bilewicza, który nie wiadomo dlaczego od kilku lat czeka na nominację na belwederskiego profesora, co jest specjalnością polską [!], a sam jest przeciwny panoszeniu się ideologii o nazwie Polacy. Jakaś schizofrenia. Majcherek broni też podobno szykanowanych takich „profesorów’ niemiłujących Polaków, jak Tomasz Gross, Jan Grabowski, Barbara Engelking. Ma doborowe towarzystwo antypolskie.

Nie wiadomo dlaczego Majcherek o tak antypolskim nastawieniu nie przeniósł się do tej pory do mniej polskiego kraju. Z wywiadu można się domyślać, że prawdopodobnie czeka na upadek z powodu drożyzny obecnej propolskiej ekipy rządowej, tak jak to bywało z ekipami – choć nie propolskimi – czasów komunistycznych. Dopóki to nie nastąpi – lamentuje, a czasem jako osoba nieposłuszna obecnym władzom – płacze nad swoim losem.

O prawdziwych politycznych czystkach doby komunistycznej nie wspomina ani słowem. Losem tych, którzy jako nieposłuszni władzom komunistycznym i uważających, że warto być Polakiem, byli z uczelni wyrzucani dożywotnio, na długo przed emeryturą, Majcherek się nie przejmuje i zgodnie ze swoją specjalnością wykazuje relatywizm.

Majcherek wraz z innymi „ofiarami” obecnych „czystek” w nauce i edukacji protestował 14 lipca ubiegłego roku przed Collegium Novum [ https://jwfotowideo.wordpress.com/2021/07/15/protest-przed-jak-mowiono-najstarsza-agencja-towarzyska/%5D. Protestujący argumentowali, że obecne władze chcą nas cofać do średniowiecza, do czasów ciemności, nie zwracając uwagi, że ten uniwersytet powstał w tych zacofanych czasach, a wtedy jego studentem (zacofańcem?) był Mikołaj Kopernik. Jego pomnik stoi obok Collegium, przy którym odbywał się protest postępowych profesorów, którzy chyba takiego poziomu jak Kopernik za żadne skarby nie chcieli by osiągnąć. Nie ma obawy. Różnica poziomów jest mniej więcej taka jak między Everestem a rowem Mariańskim.

Jak się słucha lamentów postępowego Majcherka i jego kumpli w akademickiej biedzie, człowiek marzy o powrocie do zacofanych czasów średniowiecza, kiedy budowano uniwersytety i katedry, w czasach postępu niszczone przez barbarzyńców, także akademickich.

Tekst opublikowany na portalu ABC NIEPODLEGŁOŚĆ  2/01/2022

Ależ strach ogarnął profesurę !

autorytet.PNG

[Andrzej Krauze trafnie ujął kreską kwestię autorytetu moralnego, tak znamiennego dla środowiska akademickiego]

Ależ strach ogarnął profesurę !

Zatwierdzona przez parlament i czekająca na podpis prezydenta ustawa o nauce i szkolnictwie wyższym zwana Konstytucją dla nauki [ https://legislacja.rcl.gov.pl/projekt/12303102] budzi uzasadnione zainteresowanie środowiska akademickiego.

Nie jestem zwolennikiem tej ustawy, przedstawiałem wiele opinii krytycznych choć znalazły się w niej zapisy, o które przez lata walczyłem, jak np. o dezubekizacji, czy o mediatorze – wprowadzone do ustawy, co prawda nie w takiej formie jak można by oczekiwać, ale jednak ich uwzględnienie należy ocenić pozytywnie.

Niestety ustawa zachowuje funkcjonujący do dziś system tytularny, stąd tytuł profesora i to nadawany przez prezydenta, ma nadal stanowić ukoronowanie, a zwykle i cel kariery akademickiej, z całymi tego patologicznymi konsekwencjami. Jesteśmy potęgą tytularną, ale mizerią naukową i marne są nadzieje, że przestanie tak być.

