Druzgocąca (w gruncie rzeczy) krytyka obecnego systemu, czyli jak profesor Tazbir broni status quo

smuta-akademicka-1

 

Druzgocąca ( w gruncie rzeczy) krytyka obecnego systemu,

czyli jak profesor Tazbir broni status quo.


W niedawnym wywiadzie dla Gazety Wyborczej (Tazbir: System łatwo popsuć, a naprawia się latami)  Profesor Janusz Tazbir uważa, że habilitacja się sprawdziła, a jakiekolwiek formy zastępcze całkowicie nie sprawdzą się w naszych warunkach i dlatego nie akceptuje, podobnie jak wielu humanistów, projektu Ministerstwa Nauki z nową ścieżką kariery naukowej, czyli z uproszczoną habilitacją.

Profesor ma pomysł na poprawę obecnej habilitacji :”Ażeby prace miały wyższą wartość, mam lepszy pomysł: recenzować je przed drukiem. Teraz praca jest drukowana i dopiero poddawana recenzji.

Jakoś czytam to i czytam i nie bardzo rozumiem. Przecież na pomysł recenzowania prac przed drukiem, aby nie drukować bubli, już od dawna wpadli naukowcy ( i nie tylko naukowcy) i dlatego głównie prace w recenzowanych czasopismach liczą się w świecie. Czyżby Pan profesor od tak dawna zasiadający w Centralnej Komisji ds. Stopni i Tytułów Naukowych był aż tak bardzo daleko od rzeczywistości świata naukowego ?

Pomysł Pana proferora aby recenzować prace przed drukiem nie jest nowatorski, do opatentowania się nie nadaje, a pokazuje tylko jak daleko za nauką światową znajdują się decydenci polskiego świata naukowego i to ci którzy decydują o tym, kto tytuł naukowy posiądzie, a kto nie. Po prostu rece i nogi opadają.

Oczywiście, jeśli obecnie drukuje się monografie z błędami, a potem je recenzuje, to to trzeba zmienić w ramach zmian systemowych, bo tak być dalej nie może.

Oczywiście wprowadzenie zmian kompatybilnych z tym co od dawna w świecie nauki obowiązuje, to byłoby ‚popsucie’ obecnego systemu, ale to ‚popsucie’ złego systemu, aby go zastąpić lepszym, jest absolutną koniecznością, abyśmy nie byli kopciuszkiem w nauce.

Profesor Tazbir wręcz dyskredytuje obecne doktoraty powstające przecież pod okiem tych, którzy przeszli przez rzekomo wydajne sito habilitacyjne: Czasem chodzę na obrony doktoratów. To jest czysta formalność. Doktoraty kiedyś były barierą jakościową. Teraz taka praca dość długo jest dostępna na wydziale, ale w praktyce nikt do niej nie zagląda, a na obronę przychodzi grupka znajomych, kolegów i rodzina, po czym wszyscy idą na proszony obiad i już. Jak stwierdzamy w Sekcji Humanistycznej Centralnej Komisji ds. Stopni i Tytułów Naukowych, na dziesięć doktoratów, jedynie trzy-pięć jest dobrych, reszta jest naprawdę marnej jakości. „

No i coż się okazuje. Rzekomo samodzielni pracownicy nauki, rzekomo zdolni do prowadzenia zespołów naukowych, wykładania, pisania rozpraw, nie potrafią ani poprowadzić, ani ocenić jakiś tam doktoratów, z których większość z tego powodu jest marnej jakości.

Skoro nie potrafią ocenić jakości pracy naukowej, to chyba tacy ‚habilitowani’ nie nadają się do nauki ? Nieprawdaż ? Coś w tej nauce trzeba umieć, a umiejętność oceny prac naukowych należy do umiejętności podstawowych.

Pan profesor jasno wskazuje, że prace doktorskie kierowne przecież przez hablitowanych jakości nie trzymają. Widocznie jak jakość hablitowanych niska, to i kierowane przez nich prace – też niskie. Niedaleko pada jabłko od jabłoni.

Ja się temu nie dziwię, bo widziałem (fakt, że jeszcze w tamtym wieku), że habilitowani nawet na poziomie magisterskim nie dawali sobie rady, a jak wyeliminowali z systemu tych, którzy ich bili w tym względzie na głowę, to łatwo było przewidzieć, że tak będzie jak jest.

Obniżenie poziomu naukowego nie jest przypadkowo to oczywiste skutki rekrutacji i weryfikacji kadr akademickich według kryteriów niemerytorycznych co miało miejsce w PRL i pozostało do dziś..

Jak najbardziej zgadzam się z tezą Pan profesora, że ‚na drodze do osiągnięcia samodzielności naukowej musi istnieć jakieś poważne sito kwalifikacyjne.’ Niestety brak takiego poważnego sita powoduje, że mamy tak jak mówi Pan profesor (marna jakość). Tylko dlaczego Pan profesor chce utrzymania obecnego niepoważnego sita kwalifikacyjnego ?

Dalej prof. Tazbir argumentuje, jak wielu przeciwników zniesienia habilitacji , odsłaniając kompromitującą patologię obecnego systemu : Mówi się, że w innych krajach habilitacji nie ma. Ale tam są konkursy na uczelniane stanowiska. Wygrana zależy od liczby i jakości publikacji oraz recenzji, to powoduje nieustanną weryfikację pracy naukowej. My konkursów nie mamy. Trzeba się z tym na razie pogodzić...” Ja się z tym nie godzę ! Twierdzenie że, ‚My konkursów nie mamy’ chyba należy rozumieć jako dyskwalifikację obecnych procedur rekrutacji kadr na stanowiska akademickie, rzekomo na drodze konkursów, które na ogół są w rzeczywistości kpiną pozamertyoryczną.

Zerwanie z tą kpiną proponują założenia reformy systemu nauki i szkolnictwa wyższego, ale jak widać tego zerwania nie chce Pan profesor, ani inni przeciwnicy zmian pozytywnych.

No i ‚piękna’ jest krytyka Centralnej Komisji : „Pani wierzy, że członkowie Centralnej Komisji będą mieli czas, aby czytać każdą pracę? Nie będą w stanie. Musieliby też za każdym razem zapoznawać się z całym dorobkiem kandydata, na to potrzeba co najmniej pół roku. Zwłaszcza w dziedzinach, w których niewielu jest fachowców. …Teraz Centralna Komisja zbiera się raz w miesiącu i – z oszczędności – już nie na dwa dni, tylko na jeden dzień. Rozpatruje tylko profesury i odwołania, a i na to brakuje czasu. Pomysł, że członkowie będą mieli czas na coś więcej, to pomysł czysto utopijny! Skończy się tym, że w tych nowych komisjach i tak tylko recenzenci i przedstawiciele rady wydziału będą znali kandydata, jego dorobek i pracę. To przecież jeszcze gorzej, niż jest teraz”

No to przynajmniej wiemy z pierwszego źrodla, że ta Komisja to poziomu nie trzyma ( jak wynika zresztą ze skutków jej działalności) i nie ma się łudzić, że jej dalsza działalność może być pozytywna.

Centralna Komisja to jest rzeczywiście słaby punkt obecnej reformy i trzeba by tą skostniałą instytucję zastąpić czymś mniej utopijnym. W każdym razie nie powinna to być komisja wybierana demokratycznie przez środowisko akademickie.