By ruszyć z bagna ! „W historii bywa górą gwałt i zgnilizna, tym bardziej należy tę niemoc zbadać i godzi się zadać nauce pytanie: czyż tak źle z nami, iż nie ma sposobów, by ruszyć z bagna?” (Feliks Koneczny)
Profesorska niezłomność – „Mają przepraszać? Profesorowie?! Jakąś kobietę ze wsi, która książek nie czyta? W chuście? Która może jeszcze – o zgrozo – chodzi w niedzielę do kościoła? I której pomogła w procesie jakaś wredna, prorządowa organizacja!? O nie! Profesorowie na taki atak na wolność badań naukowych nigdy się nie zgodzą! Sąd mówi: „przeproście”. A profesorowie odwołują się od wyroku. Profesorowie mówią twardo „nie”. …
W każdym razie, jeśli chodzi o profesorów historyków, jestem po stronie Babci Filomeny .
Czy ktoś ma wiedzę o tym, że od tego czasu takie przeprosiny miały miejsce ? Jakoś nie można znaleźć informacji w internecie. Miały być na łamach Rzeczpospolitej. Może mamy także swojski przypadek niezłomności profesorskiej ?
W każdym razie ociąganie się z przeprosinami, mimo przegranych procesów, w tym kasacji, ma swoją wymowę.
Ringier Axel Springer przegrał w Sądzie Apelacyjnym.
Dawid pokonał Goliata
Józef Wieczorek – Kurier WNET, listopad 2020 r.
Przed Sądem Apelacyjnym w Krakowie zakończył się proces opozycjonisty antykomunistycznego Janusza Fatygi przeciwko potentatowi medialnemu Ringier Axel Springer o naruszenie dóbr osobistych, poprzez zobrazowanie go jako zbrodniarza komunistycznego na stronach „Faktu”. Ten fakt rozpoznałem w internecie 24 lutego 2017 r. i opisałem na swoim blogu oraz następnie w Kurierze WNET, w sierpniu 2019 r. [Jak ‚Fakt” przerobił polskiego antykomunistę, na zbrodniarza komunistycznego]
Skandaliczna sprawa
Sprawa była niewątpliwie skandaliczna, dokumentowała upadek rzetelnego dziennikarstwa i zasługiwała na proces sądowy, do którego doszło, mimo jej przerzucania sobie jako gorącego kartofla przez organy wymiaru [nie]sprawiedliwości. A jest to sprawa dla szarego obywatela nadzwyczaj prosta, bo na popularnych stronach internetowych „Faktu” pojawiło się zdjęcie znanego działacza antykomunistycznego, z opaską na oczach, jako zobrazowanie tekstu o wysokich emeryturach komunistycznych zbrodniarzy. Przykładem miał być gen. Henryk Kostrzewa i zdjęcie było podpisane u góry: ‚Zbrodniarz komunistyczny Henryk Kostrzewa bezkarny’, a u dołu – ‚Henryk Kostrzewa ma bardzo wysoką emeryturę’! Zdjęcie innej osoby -bynajmniej nie Henryka Kostrzewy – anonimizowanej [?] czarną opaską na oczach, prowadzonej przez policjantów, miało zdaniem potentata medialnego stanowić właściwą ilustrację tekstu. To, że tą inną osobą była postać znanego działacza anykomunistycznego o bardzo charakterystycznej sylwetce, dla potentata nie miała żadnego znaczenia ? [sic !]
Jest oczywiste, że nikt nie ma prawa w taki sposób naruszać czyjegoś dobrego imienia drugiego człowieka, tym bardziej jeśli ten człowiek to honorowany działacz antykomunistyczny, protestujący przeciwko uniewinnianiu sądowemu zbrodniarzy komunistycznych.
Tym niemniej „Fakt” nie widział w tym nic zdrożnego i „rżnął głupa” twierdząc, że twarz osoby została wystarczająco zanonimizowana poprzez dodanie czarnej opaski. Temu twierdzeniu przeczyło to, że na zdjęciu natychmiast rozpoznałem Janusza Fatygę przerobionego na zbrodniarza komunistycznego. Skandal oczywisty, wina „Faktu” również, ale potrzeba było kilku lat na wymierzenie elementarnej sprawiedliwości.
Rozprawy nad „Faktem”
W końcu 3 lipca 2019 r. doszło do rozprawy przed Sądem Okręgowym w Krakowie, na której byłem świadkiem a pokrzywdzonego Janusza Fatygę wspierała adwokat Monika Brzozowska-Pasieka.