Nie wszyscy w Polsce wiedzą, że w krajach przodujących w nauce prezydent nie zajmuje się nadawaniem tytułu profesora, bo profesor to jest stanowisko na uczelni i to uczelnia ma autonomiczne prawo do zatrudniania danego naukowca na takim stanowisku. Ale w Polsce, szczególnie ci, którzy medialnie walczą o autonomię uczelni wcale takich autonomicznych rozwiązań nie akceptują i walczą o to aby tytuły profesorskie i to dożywotnie pozostały i aby prezydent je nadawał i nie mógł ich odbierać  – jak do tej pory.

Widocznie gremia akademickie do samych siebie zaufania nie mają , czemu trudno się zresztą dziwić.

Przez tyle lat panowania komunizmu awanse akademickie były kontrolowane politycznie, uwarunkowane poparciem, a przynajmniej spolegliwością wobec ‚najlepszego’ z systemów i im wyższy szczebel akademicki tym kontrola była na wyższym szczeblu politycznym. Finalny produkt takiego awansowania w pełni jest akceptowany i to do dnia dzisiejszego i to niezależnie od opcji politycznej !

A prawdę mówiąc, odnosi się wrażenie, że to b. opozycja antykomunistyczna szczególnie silnie broni rozstrzygnięć komunistycznych w sektorze akademickim – tak personalnych, jak i strukturalnych. Stąd taka zażarta obrona habilitacji, która w systemie komunistycznym odegrała ogromną rolę w dyscyplinowaniu zwykle niepokornego środowiska akademickiego. Zamiast nieposłusznych w myśleniu uformowano zastępy wysoce utytułowanych, w myśleniu posłusznych, mistrzów konformizmu i oportunizmu, co dla nauki jest stanem zabójczym.

Wyselekcjonowanych w systemie komunistycznym profesorów nikt nie weryfikował w III RP, ale przed transformacją to profesorowie posłusznie wypełniając zarządzenia przewodniej siły narodu weryfikowali politycznie, negatywnie, im i systemowi zniewolenia zagrażających. Tych procedur i ich skutków oczywiście beneficjenci tego procederu nie badają i na te tematy nie mają nawet zamiaru dyskutować !

I ten stan rzeczy jest akceptowany niemal powszechnie i zwykle się uważa, że jak ktoś był beneficjentem weryfikacji komunistycznych to musiał być naprawdę dobry !

Trzeba pamiętać, że najważniejszym punktem komunistycznej weryfikacji kadr akademickich była postawa moralna, przede wszystkim w aspekcie należytego tzn. prokomunistycznego oddziaływania na młodzież akademicką. Kto takich ostrych kryteriów moralnych [w istocie rzeczy amoralnych] nie spełniał i nie rokował nadziei na spełnianie, musiał się liczyć z opuszczeniem uniwersytetu ze względu na negatywne oddziaływanie na młodzież akademicką. I to opuszczenie było czasem dożywotnie, jeśli ktoś zagrażał żywotnym interesom nadzwyczajnej kasty akademickiej.

Nie bez przyczyny poziom moralny [w rozumieniu chrześcijańskich wartości] środowiska akademickiego jest katastrofalny, szczególnie w życiu zawodowym, bo przecież rozwody, nieślubne dzieci itp. nigdy nie były i nie są brane pod uwagę w ocenach moralnych akademików. Ale takie absurdalne obawy o ustawową ingerencję w życie prywatne i takie oceny wyrażają dziennikarze i profesorowie ! ]Tytuł profesora tylko dla moralnych http://www.rp.pl/Edukacja-i-wychowanie/307259897-Tytul-profesora-tylko-dla-moralnych.html&cid=44&template=restricted ]

W jakimś sensie to chyba skutek braku dyskusji nad rozlicznymi patologiami akademickimi podczas prac nad ustawą.

Nie bez przyczyny umieszczony w projekcie rozporządzenia do ustawy zapis „Niezmiennym elementem specyfikującym i wyróżniającym kadrę profesorską jest również nienaganna postawa moralna, obowiązująca zarówno w życiu zawodowym, jak i prywatnym.” [https://legislacja.rcl.gov.pl/docs//506/12313550/12520352/12520353/dokument348603.pdf ] jakby wzbudził strach profesury, wyselekcjonowanej i selekcjonującej swoich następców według standardów moralnych z czasów PRLu.

