Nowe nurty nauki

Nowe nurty nauki

Wygląda na to, że nowa władza ma plan postępowego sformatowania polskiego społeczeństwa, uwidaczniany już wyraźnie w nauce szkolnej, która ma być łatwa i przyjemna oraz odrywająca nowe pokolenia od swej przeszłości. Obecna zapaść edukacji może się tylko pogłębić. A naród oderwany od swych korzeni, nieznający swej historii, skazany jest na obumarcie. Chyba o to chodzi.

Lewicowi posłowie, wykształceni chyba ponad swą inteligencję, ogłosili, że przez osiem ostatnich lat nauka była głodzona, pomijając taktownie opinie z wcześniejszego ćwierćwiecza, kiedy głoszono, że nauka jest na skraju przepaści. Na szczęście, że mimo reform nie uczyniła kroku do przodu.

Świat nauki czeka na większe płace zależne od stopni i tytułów, ale niezależne od zasad, o których dopiero po nasyceniu finansowym będzie można rozmawiać. Pułapu nasycenia jednak się nie określa, a jak wiadomo, apetyt rośnie w miarę jedzenia. Jest zatem obawa, że głód nie zostanie zaspokojony, a zasady (czy raczej ich brak) do głodu prowadzące pozostaną zasadniczo niezmienione.

Jest jednak promyk nadziei, bowiem minister nauki oznajmił, że „dla plagiatorów nie ma miejsca w nauce”. Tych mamy wielu, i to na wszystkich szczeblach dr(h)abiny akademickiej, stąd ich wyeliminowanie przyniosłoby poważny zastrzyk finansowy dla uczciwszych akademików. Podział funduszy oparty na zdrowszych zasadach przynajmniej oszustów by nie premiował. Od ubiegłego roku naruszanie praw autorskich może skutkować utratą nawet tytułu profesora, stąd minister ma szanse oczyścić obecną stajnię Augiasza.

Wybranie Forum Akademickiego na platformę naprawiania nauki budzi jednak konsternacje. Eksperci FA, „profesorowie”, argumentują bowiem, że inkorporowanie do swej domeny tego, czego sami nie potrafią, a im się podoba, jest jak najbardziej dozwolone, a podawanie źródeł wręcz niewskazane. Te bowiem zmieniają lokalizację, a przecież dziś to każdy może sobie znaleźć, skąd akademik zaczerpnął materiał do „swojej” pracy. Tym samym każdy obywatel będzie mógł być odkrywcą cennych źródeł, a Polska prekursorem nowego nurtu nauki w skali światowej.

Tekst opublikowany w tygodniku Gazeta Polska  6 marca 2024 r.

Popielec ‚doskonałego’ profesora na akademickiej dr(h)abinie. Tekst do rozważań na okres Świąt Wielkiej Nocy przeznaczony

[z Wikipedii]

Popielec ‚doskonałego’ profesora na akademickiej dr(h)abinie

Tekst do rozważań na okres Świąt Wielkiej Nocy przeznaczony

Zbliża się Popielec i czeka nas posypywanie głowy popiołem w ramach pokuty, mając na uwadze słowa z Księgi Rodzaju: Pamiętaj człowiecze, że jesteś prochem i w proch się obrócisz; czyń pokutę, abyś miał życie wieczne” (3,19).

Do tego aktu pokuty nawiązuje ‚doskonały’ profesor (Bogusław Śliwerski – członek Rady Doskonałości Naukowej) , po tym jak „Sąd apelacyjny nie zaakceptował nieumiejętnego obchodzenia się z moją dr(h)abiną akademicką…” https://blogjw.wordpress.com/2024/02/06/sad-apelacyjny-nie-zaakceptowal-nieumiejetnego-obchodzenia-sie-z-moja-drhabina-akademicka/ pisząc na swoim blogu [https://sliwerski-pedagog.blogspot.com/2024/02/nie-ma-plagiatu-to-pech.html ] „ należy posypać głowę popiołem i przeprosić, skoro tego domaga się autor, który nie poinformował mnie – co jest w zwyczaju blogowych komentatorów wydarzeń – żebym podał autora i źródło, skoro było jego wytworem.

Nie ma pewności czy ten akt zostanie uznany za akt pokutny, gdyż ‚doskonały’ nie widzi swojej winy, lecz obarcza winą autora dr(habiny, który nie dostarczył mu instrukcji obchodzenia się z nią. Skąd autor miał wiedzieć, że ‚doskonały’ ma zamiar wejść w kontakt trzeciego stopnia z jego dr(h)abiną? ‚Doskonały’ profesor tego nie objaśnia, nawet nie usiłuje, dyskwalifikując się/kompromitując się nadzwyczaj. Zdumiewające jest, że profesor przyznaje się, że nie miał pojęcia o konieczności podawania źródła pochodzenia tego co inkorporuje do swojej domeny, i to akademickiej. To (nie)wiedza poniżej poziomu Wikipedii, początkującego studenta, a nawet ucznia.

