Kuźnie kadr i kowale własnego losu

Kuźnie kadr i kowale własnego losu

[Likwidacja nepotyzmu – drogą wyjścia z akademickiej biedy!]

W wiadomościach Krajowej Sekcji Nauki NSZZ Solidarność nr. 11–12 z 2021 r., a także na łamach „Forum Akademickiego” (12/2021) można przeczytać informacje, że Rada Krajowej Sekcji Nauki NSZZ Solidarność została przekształcona w sztab protestacyjny na mocy uchwały 18/2021 Rady KSN. Powodem jest stan „zagłodzenia systemu nauki” i brak realizacji zobowiązań rządu z 2018 r. zwiększenia wynagrodzeń zasadniczych pracowników nauki i szkolnictwa wyższego o 30%.

Faktem jest, że wynagrodzenia w tym sektorze nie są zbyt wysokie, a na pewno niższe niż na uniwersytetach zachodnich. Ale faktem jest również, że jesteśmy potęgą, jeśli chodzi o ilość uczelni, ilość profesorów belwederskich i doktorów habilitowanych, mamy piękne nieruchomości akademickie, ale nauka nie ma mocy.

Twierdzenie, że przyczyną tego stanu rzeczy jest niezbyt wysokie finansowanie kadry akademickiej, jest co najmniej dyskusyjne. Rzecz w tym, że nad relacjami finasowania i niewydajności nauki się nie dyskutuje. Akademicy protestują, bo uważają, że im się należy! Protest jest solidarny i widać go w przestrzeni publicznej, gdyż budynki akademickie zwieńczone są często flagami Solidarności i ZNP.

Szkoły wyższe jako kuźnie kadr

 Argument za podwyżkami brzmi: „To szkoły wyższe są kuźnią przyszłych kadr dla przemysłu i gospodarki, medycyny, oświaty, administracji, a prowadzone przez naukowców badania mają na celu poprawę bytu całego społeczeństwa, rozwiązywanie problemów trapiących ludzkość i środowisko oraz stałe podnoszenie stopnia rozwoju cywilizacyjnego”.

Niestety odnosi się wrażenie, że te kuźnie pracują niezbyt wydajnie, bo Polska, bogata w uczelnie i utytułowanych uczonych, jest nadal uboga w elity potrzebne dla zarządzania dużym europejskim krajem, polska nauka niewiele liczy się w świecie, a pod względem innowacji jesteśmy na szarym europejskim końcu.

Protestujący nie postulują żadnych działań, aby poprawić pracę tych kuźni i zatrudnionych w nich kowali, poza lepszym ich finansowaniem. To podobno ma poprawić byt całego społeczeństwa. Ja w to wątpię i wielokrotnie te wątpliwości podnosiłem, ale dyskusji nie było. Moje opinie są niewygodne, podważające zdania etatowych akademików, więc są poddawane antykulturze unieważniania/wymazywania, co nie daje świadectwa dobrych intencji protestujących.

Na początku wieku, podczas prac nad ustawą o szkolnictwie wyższym, KSN Solidarność przedstawiła swój program naprawy systemu akademickiego, który wychodził, i to znacznie, poza postulaty płacowe. Projekt, mimo że daleki od doskonałości, wspierałem w ramach działań Niezależnego Forum Akademickiego i współpraca naprawcza dobrze się układała, choć ostatecznego sukcesu w Sejmie niestety nie było. Rektorzy przyjętą ustawę (r. 2005) traktowali jako tymczasową i obiecywali, że wkrótce nauczą się organizować konkursy na etaty, aby można było znieść rodzącą patologie habilitację.

Niestety mimo upływu lat nie zdołali zrealizować swoich zamiarów (może cierpią na niedostatek intelektu?). Patologie nadal trwają, nie tylko habilitacyjne, a KSN Solidarność jakby zrezygnowała ze zmian strukturalnych i skoncentrowała się głównie na kwestiach płacowych, które systemu nie zmienią, a jeszcze go petryfikują.