Ponieważ pokrzywdzony naruszeniem swoich dóbr nie mógł wykazać konkretnych szkód, jakie poniósł w wyniku tej zniesławiającej go publikacji, bo nikt bezpośrednio nie dał mu odczuć, że od momentu opublikowania zdjęcia uznał go za zbrodniarza komunistycznego, strona „Faktu” wpadła na oryginalny pomysł, wskazując mnie jako osobę, która jest winna rozpowszechnienia ‚rzekomej’ krzywdy Janusza Fatygi. Sąd jednak nie poszedł tym śladem i nie postawił mnie w stan oskarżenia za zrobienie dobrej roboty dziennikarskiej i po prostu ludzkiej.
Rozprawa zakończyła się wyrokiem pomyślnym dla Janusza Fatygi, ale nie do końca satysfakcjonującym tak stronę pozwaną, jak i pozywającą, stąd konieczna była kolejna rozprawa przed Sądem Apelacyjnym, która odbyła się 6 października 2020 r. Niestety bez obecności w tym czasie przebywającego w szpitalu pokrzywdzonego Janusza Fatygi, reprezentowanego na rozprawie przez adwokat Monikę Brzozowską-Pasiekę. Sprawa dotyczyła odpowiedzialności mediów, i to medialnego potentata, ale jakoś nie wzbudziła bezpośredniego zainteresowania mediów ! Poza mną, tym razem w roli dziennikarza rejestrującego za zgodą sądu obraz i dźwięk całej rozprawy, była tylko ekipa TVP Kraków [nie zauważylem aby w TVP jakaś relacja z procesu się ukazała]. Moja społeczna/obywatelska relacja z rozprawy ukazała się natomiast na moim kanale YouTube – Józef Wieczorek TV.
Proces zakończył się bezapelacyjną porażką „Faktu”, czyli – rzec można – Goliat został pokonany przez Dawida.
Sąd pominął absurdalną linię obrony potenata medialnego i zobowiązał pozwanego do zapłacenia pokrzywdzonemu Januszowi Fatydze 25 tys. zł zadośćuczynienia oraz przeprosin na pierwszej stronie serwisu internetowego „Faktu’, które ma być eksponowane przez okres jednego miesiąca. Zajmą one miejsce zwykle przeznaczone dla reklam, co niewątpliwe wpłynie na zmniejszenie dochodów wydawcy. Żenujący poziom dziennikarstwa potentata medialnego został ukarany.
Niechlubne intencje
Niestety nie można się zgodzić z opinią Sądu, że naruszenie dóbr było związane z niechlujstwem redakcji serwisu ”Faktu” i nie było intencjonalne. Zdjęcie Janusza Fatygi, przerobionego za zbrodniarza, zamieszczone na stronach portalu fakt.pl to był kadr/zrzut ekranu, inaczej stop-klatka z filmu [ Zbrodniarz komunistyczny Henryk Kostrzewa bezkarny – kanał Wolny Czyn na YouTube ] i trzeba było ten film uważnie przejrzeć, zatrzymać w konkretnym miejscu, aby takie poglądowe zdjęcie z filmu wydobyć i następnie wzmocnić jego przesłanie czarną opaską na oczach. To wszystko w jasny sposób opisałem/udokumentowałem na swoim blogu akademickiego nonkonformisty i także w Kurierze WNET, ale jakoś Sąd tej oczywistości nie uwzględnił. I to jest fakt, kompromitujący fakt! Rzutowało to na niską karę dla wydawcy „Faktu”. Co to jest 25 tys. dla takiego potentata ?
Ponadto nie została rozpatrzona ponadto sprawa nielegalnego, niezgodnego z prawem, i wyjątkowo perfidnego wykorzystania materiału filmowego do pozyskania ‚zbrodniczego’ zdjęcia [stop-klatka z filmu]. Niestety kilkadziesiąt lat panowania systemu nie szanującego własności prywatnej pozostawiło głębokie ślady, także przez wymiar sprawiedliwości.
Sądy winny się lepiej przygotowywać do rozpraw, aby wydawać orzeczenia na podstawie rzetelnej, wszechstronnej analizy faktów !
Orientacje akustyczne
Rozprawa przy okazji ujawniła interesujące fakty dotyczące rejestrowania rozpraw sądowych. Rzecz to szczególnie ważna dla dziennikarzy niejednokrotnie molestowanych/skazywanych przez sądy za swoją pracę.
