JAN HARTMAN obliczem polskich uniwersytetów

JAN HARTMAN obliczem polskich uniwersytetów

To, że polskie uniwersytety są w kryzysie, chyba powszechnie wiadomo. Trudno będzie się z tego kryzysu wydobyć, skoro środowisko akademickie broni obecnego, patologicznego status quo i podnosi do rangi sukcesu osiągnięcie poziomu uczelni Tatarstanu przez najstarszy polski uniwersytet. Chyba św. Jadwiga, która swój majątek przekazała Akademii Krakowskiej, przewraca się w grobie.

Przed kilku laty alarmowałem, że obecna twarz UJ może być widziana przez pryzmat twarzy Juliana Haraschina, który jako wojskowy prokurator w czasach stalinowskich posyłał na śmierć polskich patriotów, a następnie robił karierę „naukową” na UJ. Ponadto założył swoistą wytwórnię lipnych dyplomów, stając się prekursorem dzisiejszych metod osiągania doskonałości naukowej. Sprawa Juliana Haraschina tak została wymazana z historii i pamięci, że dzisiejsi studenci prawa UJ, a także prawnicy, na ogół nic nie wiedzą o jego roli w budowaniu bezmiaru niesprawiedliwości, także w domenie akademickiej.

Prawda o własnych korzeniach przestała być przedmiotem zainteresowania kadry UJ. Pisałem na swoim blogu: „Co prawda akademicy Uniwersytetu Jagiellońskiego twarz stracili (z małymi wyjątkami), ale etaty, awanse i formalne honory – utrzymali. Widać, że na uczelniach, w tym na uczelni wzorcowej dla innych, opłaca się nie mieć twarzy”.

Taki stan rzeczy przetrwał do dziś i widać to obserwując poczynania profesora UJ Jana Hartmana, filozofa, wyspecjalizowanego w dziedzinie etyki. To kierownik Zakładu Filozofii i Bioetyki Collegium Medicum UJ, mający w swym życiorysie członkostwa Komitetu Etyki w Nauce PAN, Zespołu ds. Etyki w Medycynie przy Ministrze Zdrowia, kierownictwo Zespołu do spraw Dobrych Praktyk Akademickich oraz nagrody m.in. Prezesa Rady Ministrów RP, Medalu Komisji Edukacji Narodowej, Grand Press w kategorii Publicystyka”…

Stał zatem na straży odpowiedniego poziomu etycznego polskiego środowiska akademickiego i chyba zdaniem władz UJ, swymi poczynaniami pozytywnie wpływa na młodzież akademicką, bo tylko tacy są podobno zatrudniani na etatach po usunięciu z uczelni tych, którzy wpływali – zdaniem rektorów – negatywnie.

Kilka lat temu Jan Hartman zbulwersował opinię publiczną swoimi dywagacjami kazirodczymi, ale na uczelni włos z głowy mu nie spadł, mimo ścieżki dyscyplinarnej. Jednak politycy zareagowali i został usunięty z ugrupowania Twój Ruch, jednej z wielu partii, które zaszczycił swym członkostwem. Etyczne wymagania, nawet lewackich partii, zdają się być wyższe od wymagań uczelnianych.

Na uczelniach dominuje autonomiczna zasada wolności bez wartości i nawet akcja (kilkanaście tysięcy głosów) usunięcia Hartmana z UJ nie przyniosła rezultatu. Profesorom UJ nie przychodzi nawet do głowy, aby ktokolwiek z ich grona mógł zostać wykluczony z uczelni. Solidarność profesorska jest doprawdy rozczulająca.

Konieczność przenoszenia w stan nieszkodliwości zdegenerowanych profesorów przychodziła mi do głowy jeszcze w stanie wojennym, ale władze UJ zdołały ten jednoosobowy rokosz skutecznie opanować.

Jan Hartman, zapewne dożywotni profesor UJ, pewny własnej bezkarności, po homilii abp. Marka Jędraszewskiego (też profesora) w uroczystość Bożego Ciała, przekroczył w ataku na metropolitę i katolików wszelkie normy etyczne, obowiązujące nie tylko profesora etyki, ale każdego przyzwoitego człowieka.

Powtarzanie tego barbarzyńskiego bluzgu nie przystoi w „Plagach akademickich”, bo to jest rynsztok wykraczający poza ramy standardowych plag. Zamieszczony został na blogu Hartman.blog.polityka.pl. Na publiczne lżenie, wyszydzanie, poniżanie katolickiej części Narodu Polskiego i metropolity krakowskiego oraz nawoływanie do waśni na tle różnic wyznaniowych, nie można być obojętnym.