Związkowcy, jakby tego nie chcieli zauważyć, patologiczny system aprobują i argumentują za swoimi postulatami płacowymi, twierdząc, że „każdy z nas jest beneficjentem – w sposób bezpośredni lub pośredni – systemu szkolnictwa wyższego i nauki”. Ten argument nie pozwala mi pozostać obojętnym i postaram się go nieco podważyć na podstawie moich doświadczeń, póki nie doczekam się naukowej analizy.

 Marny los kowala

Ja nie czuję się i nie mam argumentów, aby się poczuć czy to bezpośrednim, czy pośrednim beneficjentem systemu szkolnictwa wyższego i nauki.

System ten nie jest mi obcy, przez szereg lat byłem z nim związany bezpośrednio, nawet na pozycji kowala, w słabo opłacanej, ale efektywnie pracującej kuźni kadr tak dla nauki, jak i gospodarki. Z mojej kuźni, w trudniejszych niż obecne czasach – schyłek PRL, głównie czasy jaruzelskie – wyszły kadry, które sprawdziły się w domenie akademickiej, także na arenie międzynarodowej, i są przydatne dla gospodarki. Kuźnia natomiast została zlikwidowana, a ja przestałem być kowalem, bo zostałem wypędzony z uczelni jako uznany (przez anonimową do dnia dzisiejszego komisję realizującą dyrektywy zorganizowanej grupy przestępczej o charakterze zbrojnym) za osobnika mającego negatywny wpływ na młodzież akademicką i stanowiącego zagrożenie dla uczelni.

Kowal, który takie kadry formował, mimo że był kiepsko opłacany (kilkanaście dolarów miesięcznie, bez projektów!), a wiele pracował również bez wynagrodzenia, był i nadal jest niepożądany w „głodującej” domenie akademickiej. Co prawda kowal był temu „winny”: w końcu to były czasy, kiedy czy się stało, czy się leżało, dwa tysiące się należało, ale nie powiesili cygana, lecz właśnie kowala, bo te standardy naruszał. Cyganie pozostali na piedestałach tak wówczas, jak i potem; po tzw. transformacji i niektórzy do dnia dzisiejszego pociągają za cygańskie sznurki. Wówczas (przed niemal 35 laty) nie tylko powiesili kowala, ale i zniszczyli kuźnię, aby kadry z niej nie wychodziły i praca kuźni nie zawstydzała samych koryfeuszy wynoszonych na piedestały przez przewodnią siłę narodu.

Protestów związkowych, także Solidarności, którą kowal w kuźni zakładał – nie było ani wówczas, ani potem. To podobno było tak dawno, że kto by o tym pamiętał? Ale od początku nie pamiętano. Trzeba pamiętać o nosie Kleopatry, pięcie Achillesa, ustach Krzywoustego, bo to nasze dzieje, ale żeby zajmować się powieszonym kowalem w czasach komunistycznych/ wojennych?

W końcu wystarczy zajrzeć do Dziejów Uniwersytetu Jagiellońskiego, aby się przekonać, że komunizmu nie było, stanu wojennego nie było, przewodniej siły narodu (PZPR) nie było! Była za to liberalizacja systemu (sic!), w ramach której cyganie wieszali kowali!

Co więcej, niepożądanego kowala wprowadzono na ścieżkę dyscyplinarną, z której do tej pory (przez 35 lat!) go nie sprowadzono i nie podjęto nawet usiłowań w tym zakresie. Ścieżka widocznie była zbyt wysoko zawieszona! Żadnych protestów związkowych nie było i nie ma. Bo czy to by zwiększyło uposażenia protestujących? A przecież tylko taka jest motywacja protestów. Nie ma w pamięci nawet śladów takich wydarzeń, bo je skrupulatnie wymazywano, kasowano, w ramach antykultury – cancel culture, która opanowała domenę akademicką funkcjonującą w czasach post-historii, post-prawdy, post-pamięci.