Niestety tak profesorowie, jak i dziennikarze, byli i są obojętni na amoralne, komunistyczne czystki akademickie, za które pokrzywdzonych się nie przeprasza i do powrotów nie zaprasza.

Kto nie sprostał amoralnym standardom komunistycznym, a tym bardziej jeśli nawet nie chciał sprostać, ten niech zostanie wyklęty na wieki i niech słuch o nim zaginie.

Takie są amoralne principia środowiska akademickiego ogarniętego strachem, że ktoś w ich moralność może wątpić i brać pod uwagę przy awansach.

Ja uważam, że polityczna selekcja kadr akademickich w PRLu wg swoistych, komunistycznych kryteriów moralnych była amoralna, jak i amoralne było np. donoszenie na kolegów do przewodniej siły narodu i jej zabezpieczenia, stąd tajni, jak i jawni współpracownicy systemu kłamstwa winni być odsuwani od wpływu na młodzież akademicką, bo ich postawa była naganna.

Podobnie profesorami nie powinni być miłośnicy ustawiania konkursów, plagiatowania, fikcyjnego wykładania, badania, edukowania, lepszych od siebie mobbingowania itp. Akceptowanie obecnego amoralnego stanu rzeczy jest moim zdaniem amoralne i stanowi ważną przyczynę kiepskiego stanu polskiej nauki i edukacji na wszystkich szczeblach.

Tekst w Rzeczpospolitej „ Tytuł profesora tylko dla moralnych” [ http://www.rp.pl/Edukacja-i-wychowanie/307259897-Tytul-profesora-tylko-dla-moralnych.html&cid=44&template=restricted ]wiele mówi – odzwierciedla obawy niemałej części środowiska akademickiego, że ludzie amoralni mogą być w nim niepożądani, szczególnie na najwyższych szczeblach.

Niestety, w istocie rzeczy, ta ułomna ustawa nie zabezpiecza systemu pozytywnej selekcji kadr, a nawet poznania źródeł, historii i skutków selekcji negatywnej, co nie daje gwarancji, że zreformowany system akademicki będzie posadowiony na właściwych fundamentach, a poza tym jakoś nie widać zainteresowania ani ministerstwa, ani środowiska akademickiego działaniami na rzecz transformacji akademickiej – transformacji selekcji negatywnej w selekcję pozytywną. Także media niestety nie wykazują skłonności do wzbudzenia takiego zainteresowania.

No i proszę – podobno mamy wielką czystkę akademicką ?!

B

[http://innpoland.pl/136453,wielka-czysta-w-instytutach-badawczych-wieloletni-dyrektorzy-ida-na-bruk-rzad-powoluje-nowych-wedlug-widzimisie]

No i proszę – podobno mamy wielką czystkę akademicką ?!

Od wielu już lat podnoszę w wielu tekstach problem Wielkiej Czystki Akademickiej [https://lustronauki.wordpress.com/tag/wielka-czystka-akademicka/ , https://blogjw.wordpress.com/tag/wielka-czystka-akademicka/ ] jaka miała miejsce u schyłku PRLu i która zaowocowała luką pokoleniową na uczelniach i niedoborem elit niezbędnych do należytego funkcjonowania dużego europejskiego kraju.

Niestety przytaczane przez mnie fakty, podnoszone postulaty, nie trafiają do serc i umysłów społeczeństwa a w szczególności do historyków i niemal całej korporacji akademickiej.

Beneficjenci tych czystek nie chcą nawet słuchać o wydarzeniach, które ich wyprowadziły na piedestały, a konkurentów -pasjonatów nauki i edukacji – zniszczyły, wyrzuciły na bruk, bo swoimi pasjami negatywnie oddziaływali na młodzież akademicką i zagrażali systemowi kłamstwa, prosperującym także na uczelniach.

