Uniwersytet Jagielloński abdykuje z etyki

Uniwersytet Jagielloński abdykuje z etyki

W ramach zmian wprowadzonych przez ministra edukacji i nauki Przemysława Czarnka uczniowie będą mieli do wyboru lekcje religii albo etyki. Nauczycieli etyki w systemie edukacji jest zbyt mało, aby te zmiany wprowadzić w życie, więc zaplanowano dokształcanie nauczycieli na kilku uczelniach. Ale większość z nich to uczelnie katolickie, co spotyka się z krytyką, gdyż etyka katolicka oparta na Dekalogu nie cieszy się uznaniem postępowej części naszego społeczeństwa.

Niedawno fetowano apel o stosowanie w życiu 11. przykazania – nie bądź obojętny – bez względu na wartości, na jakich byłoby ono oparte. Tym samym ci, którzy nie byli obojętni wobec wprowadzenia systemu komunistycznego i budowali go – są wzorcami, a obojętność na zbrodnie tego systemu wcale ich pod względem etycznym nie wyklucza. Taka „etyka”, stanowiąca zaprzeczenie etyki katolickiej, ma spore poparcie społeczne w czasach antywartości.

Ku zadowoleniu postępowych, z propozycji kształcenia nauczycieli etyki zrezygnował Uniwersytet Jagielloński, który w ostatnich latach swej działalności zorientował się na ideologię gender i wspieranie ekscesów antykatolickich na poziomie menelskim, także swoich „etyków”. Tym samym należy przyjąć taką decyzję ze zrozumieniem i zadowoleniem, bo ten uniwersytet nie byłby w stanie podołać edukacji etyki na należytym poziomie.

Trzeba przypomnieć, że na UJ w czasach PRL zwracano wielką uwagę na etykę swoich pracowników, eliminując z grona nauczycieli tych, którzy nie rokowali nadziei na realizację standardów etyki socjalistycznej w kształceniu studentów. Uznanie tej etyki za właściwą zdeterminowało etyczny rozwój uczelni w kierunku dominacji standardów tęczowych.

Standardy katolickie, określane pogardliwie „czarnymi”, fakt, że mniej barwnymi i trudniejszymi do realizowania w życiu, są odrzucane. Abdykacja wzorcowej polskiej uczelni z kształcenia nauczycieli etyki daje zatem szansę na realizację programu powrotu do wartości.

Tekst opublikowany w tygodniku Gazeta Polska 18 sierpnia 2021 r.

Postępująca degradacja jagiellońskiej uczelni

Postępująca degradacja jagiellońskiej uczelni

Józef Wieczorek

Najstarsza polska uczelnia przeżywa kryzys, a nawet pojawiają się opinie, i to uzasadnione merytorycznie, że zmienia swoją funkcję na agencję towarzyską. To ze względu na okazywanie większego zainteresowania sprawami seksualnymi niż intelektualnymi i moralnymi.

Uniwersytet Jagielloński poważnie się wzmocnił kadrowo w zakresie edukacji w ideologii gender i jej propagowaniu, prowadzi w tej kwestii wiele projektów, wspiera „tęczowanie” i dynamicznie rozwijające się stowarzyszenie „Tęczuj”, grożące każdemu konsekwencjami choćby za niewinne żarty na temat „tęczowych” (TęczUJe zdobyli UJ, „Kurier WNET” nr 69/2020).

Nierówne traktowanie bezpieczeństwa

Powstały niedawno Dział ds. Bezpieczeństwa i Równego Traktowania – Bezpieczni UJ zabezpiecza odmiennie zorientowanych pod względem seksualnym, pomijając bezpieczeństwo osób o odmiennej orientacji moralnej i intelektualnej.

Ta sfera, która na uczelniach winna być traktowana priorytetowo, tak naprawdę nie jest przedmiotem zainteresowania, nie tylko działu od równego traktowania, ale i najwyższych władz uczelni. Nie jest to zjawisko nowe, ale mające swoją długą, bogatą historię, bez znajomości której trudno zrozumieć to, co się na tej (i nie tylko na tej) uczelni obecnie dzieje.