Związkowcy, tak jak władze akademickie, za nic w świecie nie chcą poznać swej historii, strat wojennych, losów tych, którzy fundamenty akademickie (kuźnie kadr) budowali, a potem, wypędzeni, autentycznie głodowali! W końcu z poszukiwania prawdy zrezygnowano. Nie ma co przeszłości rozgrzebywać, skoro na kłamstwie można budować świetlaną przyszłość, domagając się jeno szmalu z kieszeni podatnika – nieprawdaż?

Jak odróżnić beneficjenta od ofiary

 Protestujący zapewniają, że każdy z nas jest beneficjentem systemu szkolnictwa wyższego i nauki. Zapewne – jeśli chodzi o protestujących – tak jest, ale ja nigdy nie zauważyłem jakiejkolwiek poprawy mojego bytu po podwyżkach dla „profesorów” i im podległych, nie rozwiązało to żadnych moich problemów ani nie podniosło stopnia rozwoju cywilizacyjnego mojego otoczenia, co podobno następuje, jak tylko „profesorowie” podwyżki dostaną. Wręcz przeciwnie.

Zauważyłem wypieranie cywilizacji łacińskiej, do której należę, przez turańską – barbarzyńską, pasożytniczą, rozbójniczą. Uważam się za ofiarę, a nie za beneficjenta systemu, ale od lat działam pro publico bono na rzecz jego naprawy i nie zauważyłem, aby protestujący w tym kierunku działali.

 Nie miałem żadnych złudzeń, że system się sam naprawi, jak tylko zmieni się pokolenie (tak mnie od 1989 r. zapewniano) i nie mam nadal, kiedy pokolenia się zmieniły, a system się sam nie naprawił! I mam pewność, że nawet gdy protestujący dostaną więcej, bo im się podobno po prostu należy, system się nie naprawi.

 Protestujący w najmniejszy nawet sposób nie zatroszczyli się o powroty kowali, o reaktywacje ich kuźni kadr, więc chyba o poprawę bytu całego społeczeństwa nie dbają, a jeno o swoje kieszenie. Oferowałem swoją osobę kowala wielu uczelniom, podkreślając, że wiele prac napisałem, i to przy nakładzie z kieszeni podatnika sum, których nigdy nie widzieli (zero złotych polskich!). I co? Podobno biedne uczelnie za nic w świecie nie chcą tych, co bez pieniędzy, z pasji naukowej mogą coś wartościowego zrobić, i to czasem więcej od etatowych i wygrywających konkursy na projekty.

Nie chcą ich nawet znać, bo chyba ze wstydu musieliby się pochować, a oni chcą dominować! I uważają się za ofiary systemu, bo zarabiają nie tyle, co im się ponoć należy za tytuły. O wynagradzaniu w domenie akademickiej tych, co efektywnie pracowali, a nic nie zarabiali – nawet nie wspominają.

Tak się składa, że po wypędzeniu z domeny akademickiej od lat utrzymuję się przy życiu – jak obrazowo objaśniam – z wrzucania do kosza produktów tworzonych przez finansowanych milionami (nie tylko za etaty, ale i projekty). Są bowiem podmioty gospodarcze, które wolą opierać się na moich pozabudżetowych produktach intelektualnych niż na produktach „profesorskich”, i nieźle na tym wychodzą, bo Matka Ziemia pozytywnie weryfikuje moje koncepcje/produkty intelektualne. Moja działalność intelektualna poza systemem akademickim pozytywnie wpływa na poprawę bytu społeczeństwa, przynosi bowiem wymierne korzyści dla gospodarki. Ale system akademicki jak był, tak jest zamknięty dla mnie (i podobnych), pozostaje zaś otwarty na „samych swoich”, nawet gdy są producentami bubli, plagiatów, mistrzami pozoranctwa naukowego i edukacyjnego.

Co komu się należy

Beneficjenci systemu – etatowcy, utytułowani – uważają, że im się należy więcej, a z racji swoiście pojmowanej autonomii akademickiej twierdzą, że nie można kontrolować naboru na etaty, konkursów na stanowiska i wydawania grosza publicznego na edukację oraz na badania.

