Niezależne refleksje o patologiach akademickich

pajęczyna

Niezależne refleksje o patologiach akademickich

Reformy systemu nauki i szkolnictwa wyższego wprowadzone w 2010-2011 r. miały obniżyć znacznie obecny, wysoki, poziom patologii akademickich. Niestety brak jest odpowiednio umocowanego i finansowanego zespołu, który by ten problem monitorował, badał, prezentował drogi wyjścia z patologicznej zapaści.

Mimo powszechnej wiedzy o wielkiej skali plagiatów tak naprawdę nie wiemy jaką część prac dyplomowych i w jakim stopniu, stanowią plagiaty, czy prace po prostu zakupione na wolnym rynku podaży prac licencjackich, magisterskich, a także doktorskich. Wiadomo tylko, że popyt na takie prace jest duży, stąd duża jest ilość ogłoszeń o świadczeniu takich patologicznych usług.

Z innymi patologiami jest podobnie. Nie ma nigdzie wykazu zrealizowanych fikcyjnych konkursów na etaty, ustawianych na konkretną osobę, ani wykazu finansowanych projektów, które niczego istotnego do nauki nie wniosły. Wydawało by się, że w ramach walki z patologiami można by w ramach prac dyplomowych zrealizować wiele badań nad patologiami akademickimi, bez ryzyka plagiatu, jako że te tematy są niemal dziewicze. Niestety nie ma woli aby doprowadzić firmy prosperujące z pisania prac na zamówienie do bankructwa, które by niebawem nastąpiło, gdyby kadry akademickie miały wolę i kwalifikacje intelektualne do podaży unikalnych i potrzebnych tematów badań i były w stanie je na odpowiednim poziomie prowadzić.

To, że ostatnie reformy akademickie tego problemu nie rozwiązały widzi ministerstwo przygotowujące kolejne nowelizacje ustaw, ale bez radykalnych zmian systemowych, co nie rokuje dobrych nadziei na poprawę. Zamiast przywrócić odpowiednie relacje ‚mistrz-uczeń’ projektowane jest wyręczanie ‚mistrzów’ przez opłacanie ze środków na naukę programu antyplagiatowego. Widoczny jest zatem kompletny brak zaufania do możliwości intelektualnych i moralnych obecnych ‚mistrzów’. Brak zaufania jest uzasadniony, ale jednak trzeba by podejmować działania na rzecz powrotu mistrzów do nauki i do formowania lepszych od siebie następców. Obecny system temu nie sprzyja, a nawet oddala perspektywę wyjścia z obecnej zapaści.

Pozytywne zamierzenia ministerstwa ograniczenia nepotyzmu na uczelniach i w instytucjach naukowych nie rokują sukcesu, gdyż w ustawach nie zlikwidowano ważnej przyczyny nepotyzmu – ‚chowu wsobnego’. Tym samym nepotyzm, po wprowadzeniu w życie ustaw, zostanie sprowadzony głównie do roszad w obrębie uczelni/instytucji naukowych, co zresztą już ma miejsce, a wzorcowy do tej pory model kariery uczelnianej – od studenta do rektora na tej samej uczelni – ma szanse przetrwać kolejne pokolenia.

Jak silnie środowisko akademickie jest przywiązane do tradycji, nie zawsze dla nauki korzystnych niech świadczy fakt wyłaniania rektorów nadal na drodze wyborów, mimo że znowelizowana ustawa o szkolnictwie wyższym wprowadza możliwość wyłaniania rektorów w otwartym konkursie. Tym samym rektorzy zarządzający zwykle największymi zakładami pracy w miastach nadal są zakładnikami swoich wyborców i starają się pozyskiwać ich względy aby nie utracić szans w kolejnych wyborach.

Mimo staczania się uczelni środowisko akademickie walczy o utrzymanie status quo, o utrzymanie praw nabytych dla etatowców często zatrudnionych po wygraniu ustawianych na nich ‚konkursów’, według kryteriów genetyczno-towarzyskich, a nie merytorycznych. Tym sposobem mamy do czynienia z utrwalaniem negatywnej selekcji kadr akademickich, co tłumaczy pozycję polskich uczelni w świecie.

Co więcej środowisko broni się przed powrotami polskich naukowców uformowanych w krajach o wysokich standardach naukowych, co zdecydowanie różni III RP od II RP i ma istotny wpływ na mizerię nauki uprawianej w Polsce i edukacji tylko z nazwy wyższej.

Odnosi się wrażenie, że środowiska akademickie kochają swoje patologie, a samych swoich – ponad wszystko. Tym samym koło się zamyka i bez otwarcia systemu na pozytywne zmiany nie ma co liczyć.

Niskie płace w nauce nie tłumaczą wszystkich patologi, choć tak środowisko chce to tłumaczyć. Nie ma monitoringu efektywności pracy naukowej – przełożenia wysokości nakładów na rezultaty. Co więcej, środowisko wyklucza tych co i hobbystycznie potrafią zrobić więcej niż etatowcy. Gdyby chodziło o uprawianie nauki nawet przy niedoborach finansowych, a nie o wysokość pensji za etaty, pasjonaci byliby najwyżej cenieni, a rektorzy ‚biednych’ uczelni winni się ustawiać w kolejkach do wytropionych takich naukowców, aby ich ściągnąć na swoje uczelnie. Jest jednak dokładnie na odwrót.

Podobnie rzekomo walczący z patologiami rektorzy nie chcą widzieć w murach swoich uczelni tych co z patologiami walczą naprawdę, a nie tylko retorycznie.

Odnosi się wrażenie, że walka z patologiami w Polsce odbywa się głównie za pomocą powoływania coraz to nowych komisji ‚etycznych’ i produkowania coraz to nowych kodeksów etycznych oraz poprzez jednoczesne wykluczanie z systemu tych co działają na rzecz wysokich standardów etycznych w nauce.

Naukę w Polsce charakteryzuje niemal całkowity zanik krytyki naukowej. Ta, co prawda, jest diagnostyczną cechą nauki sensu stricto, ale w Polsce uważana jest, i to słusznie, za przeszkodę do uzyskiwania kolejnych stopni i tytułów naukowych, a niejako ‚po drodze’ do uzyskiwania grantów, awansów, wyjazdów zagranicznych etc. Tyle już głów akademickich ‚ścięto’ za merytoryczną krytykę naukową, za podejmowanie niewygodnych dla innych tematów badawczych, że obecnie śmiałków – ani na lekarstwo, więc jaka naukę w Polsce można uprawiać ?

Niestety polski system akademicki zbudowany został na pozoranctwie naukowym i na posłuszeństwie intelektualnym, a do tej pory nie został ‚znowelizowany’ tak, aby był zdolny do tworzenia nauki sensu stricto, a nie tylko nauki ‚przymiotnikowej’.

Dodaj komentarz