Sędzia prowadzący rozprawę, niestety głosem słabo słyszalnym dla publiczności [nawet tej nie cierpiącej na niedosłuch] objaśnił, że mówi tak, aby słyszał go przyrząd rejestrujący dźwięk, a nie publiczność na sali rozpraw [sic!].
Tym samym wykazał niejako [może niechcący, ale rzetelnie], że przyrząd rejestrujący dźwięk traktuje podmiotowo, a publiczność przedmiotowo
Przypomnę, że byłem sądownie ‚grillowany’ przez 5 lat, w procesie – rzec można -„akustycznym” [ Kasacja niewygodnego dziennikarza, czyli proces Józefa W.” Kurier WNET” nr 59/2019, – bo nie słyszałem dobrze tego, co mówił sąd, a przyrząd słyszał !
Jest zatem poważny problem prawny: czy można obywatela grillować za to, że ma odmienną orientację akustyczną od urządzenia rejestrującego dźwięk ?
Niedbalstwo ? Niechlujstwo ? Tak orzekł sąd, który wyznaczył co prawda karę dla potentata, ale niemal symboliczną, bo 25 tys. zł, a nawet zasądzone przeprosiny na 1 stronie „Faktu” bynajmniej potęgą potentata nie zachwieją. Jak to możliwe, że sąd nie dopatrzył się w tej przeróbce złych intencji ?
Nie uzasadnił tej bulwersującej dla mnie opinii, bozupełnie nie wiem jak jest możliwe bez intencji dotrzeć do zapisu wideo rozprawy uniewinniającej zbrodniarza, przewinąć ten film, zrobić stop-klatkę, zrzut ekranu, opatrzyć protestującego przeciwko skandalicznemu wyrokowi opaską na oczach, tak żeby każdy, kto patrzy na taki kadr z osobą wyprowadzaną przez policjantów nie miał żadnej wątpliwości, że chodzi o jakiegoś przestępcę.
Ponadto stop-klatka na stronach „Faktu” pojawiła się jako zdjęcie z przestępczym objaśnieniem, ale za to bez podpisu autorstwa. Miało to być okolicznością łagodzącą a właściwie uniewinniającą „Fakt” [sic !] na etapie przesądowym, a także w argumentacji strony pozwanej przed sądem.
Skoro podpisu autora nie było, to miało znaczyć, że za to przestępstwo nie może odpowiadać „Fakt”, bo nie wiadomo kto to zrobił. I to jest fakt zwalający obywatela, niekoniecznie dziennikarza, z nóg. Wydawca nie odpowiada za to co wydaje !?W tej materii sąd jednak potentatowi na szczęście nie przyznał racji.
Tym samym to potentat medialny chciał mnie ubrać w rolę przestępcy, którego organa sądowe winny ściągać za to co [nie]zrobił .
Fakt, że ja zniesławienie Janusza Fatygi przez „Fakt” wykryłem i rozpowszechniłem, na moim społecznym, a przy tym nonkonformistycznym blogu. Co więcej w sposób niecny rozpoznałem Janusza Fatygę na tym rzekomo w wystarczający sposób zanimizowanym obrazku. Fakt, że przerobiony na zbrodniarza Janusz Fatyga nic wcześniej nie wiedział o swoim zbrodniczym wcieleniu, czym w szatański sposób „Fakt” go obdarzył.
Inni też nie wiedzieli, choć mediów mamy moc, a „Fakt” jest potęgą medialną o oglądalności ok. 5 mln miesięcznie, której media profesjonalne winny się przyglądać z wytężoną uwagą. Nic z tego.
Przestępstwo figurowało na stronach „Faktu” przez ponad rok i dopiero ujawnienie tego rzekomo bezobjawowego przestępstwa spowodowało poczynania zapobiegawcze przed konsekwencjami sądowymi i objawy zostały ściągnięte ze strony „Faktu”, ale pozostały rzecz jasna na mojej stronie dokumentującej to niecne przestępstwo. I to jest fakt, do tej pory widoczny w domenie publicznej.
Moja wina dla przestępcy medialnego była jednak oczywista i tylko sąd stanął tym razem na wysokości zadania i nie postawił mnie w stan oskarżenia.