 Dostęp do informacji publicznej w tych kwestiach jest jedynie iluzoryczny. Wiadomo powszechnie, że konkursy na etaty są ustawiane pod konkretne osoby, stąd kadry beneficjentów takich rekrutacji nie są najlepsze i skutki tej patologii również. Zatrudnianie lepszych, stanowiących zagrożenie dla beneficjentów, nie wchodzi w rachubę. Dlaczego słabsi mają być finansowani, i to coraz lepiej, a lepsi pozostawać poza systemem, nikt nie tłumaczy.

Powszechnie słyszymy, że dobrzy nie chcą pracować w systemie akademickim ze względu na niskie płace, a ci, którzy wyjechali z powodów finansowych, nie chcą wracać. Jednak prawda jest taka, że to uczelnie nie chcą zatrudniać lepszych od zatrudnianych na podstawie ustawianych konkursów i blokują powroty naukowców z zagranicy.

Badań nad tym procederem się nie prowadzi, procesów ustawiaczy konkursów nie ma, protestów przeciwko takim patologiom brak, a przecież ograniczenie patologii podniosłoby efektywność systemu akademickiego. Mamy za to protesty, aby nie najlepszym płacić jak najwięcej, bo to podobno podniesie poziom dobrobytu społeczeństwa i zabezpieczy rozwój gospodarki w Polsce.

Jestem za podniesieniem płac w sektorze nauki i to znacznie więcej, niż postulują protestujący, ale przy likwidacji/ograniczeniu patologii/plag akademickich, o czym piszę w książce Plagi akademickie, niemal przemilczanej.

Od dawna, od czasów jaruzelskich, postuluję przeniesienie w stan nieszkodliwości niszczących „kuźnie” i „kowali”. Co więcej, przeznaczanie pieniędzy z niedużego akademickiego budżetu na ideologię gender zamiast na naukę nie powinno mieć miejsca. Trzeba mieć też na uwadze, że uczelnie zachodnie nie są finansowane w 100%, a tylko w kilkudziesięciu % z budżetu, więc może zastosowanie takich metod finansowania w Polsce byłoby bardziej skuteczne w zarządzaniu domeną akademicką. Problem w tym, że polskie instytucje z nazwy naukowe utrzymują się raczej z wynajmu nieruchomości (które mają, i to czasem znakomite) niż ze sprzedaży produktów intelektualnych, bo cierpią na ich niedostatek.

Ten stan rzeczy można by zmienić poprzez zatrudnianie na uczelniach tych, którzy tworzą jakieś wartości intelektualne budzące zainteresowanie społeczne i gospodarcze. Niestety system jest niejako samowystarczalny i zajmuje się głównie produkcją dyplomów i stopni, nierzadko bez pokrycia, często z brakiem poszanowania własności intelektualnej. A takim „akademikom” nic się z budżetu nie powinno należeć!

Mimo głodowych rzekomo pensji, na uczelniach kwitnie nepotyzm, co świadczy o szkodliwej wersji polityki prorodzinnej. Ojciec czy matka głodujący na uczelni, zamiast kierować dzieci ku karierze pozaakademickiej, np. biznesowej, w której mogłyby wykazać się intelektem i wydobyć rodziców, ba! świat akademicki z biedy (jak np. Erazm Jerzmanowski, Ignacy Łukasiewicz, Witold Zglenicki), na siłę ustawiają pod nie konkursy na etaty, aby one też biedę klepały(?) i były zdane na utrzymanie z kieszeni nieraz jeszcze biedniejszego podatnika. To niemoralne! Można by postulować: likwidacja nepotyzmu – drogą wyjścia z akademickiej biedy!

Kowale własnego losu

 Obecny system akademicki, będący produktem długotrwałej negatywnej selekcji kadr, jest systemem marnotrawnym i bez zmian systemowych lepsze finansowanie wszystkich, według stopni i tytułów, nie przyniesie poprawy bytu całego społeczeństwa, a co najwyżej obecnych, nie najlepszych jego beneficjentów.