‚Doskonały’ odwołuje się jednak do opinii Pawła Kosseckiego (nazywał go profesorem i prawnikiem!), który na łamach Forum Akademickiego [https://miesiecznik.forumakademickie.pl/czasopisma/fa-1-2024/wazne-inicjaly%e2%80%a9/] tłumaczył brak potrzeby podawania źródeł „linki mogą się zmieniać lub być nieaktywne, w związku z tym stosowanie rygorystycznych przepisów prawa autorskiego jest niewłaściwe,” chyba tak na drodze do tworzenia jakiejś nauki bezźródłowej. Doskonałemu jest pod drodze.

Odwołuje się także do uważanego za głównego łowczego plagiatów w Polsce – Marka Wrońskiego (zwanego też profesorem i prawnikiem), który stworzył nową ideologię plagiaryzmu wyłączając grafikę z tej domeny [redakcja Forum Akademickiego postępuje zgodnie z tą ideologią! szerząc postęp w domenie akademickiej, zabraniając umieszczania linków do materiałów źródłowych! – https://blogjw.wordpress.com/2024/01/08/sprawa-plagiatu-boguslawa-sliwerskiego-w-redakcji-miesiecznika-forum-akademickie/] uzasadniając, że jak się komuś coś podoba- a sam nie umie tego zrobić – to może to włączać do swojej domeny, a jak ktoś to ujawni to jest to występek przeciwko obowiązującej kulturze akademickiej [sic!]. I to się ‚doskonałemu’ bardzo podoba.

Zresztą to nic nowego, w końcu własność prywatna, a intelektualna w szczególności, była likwidowana/unieważniana w ramach kulturalnych/postępowych metod bolszewickich dla realizacji swego celu „każdemu według potrzeb”. A ‚doskonali’ mają potrzeby nieprzeciętne!

Ich zadaniem jest zabezpieczanie postępu i to w domenie akademickiej, w domenie pedagogiki i wychowania nowego człowieka nieobojętnego na dobra innych.

Mniej postępowi winni sobie jednak zadawać pytanie – jak to było możliwe, że ktoś dostał się na sam szczyt dr(h)abiny akademickiej

nie mając pojęcia o tym co winien wiedzieć każdy, na samym pierwszym szczeblu tej dr(h)abiny!? Jakich forteli używał przy wspinaniu się na kolejne szczeble? Kto go podsadzał? Kto dr(h)abinę podtrzymywał, aby się nie osunęła? To podstawowe pytania, które się nasuwają na okoliczność wpisów ‚doskonałego’ przed zbliżającym się Popielcem.

W polityce mieliśmy Dyzmów i mamy ich co niemiara, ale w nauce?

Kiedyś trampolinę do osiągania szczytów stanowiła przewodnia siła narodu (co zapowiadał już na pierwszym zjeździe PPR sam Władysław Gomułka), innowacyjni akademicy, jak Julian Haraschin [odkrywca innowacyjnych metod produkcji dyplomów akademickich, fakt, że tylko chałupniczym sposobem) a po okresie „odwilży” przede wszystkim KC. Okazuje się, że po transformacji KC w CK (której członkiem był ‚doskonały’ profesor) też to było możliwe!

Doskonały’ profesor zrzuca winę na osobę nie nadającą się do niczego w domenie akademickiej czyniąc zarzut tak absurdalny, że trudno w niego uwierzyć.

Jak to?  Ktoś o poziomie zerowym ma pouczać/doskonalić ‚doskonałego’ już profesora? Czyli niejako przyznaje, że sam mimo doskonałości jest profesorem mniej niż zero? Czy nie tak?

Nie można tego wykluczać znając stan polskiej domeny akademickiej, formatowanej przez ‚doskonałych’ a cierpiącej na niedosyt pieniędzy. Trzeba przyznać, że ‚doskonały’ profesor niejako podsuwa rozwiązanie problemu głodu w tej domenie, zdominowanej przez nieprzeciętnych, jak się uważa profesorów. To oni stanowią punkt odniesienia do ustalania płac w całej domenie i punkt ten ma być wyższy (docelowo trzykrotnie wyższy) od przeciętnego wynagrodzenia, bo przecież nieprzeciętni nie mogą zarabiać przeciętnie.