Nie powinno być obojętne środowisko akademickie, władze uczelni, a tym bardziej prokuratura, bo to, co czyni Hartman, nie jest zgodne z prawem obowiązującym każdego obywatela, także profesora UJ!

W reakcji na ziejący nienawiścią bluzg Hartmana otrzymałem wypowiedzi, że taki „profesor” kompromituje środowisko akademickie, powinien być dyscyplinarnie zwolniony ze stanowisk i funkcji akademickich. 

Czy tak się stanie, skoro dotychczasowe ekscesy uchodziły mu bezkarnie, a władze akademickie skłaniały się do wspierania subkultury menelskiej (chociażby na okoliczność popisów Strajku Kobiet wspomaganego przez Hartmana).

Póki co, środowisko akademickie, także etyczne, milczy, a w obecnym stanie rzeczy to twarz Hartmana jest obliczem polskich uniwersytetów.

Bierna postawa nie zaprowadzi ładu moralnego w domenie akademickiej.

Tekst opublikowany w tygodniku Gazeta Polska  23 czerwca 2021 r.

Wielki powrót wielkiego wygnańca

Wielki powrót wielkiego wygnańca

Gdy wpisuję w wyszukiwarce Google „wygnaniec”, pokazują się liczne informacje o Zygmuncie Baumanie, a to ze względu na ukazanie się niedawno na rynku księgarskim książki „Wygnaniec” Artura Domosławskiego. 

Tak został określony jeden z instalatorów systemu komunistycznego w Polsce, oficer Informacji Wojskowej, polujący na żołnierzy podziemia niepodległościowego, a następnie robiący karierę naukową na Uniwersytecie Warszawskim. Po Marcu ’68, jak wielu instalatorów komunizmu, stracił co prawda pozycję na UW, ale uniknął odpowiedzialności za swoje czyny i zyskał możliwość pracy naukowej w tzw. wolnym świecie. W wolnej Polsce powracał do kraju i nie był szykanowany, stąd uznanie go za wygnańca może budzić sprzeciw, mimo dużej liczby rekordów na Google.

Taki status, i to zasadny, zachowany do dziś, ma pierworodny syn Bolesława Krzywoustego Władysław II Wygnaniec, który po porażkach w walce o dominację w Polsce piastowskiej pozostawał do końca życia na wygnaniu.

Takiego statusu na Google nie ma Jan Czochralski, wybitny, światowej sławy przedwojenny naukowiec i odkrywca, zwany ojcem elektroniki, po wojnie wygnany z Politechniki Warszawskiej, po fałszywym oskarżeniu o kolaborację z Niemcami.

Nie miał dyplomów, klasycznego wykształcenia uniwersyteckiego, ale był geniuszem i ten geniusz wykorzystał, najpierw pracując w Niemczech, a następnie sprowadzony przez prezydenta Mościckiego w Niepodległej Polsce. Był potrzebny w kraju. Mógł robić karierę u Henry’ego Forda, ale wybrał biedną Polskę i dla niej pracował na Politechnice Warszawskiej, jako profesor ze względu na swoje osiągnięcia.

W dzisiejszej Polsce bez dyplomów nie miałby żadnych szans na karierę akademicką, gdy miernoty z dyplomami mają nie tylko szanse, ale osiągają nawet szczyty akademickiej hierarchii. Jan Czochralski był bogatym człowiekiem dzięki swoim wynalazkom, wspierał studentów stypendiami, współfinansował wykopaliska w Biskupinie.

Podczas okupacji, za zgodą władz podziemnych AK, miał możliwość pracy „u Niemców”, dzięki czemu dawał schronienie konspiratorom, ratował przedwojenne wyposażenie uczelni, współpracował z podziemiem przy analizie części rakiet V1 i V2.

Po wojnie aresztowany za rzekomą współpracę z okupantem spędził pół roku w areszcie w Piotrkowie Trybunalskim, ale został uniewinniony przez prokuraturę. Mimo to, przez władze Politechniki Warszawskiej przestał być uważany za profesora, stracił stanowisko i tytuł doktora honoris causa.

Został wypędzony z uczelni i resztę życia spędził w rodzinnej Kcyni, zajmując się produkcją pasty do butów i płynu do trwałej ondulacji. Prześladowany przez UB, zmarł po rewizji na zawał serca i spoczywał w grobie bez nazwiska, całkiem wymazany z polskiej przestrzeni publicznej jako ojciec światowej elektroniki.