Nie ma co liczyć na rozwój cywilizacyjny, skoro niemała część beneficjentów pozostaje raczej pod wpływem cywilizacji turańskiej (widoczne cechy: pasożytnictwo – utrzymywanie niewydajnych pracowników najemnych przez innych podatników; rozbójnictwo – plagiaty, brak poszanowania własności intelektualnej!), podczas gdy cywilizacja łacińska na uczelniach jest w zaniku. Co więcej, beneficjenci systemu w ramach kultywowanej religii walki z klimatem optują m.in. za likwidacją kopalń, co może nas raczej cofnąć do epoki kamienia łupanego, a nie doprowadzi do rozwoju.

Uniwersytety powołane do poszukiwania prawdy (cecha cywilizacji łacińskiej) z tego obowiązku abdykują na rzecz poszukiwania orientacji seksualnych. Przy aprobacie związkowców protestujących w sprawach płacowych, ale nie cywilizacyjnych. Przywiązani do tradycyjnych wartości „zacofańcy”, unieważniani przez siły postępu, mogą być, co prawda, kowalami własnego losu, ale poza kuźniami kadr akademickich, bo stanowiska kowala w tęczowej kuźni nie dostaną. Stąd nie należy się liczyć z wykorzystaniem potencjału intelektualnego i moralnego sporej jeszcze części populacji zdroworozsądkowych.

Trzeba przypomnieć, że w czasach zniewolenia car zsyłał na Syberię ludzi zagrażających mu dążeniami do wolności. Ale jeśli zesłani pragnęli pracować naukowo, mieli w tym jego wsparcie, także finansowe. Nawet na zesłaniu mogli być kowalami własnego losu, a car na tym dobrze wychodził. Syberia naukowo została poznana przez zesłańców i dzięki temu rozwinęła się gospodarczo i cywilizacyjnie. Ich badania nie zostały unieważnione, figurują jako autorzy własnych prac naukowych, a nawet góry na Syberii zostały nazwane ich nazwiskami (Góry Czerskiego, Góry Czekanowskiego). Uczeni-zesłańcy nie zostali wymazani z historii. Mimo wszystko cancel culture nie była stosowana na taką skalę, jaką mamy w systemie akademickim epoki jaruzelskiej i post-jaruzelskiej. „Carowie” nauki w Polsce z nienawiści do prawdy zagrażających im intelektualnie i moralnie kowali wypędzają, niewygodną historię i nazwiska wymazują, kuźnie niszczą, nieraz doszczętnie, i zarządzają pogorzeliskami, domagając się ich pełnego utrzymywania przez podatników.

Przeciwko takiej sytuacji brak protestów związkowców. Jako obywatel, kowal własnego losu, nie wyrażam zgody na utrzymywanie z mojej kieszeni funkcjonującej poza prawdą populacji postępowych akademików. Moim zdaniem winien obowiązywać zakaz finansowania lewackiego długiego marszu przez uniwersytety.

Tekst opublikowany w: KURIER WNET · MARZEC 2O22

We Włoszech – Wielka Czystka Akademicka, a w Polsce nadal Wielkie Umiłowanie Patologii

flagi

We Włoszech – Wielka Czystka Akademicka, a w Polsce nadal Wielkie Umiłowanie Patologii

Media włoskie [np. http://www.corriere.it/cronache/17_settembre_26/uomo-denuncia-firenze-inchiesta-arresti-professori-852e47ee-a22b-11e7-b0fb-3ce1a382cc56.shtml]

i nie tylko, bo także polskie [http://www.pch24.pl/italia-rzadza-klany-prawnicze–dziesiatki-wloskich-profesorow-aresztowanych-z-powodu-korupcji,54933,i.html?nom=1#ixzz4u5uNh0zq ] donoszą:Włoska policja w akcji zakrojonej na wielką skalę prowadzi śledztwo w sprawie korupcji i licznych nadużyć 59 prawników, specjalistów w zakresie prawa podatkowego. W sprawę korupcji, fałszowania wyników egzaminów na studia, wywierania presji na innych naukowców i uprzywilejowania mniej zdolnych członków rodzin prawniczych, zaangażowanych jest m.in. dwóch ministrów.”