Najwybitniejsi historycy nie chcą badać tych wydarzeń i poznać strat wojny jaruzelsko-polskiej [ https://blogjw.wordpress.com/2017/06/24/kiedy-poznamy-straty-wojenne-wojny-jaruzelsko-polskiej/ ]. Minister nauki zasłania się brakiem kompetencji [https://blogjw.wordpress.com/2017/07/25/czy-ministerstwo-nauki-ma-nadal-racje-bytu-i-reformowania-systemu-akademickiego/ ] a IPN brakiem właściwości [ https://blogjw.wordpress.com/2017/07/11/smutne-refleksje-nad-polityka-historyczna/ ].

Ja takich braków nie posiadam – uważam, że jestem człowiekiem z właściwościami i mam kompetencje, co dokumentuję moimi tekstami i niezależnie problem Wielkiej Czystki Akademickiej podnoszę, informacji dostarczam, ale wrażliwości na akademickie ofiary systemu nie zauważyłem.

Najwięksi badacze historyczni na początku transformacji systemu kłamstwa w kolejny system kłamstwa prowadzili badania nad akademikami pokrzywdzonymi w PRLu, ale badając stan pokrzywdzenia tylko wśród beneficjentów, co doprowadziło ich do oczywistego wniosku, że pokrzywdzonych politycznie przez ten system nie było ! [https://wobjw.wordpress.com/2010/01/01/powracajaca-fala-zaklamywania-historii/]

Mimo rewelacyjnej dla nauki metody i niedostatku u nas laureatów nagrody Nobla, zapewne przez korporacyjną zawiść, takich to koryfeuszy nauki polskiej do tej pory do nagrody Nobla nie zgłoszono [!], ale ich metody wykorzystuje się jak najbardziej. [https://blogjw.wordpress.com/2013/02/10/poradnik-dla-badajacych-czasy-prl-u-na-odcinku-akademickim/].

Nagłaśnia się jak środowisko akademickie było strasznie inwigilowane, iluż to było TW i jakie perfidne metody oni stosowali, czemu nikt przyzwoity i jako tako zorientowany w temacie zaprzeczyć nie może, ale jednocześnie podnosi się, że np. na prestiżowym i wzorcowym UJ nikt nie stracił z powodów politycznych pracy. Widocznie polityczna weryfikacja kadr akademickich była lipą, esbecja wraz z pezetpeerią i rzeszami współpracowników znakomicie ochroniła powierzony im do ochrony obiekt, przeprowadzając go bezstratnie, jak Mojżesz przez to Morze Czerwone.

Ale co to ma wspólnego z prawdą niemal nikt nie chce wiedzieć !

Elit brak, luka pokoleniowa jest, a czystki podobno nie było !

Minister nauki, który zauważył brak elit stara się to zjawisko wytłumaczyć, ale nie sięgnął pamięcią do czasów najnowszych i skończył poszukiwanie przyczyn tego stanu rzeczy na czystce roku 1968 !

Fakt, że wówczas opuścić musiały kraj tacy przedstawiciele ówczesnej elity jak Bauman, Wolińska, Gross , czy Michnik ( Stefan, bo Adam został i tworzył nowe elity ze skutkiem wiadomym) . Czyli co ? – jakby tacy inteligenci u nas zostali to elity mielibyśmy jak się patrzy ?!

Podobnie jak profesoria UJ minister nauki, zresztą wychowanek UJ, nie zauważył czyszczenia kadrowego w latach wojny – jaruzelsko-polskiej, swą interpretacją obrażając całe rzesze wyrzuconych, nie nadających się do formowania kolejnych elit, przynajmniej spolegliwych wobec systemu kłamstwa.

Niestety brak reakcji na wypowiedzi ministra, nawet wśród kombatantów tego okresu, świadczy najlepiej, że z elitami w III RP to jest naprawdę krucho.