Przez lata mało kto wiedział, jakiego geniusza miała Polska. Nawet na konferencjach naukowych nie można było wygłosić referatu o jego odkryciach („zasługa” m.in. prof. Włodzimierza Trzebiatowskiego, budowniczego Polski Ludowej) ani publikować życiorysu. Subkultura wymazywania działała perfekcyjnie. Przez lata III RP sytuacja wygnanego – także z pamięci – niewiele się zmieniła, a dużą rolę w tym odegrał współtwórca Solidarności na PW dr Zygmunt Trzaska-Durski.

Jak zwykle, w środowisku akademickim animozje personalne i konflikty nakładają się na politykę kadrową i „pamięciową”, nawet przez kolejne pokolenia.

Dopiero po śmierci opozycjonisty, zmianie klimatu środowiskowego i politycznego, podjęto wyjaśnienie sprawy wygnańca, co skutkowało odnalezieniem dowodów na współpracę Czochralskiego z AK i jego rehabilitacją przez władze PW. Właściwie to władze PW siebie tym aktem zrehabilitowały, po 66 latach podtrzymywania swoich nieuzasadnionych i szkodliwych dla nauki oskarżeń. Gdyby nie został wygnany, Polska mogłaby mieć drugiego naukowego noblistę.

10 lat temu, w czerwcu 2011 roku, nastąpił wielki powrót wielkiego wygnańca – niestety dopiero pośmiertny – na Politechniką Warszawską i do pamięci Polaków. Sejm RP przyjął uchwałę w sprawie ustanowienia roku 2013 Rokiem Jana Czochralskiego.

Od tego czasu odbywają się sesje poświęcone jego dokonaniom, szkoły przyjmują go za swego patrona, IPN popularyzuje sylwetkę i osiągnięcia Jana Czochralskiego wśród gigantów nauki.

Trzeba mieć jednak na uwadze, że nie wszystkie uczelnie są zdolne do weryfikowania swoich czynów, zakłamują swoją historię, wymazują tak ludzi, jak i fakty, niszczą/zamykają archiwa, aby tylko prawda nie wyszła na światło dzienne.

A prawda sama się nie obroni, wygnańcy sami nie wrócą do pamięci

Tekst opublikowany w tygodniku Gazeta Polska  16 czerwca 2021

Odmienne orientacje na tym dziwnym jagiellońskim świecie

Odmienne orientacje na tym dziwnym jagiellońskim świecie

Reakcja obywatela na dziwny świat red. Marka Kęskrawca

Przeszukując informacje na temat opinii: „Uniwersytet Jagielloński zamienia się w agencję towarzyską” wyrażonej niedawno przez małopolską kurator oświaty Barbarę Nowak, natrafiłem na tekst w Dzienniku Polskim red. Marka Kęskrawca (dawnego naczelnego tej gazety) –  „Kurator Nowak kontra UJ, czyli dziwny jest ten  świathttps://plus.dziennikpolski24.pl/kurator-nowak-kontra-uj-czyli-dziwny-jest-ten-swiat/ar/c15-15667530

W tekście redaktor wyraził oczekiwanie większej wiedzy, namysłu i zwykłej kultury osobistej od osoby dbającej o edukację dzieci. Widać, że jest zawiedziony.

Ja natomiast jestem zawiedziony tekstem pana redaktora zdradzającego niedostatek tak wiedzy, jak i namysłu, nie wykluczając także kultury osobistej.

Bez problemu można się zapoznać w internecie z pracami Działu ds. Bezpieczeństwa i Równego Traktowania – Bezpieczni UJ [https://bezpieczny-student.uj.edu.pl/dzial]  skoncentrowanymi głównie na bezpieczeństwie osób o odmiennej orientacji seksualnej, gdy bezpieczeństwo osób o odmiennej orientacji intelektualnej i moralnej, które od lat na uczelni jest zagrożone, jest jakby na marginesie.

Nierówne traktowanie takich osób, a nawet ich wypędzanie z UJ  doprowadziło do widocznego kryzysu uniwersytetu.  Na okoliczność święta UJ podnoszono z dumą (także w Dzienniku Polskim), że UJ jest najwyżej klasyfikowaną polską uczelnią,  co jest faktem ( choć czasem ustępuje UW), ale jest  niżej klasyfikowaną od uczelni rosyjskich (także z Syberii, Tatarstanu), z Kazachstanu, Białorusi, Malezji ….  co nie powinno być powodem do dumy a raczej  do zadumy i namysłu, czego nie tylko na UJ brakuje.