To afera za sprawą naukowca włosko-angielskiego Philipa Laroma Jezzi z uniwersytetu we Florencji, który ujawnił korupcyjne praktyki przy konkursach na obsadzanie stanowisk na uczelniach, szczególnie wśród prawników. Rzucił on światło na powszechny nepotyzm na uczelniach włoskich, na których można awansować nie w oparciu o kryteria merytoryczne, ale genetyczno-towarzyskie. Taką politykę kadrową zapewniają „baronowie’ – szefowie wydziałów uniwersyteckich. Patologie obejmują także fałszowanie wyników egzaminów na studia czy powszechnych plagiatów.

Sprawa jest rozwojowa i dotychczas siedmiu naukowców z uniwersytetów w Rzymie, Neapolu, Bolonii, Sienie, Cassino, Foggii, Varese zostało aresztowanych za korupcję, a 22 pozbawiono stanowisk naukowych na okres 12 miesięcy.

Media społecznościowe ogłosiły profesora bohaterem, a przy tym domagają się oczyszczenia uczelni ze szkodników akademickich – czyli Wielkiej Czystki Akademickiej.

Nie jest to temat obcy w polskim środowisku akademickim, choć na ogół wstydliwie ukrywany, a ma jasne przełożenie na kiepski poziom polskich uczelni.

Na włoskich uczelniach wiele już zrobiono dla zmniejszenia tych powszechnych patologii i można zauważyć w rankingach światowych, że poziom włoskich uczelni znacznie się podniósł.

Wiele uczelni włoskich bije na głowę najlepsze polskie uczelnie i np. w szanghajskim rankingu najlepszą polską uczelnię – Uniwersytet Warszawski wyprzedza 11 uczelni włoskich ! [http://www.shanghairanking.com/ARWU2017.html]

Tym niemniej wieloletnie nawyki, szczególnie mafii akademicko-prawniczej, nie tak łatwo wykorzenić.

Dobrze jednak, że naukowca zdeterminowanego w walce z patologiami akademickim policja wsparła a nie postawiła przed sądami, jak to bywa w Polsce, gdzie to ujawniający prawdę są skazywani, wykluczani, a ‚ baronowie nauki’ trzymają się znakomicie na swoich posadach i „kręcą lody”.

Co prawda to Włochy są ojczyzną mafii, ale gdzie tam im do naszych „baronów”.

W Polsce powszechnie wiadomo i mówi się o tym jawnie, także wśród rektorów, że konkursy na obsadzanie stanowisk akademickich są ustawiane, nieraz na członków rodzin baronów akademickich. I ci wygrywają konkursy w cuglach, bez względu jaki poziom [ czy jego brak] reprezentują. Jako etatowcy następnie są obdarzani prestiżem społecznym, szczególnie jeśli w tym nepotycznym systemie szybko awansują i obdarzani są tytułami.

Mimo, że pozycja międzynarodowa polskich uczelni spada wraz ze wzrostem ilości tytułów, nadal tytuły , nawet te lipne, są w cenie. No cóż – któż by nie chciał być ‚baronem’ ?

O plagiatach czasem u nas się pisze w popularnej prasie, ale zwykle o plagiatach studenckich, rzadziej profesorskich, choć to profesorowie ponoszą odpowiedzialność nie tylko za swoje, ale i studenckie plagiaty. Tłumaczą się nieraz, że nie czytali – bo czasu nie mają !

Fakt, że praca ze studentami jest czasochłonna, a pobieranie wynagrodzenia za rzekomą pracę – przelewanego na ich konto – czasu nie zabiera. Poza tym jest przyjemniejsze, więc ten proceder trwa od lat. Studenci otrzymują dyplomy, profesorowie pieniądze – pełnia szczęścia.