Mam w tej materii własne doświadczenia jako człowiek od 36 lat znajdujący się na ścieżce dyscyplinarnej, na którą wprowadziły mnie władze UJ i do tej pory żaden dział uniwersytetu ani ministerstwa z tej ścieżki mnie nie sprowadził (nigdy nie otrzymałem wyników postępowania dyscyplinarnego do wiadomości, podpisania, zaskarżenia, podziękowania… a zatem postępowanie dyscyplinarne nadal pod względem prawnym nie jest zakończone!).

Ścieżka widocznie jest wysoko zawieszona, i to nad przepaścią. Czyżby pozostałość akademicka oczekuje, aż sam ze ścieżki spadnę i problem prawny się rozwiąże?

Moim bezpieczeństwem i nierównym traktowaniem w domenie akademickiej nikt się nie zainteresował, mimo że – źle potraktowany – znalazłem się poza formalnymi ramami tej domeny i analiza takiego przypadku (zresztą niejednego) byłaby pouczająca dla wielu działów akademickich. Mojemu bezpieczeństwu obywatela żyjącego nadal sprawami akademickimi dodatkowo zagrażają wspierane przez rektorów hordy hunwejbinów grożące mnie (i nie tylko mnie) je(…)aniem, wyp(…) niem (Bunt jagiellońskich polonistów, „Kurier WNET” nr 78/2020–79/2021.)

Publiczne ujawnienie przez małopolską kurator oświaty Barbarę Nowak procesu przekształcania uczelni wyższej w agencję towarzyską zasługuje na podziękowanie. Ja przeciwko deprawacji młodzieży na UJ protestowałem już w czasach „Jaruzelskich”, ale skrępowane media tego nie nagłaśniały, a władze UJ ulokowały mnie na ścieżce dyscyplinarnej. Czyżby już wówczas planowały zmianę swej funkcji?

Od tego czasu proces deprawacji postępuje, i to w ramach przywracanych relacji mistrz-uczeń [sic!].

Negatywne, potępiające stanowisko władz UJ wobec kurator oświaty Barbary Nowak wspierane jest nie tylko przez profesorów, ale i organizacje studenckie, a przy tym i przywódców związkowych (także Solidarności) solidaryzujących się z degradowaniem uniwersytetu, a nie wykazujących najmniejszych choćby oznak solidarności z nierównie traktowanymi ze względu na odmienną orientację moralną i intelektualną. Konieczne jest powstrzymanie tego procesu dla dobra wspólnego, dla dobra Polski.

Tylko kto go powstrzyma?

Duma uniwersytetu. Ale z czego?

Zarządzający uczelnią i wielu etatowych pracowników, studentów, absolwentów, wręcz pęka z dumy, że są lub byli związani z naszym najstarszym uniwersytetem, mającym rzeczywiście wiele znakomitych kart w swej historii. Faktem jest, że odnowicielka Akademii Krakowskiej, królowa Jadwiga, widziała konieczność oparcia zarządzania państwem na dobrze wykształconych elitach, stąd swój majątek przeznaczyła na rozwój uczelni.

Czy teraz nie przewraca się w grobie? Degradacja uczelni to nie jest kwestia ostatnich lat, choć dopiero od niedawna zaczyna dochodzić do świadomości obywateli, że z tą uczelnią dzieje się coś niedobrego. Niestety odnosi się wrażenie, że tej świadomości nie mają władze i etatowi pracownicy uczelni.

Na okoliczność święta Uniwersytetu Jagiellońskiego, 12 maja, władze uczelni i media podnosiły, że UJ to uczelnia najwyżej klasyfikowana spośród polskich szkół wyższych w rankingach światowych. Taktowanie pomijano, że jest to co najwyżej czwarta setka uczelni światowych, a wyżej klasyfikowane są nie tylko europejskie uniwersytety, nawet z małych miast (np. we Włoszech, które potęgą akademicką już nie są), ale i uczelnie tzw. Trzeciego Świata, a nawet uczelnie z Białorusi czy Syberii. To, co winno skłaniać do zadumy i poważnego zaniepokojenia, jest powodem do dumy.