Skutki degradacji uniwersytetu, w wyniku złego traktowania a także usuwania z UJ osób intelektualnie zagrażającym przewodniej sile narodu i przez nią namaszczonych,  są widoczne. Eliminowano osoby skierowane na poszukiwanie prawdy, aż w końcu usunięto zapis ze statutu UJ, że uniwersytet to jest korporacja nauczanych i nauczających poszukujących wspólnie prawdy. Prawda przestała być celem pracy uniwersyteckiej. Myślenie, szczególnie krytyczne, było penalizowane i tych co tego uczyli studentów wypędzano z UJ z oskarżenia o negatywne oddziaływanie na młodzież akademicką. 

Dziś na uniwersytecie pracownicy boją się mówić, a nawet myśleć, a zapewnieniem im bezpieczeństwa nie zajmuje się żadna instancja uniwersytecka, także Dział Bezpieczeństwa. Dzisiejszy stan uniwersytetu nie jest dla mnie szokiem, tylko spodziewaną konsekwencją takiej polityki akademickiej.

Szkoda, że pan redaktor nie zapoznał się z moimi tekstami/dokumentacjami w tej materii [m.in. Blog akademickiego nonkonformisty – https://blogjw.wordpress.com/)  opartymi na faktach, z którymi się nie dyskutuje. Widocznie uniwersytet zmienia swoją funkcję, traci swą istotę, którą stanowiła dyskusja i poszukiwanie prawdy.

Chyba pan redaktor nie zapoznał się z dokumentacją przewalania się przed uniwersytetem hord młodzieży wspieranej przez kadry jagiellońskie z rektorskimi włącznie a Dział Bezpieczeństwa UJ nie przeprowadził badań naukowych/ ankietowych nad bezpieczeństwem osób zagrożonych je.aniem, wyp…dalaniem,  mimo że te groźby były słyszalne i są udokumentowane/ujawnione. ( Reakcje w sprawie wyroku Trybunału Konstytucyjnego w Krakowie, 28.10.2020 r.-https://jwfotowideo.wordpress.com/2020/10/28/reakcje-w-sprawie-wyroku-trybunalu-konstytucyjnego-w-krakowie-28-10-2020-r/).

Skierowanie uwagi Działu Bezpieczeństwa na orientację seksualną jak najbardziej może i powinno się kojarzyć z agencją towarzyską, a nie z uniwersytetem, bo w tym winno się badać przede wszystkim bezpieczeństwo, tak studentów, jak i pracowników o odmiennej orientacji intelektualnej i moralnej, penalizowanej od czasów komunistycznych z  zachowaniem ciągłości, tak prawnej, personalnej jak i obyczajowej.

Tak się składa, że swoje doświadczenia nad brakiem bezpieczeństwa osób szykanowanych na uczelniach (także na UJ) przelałem na wiele tekstów, tak w sieci  ( m.in. https://nfamob.wordpress.com/, https://nfapat.wordpress.com/category/sprawa-piotra-gajdka/   ) jak i na papierze  ( m.in. Mediator akademicki jako przeciwdziałanie mobbingowi w środowisku akademickim, Etyka i patologie polskiego środowiska akademickiego,   Plagi akademickie– książki dostępne także w „Jagiellonce”).

Do mnie zgłasza się wiele osób, których bezpieczeństwo jest zagrożone, godność i dobra osobiste naruszane, a nie mają wsparcia, także na UJ, gdzie jest Dział Bezpieczeństwa i inne instancje.

Temat dziwności świata jagiellońskiego, a także medialnego, winien być objęty specjalnym projektem, a jego wyniki opublikowane/ujawnione. Chętnie deklaruję współpracę w realizacji takiego projektu, ale jak dotąd, ze względu na moją odmienną od preferowanej/obowiązującej orientację, tak intelektualną, jak i moralną, nie miałem na to szans.

Natomiast na UJ projektów/studiów/prac nad odmienną orientacją seksualną jest moc i UJ ma kadry wyspecjalizowane w zakresie problemów  pracownic i pracowników seksualnych,  co można odbierać jako przygotowanie merytoryczne do nowej funkcji uniwersytetu.

  Dziękuję Pani kurator za publiczne ujawnienie tych przygotowań.