Organy kontroli, prokuratura, nawet jak czasem reagują na te patologie, to zwykle tym reakcjom łeb się ukręca.

W ramach reformowania systemu akademickiego w Polsce podejmowane są próby likwidacji lipy akademickiej, ale w sposób nader osobliwy i tak np. pisanie prac licencjackich ma być zlikwidowane, co rzecz jasna zlikwiduje ich plagiatowanie/kupowanie, a jednocześnie pozwoli profesorom zachować dobre samopoczucie, bez ryzyka utraty wynagrodzenia.

To tylko niektóre przykłady systemowych patologii akademickich, których tak naprawdę w Polsce nikt nie chce zlikwidować, a przynajmniej ograniczyć. Środowisko akademickie nie ma w tym interesu, a ministerstwo nie chce robić czegokolwiek co by środowisku się nie podobało.

Skoro patologie się podobają – więc niech zostają. Zresztą i nieakademicka część społeczeństwa też jakby przeciwko temu nic nie ma, choć ze swojej kieszeni te patologie, pozoranctwo naukowe i edukacyjne – finansuje !

Ponad rok dyskutowano o naprawianiu systemu nauki w Polsce, ale problem patologii był tematem tabu, [https://nkn.gov.pl/].

Jak wpisuję na wyszukiwarce Google – „Patologie akademickie”, to na 10 pierwszych rekordów – 9 to moje teksty, a na ostatnim miejscu inny tekst, ale i ten spoza akademickich gremiów decydenckich.

Gdyby tak policja polska, na wzór policji włoskiej, współpracowała z tymi, którzy patologie akademickie ujawniają, walczą i to od wielu lat z degrengoladą akademicką, to może kierunek naprawiania systemu nauki w Polsce byłby inny.

Póki co jest dokładnie inaczej, a sądy przenikające się nawzajem ze środowiskiem akademickim, z którego się wywodzą i do którego w części należą, utrwalają jeno niecne procedery akademickie i walczą, autonomicznie rzecz jasna, aby nie ujrzały one światła dziennego.

Przed 30 już laty i w Polsce miała miejsce Wielka Czystka Akademicka, ale czyszczono wówczas środowisko nie z tych co się do nauki nie nadawali, tylko z tych którzy zagrażali przewodniej sile narodu w panującym systemie kłamstwa generującym pozostałe patologie.

Rzecz jasna beneficjenci tej czystki zaprzeczają jakoby coś takiego miało miejsce i nie zamierzają poznać historii, ani skutków tej Wielkiej Czystki Akademickiej prowadzącej do późniejszej degradacji nauki i edukacji w Polsce. Wykluczeni wówczas z systemu a walczący nadal z patologiami – nadal są wykluczani.

Wielkiej Czystki wśród patologicznej, nadzwyczajnej kasty akademickiej, istnych baronów akademickich, nikt nie zamierza przeprowadzić.

Tym samym umiłowanie patologii akademickich, a przynajmniej ich tolerowanie, skutecznie degraduje potencjał intelektualny Polaków.

Kiedy Polacy się obudzą i zaczną -zamiast wielbienia – domagać się przenoszenia w stan nieszkodliwości szkodzących nauce i edukacji ?

Post scriptum

Rozpoczął się nowy rok akademicki i co ? Biologia sama rozwiązuje problem lustracji ?

Kontakt operacyjny „Zebu” na wczorajszej inauguracji nowego roku akademickiego w otoczeniu akademickim

Screen Shot 10-02-17 at 06.43 AM.PNG

oraz w niezależnym ujęciu w jestestwie swoim

Screen Shot 10-02-17 at 06.45 AM.PNG

Franciszek Ziejka, rektor,  który ma dowód (?) na niewinność w swoim rękopisie znalezionym w garażu,  KO ‚Zebu’ 

Dobra zmiana w systemie akademickim musi rozbić stare układy

Nowi rektorzy ze starych układów. Konkursów na uczelniach nie ma

Dziennik Gazeta Prawna

tytuł

jw 1

jw2