Należy podkreślić, że dla potentata medialnego było mało istotne, że każdy obywatel z wielu milionów odwiedzających witrynę Fakt24 przez kilkanaście miesięcy mógł obejrzeć Janusza Fatygę jako zbrodniarza . Co innego, jeśli to przestępcze zdjęcie, po zdemaskowaniu, z należytymi objaśnieniami, umieszczone zostało na mojej stronie, której oglądalność sięga 1-2 tys. miesięcznie ( rzadko więcej). [sic !].
Na ogół media się ocenia po oglądalności. Im oglądalność większa. tym uważane są za lepsze. Fakt, że ze względu na reklamy i ich ceny, tak jest. Ale tu się okazuje, że medium o oglądalności tysiące razy mniejszej może mieć większą moc oddziaływania i to w opinii sądowej potentata medialnego !
Zapewne potentat medialny uważa, i być może zasadnie, że te miliony co oglądają „Fakt”, to są widzowie mało rozgarnięci i na ogół nie wiedzą co oglądają a można nimi manipulować do woli.
Co innego widzowie oglądający to co ja umieszczam na swoim blogu. Jest ich tysiące razy mniej, ale rozumienie materii widocznie tysiące razy większe. Tak zdaje się sądzi sam potentat, abdykując w swej argumentacji sądowej ze swej potęgi medialnej na rzecz szarego obywatela, nieuczonego w piśmie dziennikarskim, obecnego co prawda w cyberprzestrzeni, ale bez zainteresowania reklamodawców.
Ja nie żyję ani z reklam, bo ich nie umieszczam, ani z tego co na blogu piszę, bo to jest blog prowadzony pro publico bono, bez sponsora i jego celem jest pokazywanie tego co inni, i to często potentaci, ukrywają.
Trudno żeby było inaczej, skoro taka potęga medialna jak Ringier Axel Springer tak doceniła [moim zdaniem przeceniła] moją działalność blogerską. Zresztą zdarza mi się to nie po raz pierwszy.
Przed ponad 30 już laty zostałem uznany za zagrożenie dla najpotężniejszego, najbardziej renomowanego polskiego uniwersytetu, bo uczyłem studentów myślenia i to krytycznego, a od takiego myślenia przewodnia siła uczelni przestawała być przewodnią.[ https://nfapat.wordpress.com/category/sprawa-jozefa-wieczorka/]. Uznanie było anonimowe i nie podległo jurysdykcji sądowej. Było to jeszcze w czasach komunistycznych, bo były takie czasy, ale taka potęga akademicka jak UJ do tej pory nie rozpoznała takich czasów istnienia.
Już w III RP, po utworzeniu Niezależnego Forum Akademickiego przed 15 laty, rektorzy zatrwożeni rodzeniem się wolnej myśli akademickiej, uznali mnie za zagrożenie dla całego zniewolonego i stabilnego patologiami środowiska akademickiego, bo go podobno destabilizowałem.[ https://blogjw.wordpress.com/2008/12/20/jaselka-akademickie-z-rektorem-uw-w-roli-heroda/] a rektorzy te patologie swoimi gronostajami osłaniali/stabilizowali.
Sąd przed zniesławieniem nie zamierzał mnie bronić, argumentując, że ja mam swoją stronę internetową, to mogę się sam bronić. Tak wysoko, nader wysoko, ocenił moją działalność i to w czasach, kiedy nader często bronił polskiego potentata medialnego samego nadredaktora GazWyb, który sam się obronić przed krytyką kolegów-dziennikarzy nie miał szans, mimo swej potęgi. Kto by wierzył w to co GazWyb wypisuje [?], gdy wiara w to co ja piszę jest niemal powszechna i dlatego mnie niszczą.
Rzecz oczywista, zgodna z naszą Konstytucją, ale dlaczego inni z tej oczywistości tak rzadko korzystają ?
Zatem, mimo wykluczenia/wyklęcia, żadną miarą nie mogę się czuć niedoceniany, ale żeby taki potentat medialny jak Ringier Axel Springer mógł swoją potęgę scedować na moją biedną głowę, to nawet we śnie się nie spodziewałem.
Chyba mój blog akademickiego nonkonformisty winien od tej pory zawierać objaśnienie – potężniejszy od potęgi medialnej, ale czy po ujawnieniu tego faktu nie skończyłoby się to dla mnie całkowitą anihilacją , a „Fakt” Axela Springera i tak mimo tej cesji nadal będzie istnieć, czytany , i to bez zrozumienia, przez miliony ? A na repolonizację ‘Faktu” się nie zanosi i to jest fakt !