To chyba najlepiej pokazuje poziom kryzysu, w jakim znajduje się uniwersytet.

W opracowanej ostatnio strategii rozwoju UJ do roku 2030 niestety nie zauważono postępującej degradacji uczelni. Jest to wynik długotrwałej negatywnej selekcji kadr, nierównego traktowania nauczycieli akademickich, których działalność naukowa i dydaktyczna była i jest narażona na represje z przyczyn pozamerytorycznych. W czasach PRL preferowano kadry czerwone, obecnie – tęczowe.

Mamy zatem selekcję kolorystyczną zamiast merytorycznej, co dla uniwersytetu jest zabójcze. Nie ma z czego być dumnym.

Strategiczne „Plus ratio quam vis”

Uniwersytet Jagielloński jest dumny ze swojej dewizy Plus ratio quam vis, użytej w Elegiach Maksymiana (VI wiek!) jako przestrogi przed erotycznym pożądaniem. Dewiza ta na UJ jest inaczej interpretowana, bez oryginalnego kontekstu i podobno ma w niej chodzić o przewagę rozumu nad siłą, co powinno mieć miejsce w życiu uczelni.

Taka była intencja prof. Karola Estreichera w 1964 r., który tę dewizę (nie znając oryginalnego kontekstu) zaproponował w roku Jubileuszu 600-lecia UJ, kiedy w życiu uczelni funkcjonującej w systemie totalitarnym siła zdecydowanie dominowała nad rozumem. Wiele przykładów takiego stanu rzeczy profesor Estreicher przytacza w swoim Dzienniku wypadków. Mimo umieszczenia tej dewizy w Collegium Maius i w statucie UJ, z jej stosowaniem w życiu uczelnia nie dawała sobie rady ani w końcówce PRL, ani po transformacji w III RP.

W końcówce epoki jaruzelskiej uczelnia wprowadzała w życie (podobno dla dobra uczelni) dyrektywy zorganizowanej grupy przestępczej o charakterze zbrojnym, dokonując oczyszczenia uczelni z elementu niedającego nadziei na dostosowanie się do obowiązujących, siłą narzuconych zasad socjalistycznych. W uczelni przedkładano siłę nad rozum i ta strategia nie uległa zmianie po transformacji zachowującej status quo kadr, prawa, obyczajów.

Haniebne epizody swojej historii poddano subkulturze wymazywania i ewaporacji, tak bardzo, że w Dziejach Uniwersytetu Jagiellońskiego nie ostał się ani komunizm, ani stan wojenny, ani przewodnia siła narodu (PZPR). Można by zatem mniemać, że UJ wtedy funkcjonował jako autonomiczna, niezależna „republika jagiellońska” w morzu komunistycznym, ale pisemnych dowodów na jej istnienie jednak nie ma.

Są natomiast znane, katastrofalne skutki funkcjonowania UJ w systemie kłamstwa i bezprawia, z którego to systemu do tej pory nie zdołał się wyzwolić.

Uczelnia stosuje przyjętą dewizę, ale często na opak w odniesieniu do intencji Karola Estreichera, a w ostatnim okresie także opacznie w odniesieniu do intencji Maksymiana, gdyż to orientacja seksualna całkiem zdominowała życie uczelni (bez zaangażowania rozumu), co do dumy nie powinno upoważniać.

Ponad 30 lat po medialnym upadku komunizmu kryzys uniwersytetu jeszcze bardziej się pogłębia.

Bez kontaktu z rzeczywistością

W strategii rozwoju (Strategia rozwoju Uniwersytetu Jagiellońskiego do 2030 roku – serwis UJ) obraz uczelni jest całkiem inny.

Odnosi się wrażenie, że bez kontaktu z rzeczywistością i przeszłością. Na zakłamaniu i fałszywej historii nie da się zbudować świetlanej przyszłości. Nie dało się i nie da się zbudować wspólnoty akademickiej na wykluczaniu niewygodnych dla czerwonego/tęczowego frontu jedności akademickiej.