Inną drogą idzie natomiast totalna opozycja, tzw. KODomici czy może kosmici, którzy alarmują o wielkiej czystce, która ma rzekomo miejsce obecnie. [http://innpoland.pl/136453,wielka-czysta-w-instytutach-badawczych-wieloletni-dyrektorzy-ida-na-bruk-rzad-powoluje-nowych-wedlug-widzimisie ]

Skoro w instytucie badawczym wymieniono dyrektora o 19 letnim stażu to jest to ich zdaniem dowód na wielką czystkę, bo zapewne w ich przekonaniu dyrektor to zawód i to dożywotni. Takie zjawisko przypomina im rozwiązania z lat 50 tych, ale nie podają nawet przykładów.

Podnoszenie takich rzekomych analogii jest zdumiewające, bo wtedy dyrektorzy na ogół partyjni, nie byli wymieniani do emerytury, o ile partii służyli jak to oczekiwała. Dyrektor to był zawód !

Także u schyłku PRLu i w początkach III RP znani byli dyrektorzy instytutów o takim stażu ( 10 lat w PRL, 10 lat i a nawet więcej w III RP, bo podczas transformacji czystek nie było, ale ci dyrektorzy brali nieraz udział w czyszczeniu instytutów z elementu im i najlepszemu z ustrojów zagrażającego, właśnie w okresie poprzedzającym transformację, które to zapominane czyszczenie określam Wielką Czystką Akademicką.

I widać, że nawet opozycja totalna nie sięga pamięcią do czasów najnowszych, tylko do czasów znaczenie wcześniejszych.

O czasach wojny jaruzelsko-polskiej niemal nikt ani z rządzących, ani z totalnej opozycji, nie chce nic wiedzieć i z tym okresem niczego nie porównuje.

Totalni opozycjoniści alarmują także, że „ wybór szefów instytutów naukowych zależy w stu procentach od ministra, któremu podlegają. Żaden konkurs, który pozwoliłby wybrać najbardziej kompetentną osobę, nie jest więc potrzebny” .

I znowu nikt nie protestuje przeciwko takiej interpretacji, choć jest ona kuriozalna wielce.

Totalna opozycja milczy o niedawnych czasach, kiedy o wyborze szefów instytutów naukowych decydował czynnik partyjny przewodniej siły narodu, biorącej pod uwagę przede wszystkim przydatność do budowy najlepszego z systemów i pozytywnego wpływania na młodzież akademicką.

O konkursach ustawianych w III RP na konkretną osobę, o odpowiednich parametrach genetyczno-towarzyskich, też się nie wspomina, choć takie konkursy nie pozwoliły na zapełnienie luki pokoleniowej, ani odtworzenie elit wyczyszczonych nie tylko w latach 50-tych, ale przede wszystkim w latach 80-tych bo utrzymanie ciągłości patologicznego systemu akademickiego w III RP nie pozwoliło na odtworzenie tych elit.

Żaden tak ustawiany konkurs nie pozwalał na wybranie najbardziej kompetentnej osoby, stąd najbardziej kompetentne osoby znalazły się poza systemem.

Zastrzeżenia można mieć do rządzących o to, że nie naprawiły skutków Wielkiej Czystki Akademickiej, ale nie o to, że od czasu do czasu kogoś z nadzwyczajnej kasty przeniosą w stan spoczynku, czy na inne stanowisko.

Kadry akademickie trzeba było wymieniać u zarania III RP i przywracać tych, z których uczelnie zostały oczyszczone przed nastaniem tzw. transformacji.

Ale woli, ani u rządzących, ani tym bardziej u akademickich beneficjentów czystek – nie było i nie ma do tej pory.

Kuriozalne jest to, ze w ramach aktualnej reformy to patologiczne środowisko samo ma się naprawić, choć takiego przypadku chyba nie było jeszcze w historii.

 

Może ta mikstura pomoże zidentyfikować i wyjaśnić naturę

Wielkiej Czystki Akademickiej,

ale nie wiadomo do tej pory czy działa pozytywnie na beneficjentów tej czystki

– badań brak  !  mimo, że innowacyjne wdrożenia są podobno w cenie. 

Rozjaśnia umysł