Skoro się okazuje, że jednak ‚doskonali’ nie są tak doskonali jakby wskazywała ich nazwa a za ich niedoskonałości odpowiadają ci, którzy do domeny akademickiej się nie nadają, to chyba właśnie oni winni stanowić ten punkt odniesienia do określania wynagrodzeń w domenie. Nie ma wątpliwości, że problem głodu w domenie byłby wtedy rozwiązany. W przypadku podniesionym przez ‚doskonałego’ profesora sprawa jest jasna i klarowna

Autor dr(h)abiny, z puli  księgowanej po stronie wydatków na naukę (choć ma wspierać/pouczać/doskonalić, nawet najbardziej doskonałych) nie otrzymuje ani grosza i gdy jego pułap -0 zł miesięcznie, a nawet rocznie czy wielorocznie – zostanie uznany za punkt odniesienia dla finansowania w domenie akademickiej, to rzecz jasna ‚doskonali’ nie mogą tego pułapu przekraczać, tylko winni być finansowani  co najwyżej na poziomie 0 zł [miesięcznie, nawet rocznie czy wielorocznie] Aby uwzględnić ich nieprzeciętność ten pułap można zwiększyć wielokrotnie, ale bez umieszczania choćby jedynki przed zerami!

To da gwarancje sprawiedliwego podziału budżetu przeznaczonego na naukę, którą będzie można wyprowadzić ze strefy głodu i doprowadzić choćby do poziomu reprezentowanego przez nienadających się do domeny. Ci sponsorują swymi wytworami nawet taki Harvard (respektujący ich źródła i prawa autorskie!), przytaczany zwykle jako ten, z którym nam się mierzyć nie można, podobno z braku pieniędzy [o kulturze poszanowania własności intelektualnej taktownie się nie wspomina]. Rzecz jasna nasze głodujące uczelnie o takim wsparciu/sponsorowaniu nawet nie chcą słyszeć [niewygodną/pożądaną własność intelektualną unieważniają/kasują/anulują lub wolą grabić bez podawania źródeł] i ze swej biedy a nawet nędzy [moralnej w głównej mierze] nie chcą się wydostać.

„W historii bywa górą gwałt i zgnilizna, tym bardziej należy tę niemoc zbadać i godzi się zadać nauce pytanie: czyż tak źle z nami, iż nie ma sposobów, by ruszyć z bagna?” (Feliks Koneczny)

W oczekiwaniu na opracowanie dr(h)abiny płacowej polskiej domeny akademickiej z pułapem autorów obligowanym do uczenia doskonałych profesorów.

Zmienić finansowanie!

Zmienić finansowanie!

 Przed rozpoczęciem nowego roku akademickiego władze UJ spotkały się z mediami, taktownie nie zapraszając tych, którzy nagłaśniają plagi akademickie degradujące naukę. Rektor UJ od lat, podobnie jak rektorzy innych uczelni, jedynie niedosyt pieniędzy uważa za przyczynę słabości uniwersytetu. Oznajmia: „W rankingach światowych chcielibyśmy zajmować lepsze miejsca niż obecnie, ale bez zmiany sposobu finansowania szkolnictwa wyższego trudno myśleć o awansie choćby do trzeciej setki najlepszych uczelni na świecie”.

 A na inauguracji roku akademickiego mówi: „Musimy wszyscy mieć świadomość, że nie będziemy Harvardem, Oksfordem czy Cambridge, jeśli nie zmieni się w Polsce skala finansowania nauki”.

Mimo ciągłego reformowania w rankingach światowych nasze uczelnie stoją słabo, a nawet żenująco. W najnowszym prestiżowym rankingu brytyjskim (The Times Higher Education World University Rankings 2024) UJ i UW – najlepsze uczelnie polskie – zostały umieszczone w 7.–8. setce uczelni światowych, czyli w pakiecie miernych uczelni, bez określania dokładnego miejsca. Tym razem nieco niżej sklasyfikowano m.in. uczelnie z biednego Bangladeszu, które na ogół wyprzedzają inne polskie uczelnie, a w niektórych rankingach także te nasze najlepsze.

Chyba pieniądze nie są zatem czynnikiem decydującym o sile uczelni i jest konieczne, aby decydenci zmienili fundamenty, a nie wystrój domeny akademickiej. Uczelnie zachodnie finansowane są z budżetu – na ogół – tylko częściowo i muszą same dbać o dofinansowanie swojej działalności, a nie tylko czekać na budżetową jałmużnę. Stosowanie antykultury unieważniania wobec pasjonatów i walczących z patologiami nie poprawia sytuacji uczelni. Widać od lat, że finansowanie tytułów powoduje jedynie ich wzrost ilościowy, co na jakość nauki się nie przekłada. Finansowanie nieruchomości i ich wyposażenia spowodowało, że na tym materialnym polu jesteśmy na wysokim poziomie, ale potencjał intelektualny nie jest należycie wykorzystany, a nawet jest niszczony. Poza systemem można coś zrobić, natomiast w tym systemie niewiele albo nic.

Tekst opublikowany w tygodniku Gazeta Polska 11 października 2023 r.