Obecnie ostracyzmem obejmuje się nawet emerytowanych profesorów, a jeszcze nieemerytowani wolą siedzieć cicho, bojąc się nie tylko mówić, ale i myśleć, stąd bezmyślność zdaje się dominować w obecnym obrazie akademickim.

Zresztą uczenie myślenia krytycznego młodych ludzi prowadziło już w czasach komunistycznych do oskarżeń o negatywny wpływ na młodzież. Bezmyślność rzekomo wpływa pozytywnie (sic!). Efekt widoczny.

A prawdziwa historia, ta najnowsza, stanowiąca fundamenty UJ w III RP, jest tajemnicą, nie jest poznana i nawet jakby istniał zakaz jej poznawania.

Podobno UJ „należy do czołowych uniwersytetów Europy oraz systematycznie poprawia swoją pozycję w globalnej nauce”, na co nie ma żadnych dowodów i autorzy strategii ich nie przytaczają. Skoro – jak czytamy – UJ „prowadzi badania na najwyższym poziomie”, nie wiadomo dlaczego jest tak nisko klasyfikowany w światowych ran-kingach.

Podobno „przestrzega standardów etycznych pracy naukowej, przeciwdziała nieuczciwości w działalności naukowej”, ale dowodów takich działań brak.

Łatwiej znaleźć dowody na zapaść etyczną i nieuczciwość naukową (chociażby te zamieszczane w prowadzonych przez mnie serwisach internetowych: Etyka i patologie środowiska akademickiego czy Sprawy ludzi nauki)

Podobno UJ realizuje swoją politykę „zgodnie z Europejską Kartą Naukowca i Kodeksem postępowania przy rekrutacji pracowników naukowych” poprzez „zapewnienie zgodności procesów rekrutacji, adaptacji, oceny rozwoju pracowników z obowiązującymi przepisami i standardami Unii Europejskiej, w tym Europejską Kartą Naukowca”.

Akurat te standardy – w założeniach i w realizacji – analizowałem wraz z sympatykami Niezależnego Forum Akademickiego od powstania tych dokumentów (nfa.pl – zakładka Europejska Karta Naukowca, moja książka Drogi i bezdroża nauki w Polsce) i tej zgodności jak nie widziałem, tak nie widzę.

UJ jakoś nadal nie stosuje należytych procedur przeciwdziałania „nie-właściwym relacjom w miejscu pracy i nauki, takim jak mobbing, molestowanie lub nadużycie zależności służbowej”, co znajduje uzasadnienie w materiałach zamieszczanych w moim akademickim serwisie antymobbingowym – Mobbing Akademicki – Mediator Akademicki (wordpress.com), który prowadzę niemal od początku tego wieku, czy w moich książkach: Mediator akademicki jako przeciwdziałanie mobbingowi w środowisku akademickim czy Plagi akademickie (dostęp do innych materiałów z https://blogjw. wordpress.com/).

Sam fakt wykluczania, i to przez dziesiątki lat, nonkonformistów z domeny akademickiej, siłą rzeczy prowadzi do degradacji uniwersytetu tworzonego przez pozostałość konformistyczną.

Nauka z natury rzeczy jest nonkonformistyczna i jak się nonkonformistów wykluczy, to nauka staje się pozorowana i chyli się ku upadkowi.

A w jagiellońskiej strategii rozwoju odwrócenia tej tendencji się nie planuje. Czyli nie należy się spodziewać rozwoju, tylko postępujący upadek.

Postuluje się „tworzenie Uniwersyteckiej Strefy Dialogu, mającej na celu rozwiązywanie konfliktów w sposób polubowny, w szczególności z wykorzystaniem zawodowych mediatorów, obejmującej zarówno pracowników, jak i studentów”, co nawiązuje do moich długotrwałych działań na rzecz mediacji akademickiej (https://nfamob. wordpress.com/), ale czy można w to wierzyć, skoro nawet nie przystąpiono do polubownego rozwiązania mojego konfliktu z UJ trwającego od kilkudziesięciu już lat?

Inspirator mediacji akademickiej, monitorujący społecznie od lat zjawiska mobbingu akademickiego, także na UJ, do tej pory nie znalazł się w Strefie Dialogu, pozostając nadal w „Strefie Wykluczenia” (wymazywania, ewaporacji), taktownie nie wymienianej w strategii rozwoju.

Niezmienna strategia utrzymania uczelnianego status quo, siłą rzeczy nie może doprowadzić do rozwoju.

Co prawda UJ w strategii rozwoju ma ambitnie przeciwdziałać zmianom klimatycznym, aby sprostać globalnemu wyzwaniu.

Nie ujawniono jednak, jakimi drogami pójdzie w ślady dawnego studenta UJ, Mikołaja Kopernika, który miał taką moc, że wstrzymał Słońce, a ruszył Ziemię.

Powstrzymanie zmian klimatycznych (zasłonięcie Słońca?) wymagałoby nie mniejszej mocy. Może warto by wziąć pod uwagę, że duża erupcja choćby jednego wulkanu o dużej sile może zniweczyć zabiegi jagiellońskie na rzecz odwrócenia zmian klimatycznych.

Tym bardziej, że jakoś strategia nie przewiduje rekrutacji na etat np. Małego Księcia – specjalisty od czyszczenia wulkanów – aby zapobiegł zniweczeniu tych wysiłków. A zatem oznak działań zapobiegawczych degradacji uczelni w strategii jej rozwoju nie widać.

Tekst opublikowany w niecodziennej, największej w Polsce gazecie – Kurier WNET w sierpniu 2021 r.

Elementarz Falskiego dla akademików

Elementarz Falskiego dla akademików

 Przechodząc ostatnio obok księgarni naukowej PWN ze zdumieniem zauważyłem na wystawie oprócz książek naukowych elementarz Mariana Falskiego, znany mi sprzed lat. Jak sama nazwa wskazuje, służył – i to z powodzeniem – do nauki elementarnej.

 A tu proszę, taki sam elementarz, ale w księgarni akademickiej? To przecież zupełnie inny poziom.

Tak być powinno, ale zaraz sobie przypomniałem, że sam miałem poważne trudności w nawiązaniu kontaktu intelektualnego z akademikami.

Na moje pisma kierowane do władz uniwersytetu rektorzy nie potrafili odpowiedzieć i było dla mnie jasne, że nie rozumieją tego, co ja piszę. Adresowałem zatem pisma do senatu, łudząc się, że może znajdzie się jakiś senator, który jest w stanie zrozumieć prosty w końcu tekst. Nic z tego. Moje naiwne nadzieje nie spełniły się.

Z uniwersytetu otrzymałem m.in. pismo decydujące dożywotnio o moim losie, w gruncie rzeczy anonimowe, bo niepodpisane czytelnie przez nikogo. W państwie prawa anonimy nie mają mocy prawnej, ale jednak miały! Co więcej, tłumaczono mi, że brak imienia i nazwiska nie świadczy o anonimowości.

Ale ja, kształcony na elementarzu Falskiego, jak nie rozumiałem, tak nie rozumiem takiej profesorskiej wykładni. Taki stan rzeczy trwa przez nader długie lata, a kolejne ekipy decydentów uniwersyteckich nie zdołały opanować trudnej nauki czytania i podpisywania się, co mnie się udało, i to na samym początku edukacji.

Po tej refleksji obecność elementarza Falskiego w księgarni naukowej nie powinna dziwić.

Zdumiewające jest jednak, że mimo reform nikt nie wpadł na pomysł, aby na uczelniach zatrudniać tylko tych, którzy przez elementarz Falskiego przeszli z sukcesem.

W PRL, jak pamiętam, też było z tym różnie, nawet u pełniących obowiązki profesorów. Ale jak któryś awansował na członka-korespondenta Polskiej Akademii Nauk, mówiło się z uznaniem, że ten to chociaż musi umieć pisać, bo przecież inaczej korespondentem nie mógłby być.

Tekst opublikowany w tygodniku Gazeta Polska 11 sierpnia 2021 r.