By ruszyć z bagna ! „W historii bywa górą gwałt i zgnilizna, tym bardziej należy tę niemoc zbadać i godzi się zadać nauce pytanie: czyż tak źle z nami, iż nie ma sposobów, by ruszyć z bagna?” (Feliks Koneczny)
Reakcja na brak refleksji wobec pandemicznej klęski
Niedawno opublikowałem refleksyjny tekst o pandemii, w ujęciu wykraczającym poza zarazę koronawirusa, przypominając o wirusie komunizmu, pandemii bezmyślności i historykach, którzy są nieczuli na fakty i zamiast rozjaśniania, zaciemniają historię i pozostają nadal wybitnymi. [https://blogjw.wordpress.com/2020/04/18/refleksje-pandemiczne/ ].
Tekst rozpowszechniłem w mediach społecznościowych i pocztą elektroniczną, kierowaną także do najwyższych polskich decydentów akademickich, ‚w oczekiwaniu na refleksje krytyczne, ale merytoryczne’ i takich refleksji doczekać się nie mogę. Czyli – Klęska, jak tytuł książki Wiktora Suworowa, i jaki wniosek można wyciągnąć z moich refleksji.
Zadałem nieco prowokacyjne pytanie „ile w tym tekście [ tzn. tekście Wiktora Suworowa w książce ‚ Klęska”] trzeba zmienić, aby napisać o naszych oficjalnych/etatowych historykach, niezdolnych mimo upływu lat do napisania historii np. najstarszej polskiej uczelni w czasach komunizmu i stanu wojennego, do tej pory nie wykrytych w jej dziejach ? „.
Może pytanie było zbyt trudne, wymagające refleksji, sięgnięcia po cytowane przeze mnie teksty o metodach badań i wnioskowań naszych historyków.
W takim razie spróbuję zrobić erratę do mojego tekstu, dokonując nasuwających się zmian tekstu Suworowa, aby dotyczył on naszych, a nie moskiewskich historyków.
A zatem może być tak: W Warszawie, Krakowie [ i nie tylko] mamy licznych historyków, etatowych, czasem na wielu etatach, pełniących rozliczne funkcje, wyróżnionych wielkimi stopniami i tytułami oraz obwieszonych państwowymi odznaczeniami, przystrojonych togami, czasem też gronostajami.
W czasie epidemii mają usta pozasłaniane widocznymi maskami antywirusowymi, które przed pandemią koronawirusa, ale w trakcie pandemii komunistycznej, też używali, ale inaczej, w sposób niewidoczny gołym okiem i zawirusowanym komunizmem umysłem, zapewne aby się uchronić przed wirusem antykomunistycznym, wirusem prawdy historycznej stanowiącym zagrożenie dla ich stopni, tytułów, odznaczeń, tóg i gronostajów.
To nie jest grupa ekspertów, a cała plejada etatowych, oficjalnych badaczy naszej przeszłości, mających do dyspozycji piękne instytuty naukowe, mnóstwo materiałów archiwalnych, niemały budżet badawczy i zarazem wychowawczy, dla wychowania ludu w jedynie słusznej prawdzie przeznaczony.
Ci uczeni mężowie, a nawet żony, nie mniej uczone,już ponad 30-lat bez powodzenia badają historię swoich uczelni wkomponowaną w historię Polski. Ale oni wszyscy nie zdołali nic odtworzyć należycie i teraz doszli do wniosku, że napisanie takiej historii jest w ogóle niemożliwe! W żadnym terminie. Pomysł absolutnie nierealny.
To co napisali – to wszystko bzdura.
Test na inteligencję: Był komunizm na terytorium Polski siłą zainstalowany, była opozycja antykomunistyczna przez ten reżim nękana i dziesiątkowana, z uniwersytetów wypędzana, był stan wojenny, aby reżim – mimo pandemii antykomunistycznej – się utrzymał, była moc ofiar, uczestników i świadków – straty osobowe, moralne i intelektualne, zniszczenia także materialne – niesłychane, ale ludzkim okiem niewidziane, bo ukrywane, fałszowane.
Były tony dokumentów, i są nadal, mimo zniszczeń tego co było niewygodne. Resztki archiwów bezpieki, przewodniej siły narodu, jak i archiwów instytutów, uniwersytetów realizujących mniej czy bardziej przewodnie dyrektywy i nakazy, mimo wszystko, ci uczeni mogą badać, ale ci jakby woleli trzymać się od nich z dala, szczególnie od archiwów przewodnich dla ich sformatowania.
Czas płynie – lat 5, 10, 20, 30 nawet, ale rzetelnej historii jak się okazuje napisać nie można. Z założenia. Z wyrozumowania.
Jeżeli się mylę, przyjmuję kontrargumenty.
Moim zdaniem, świadczy to o tym, że komunizmu, stanu wojennego po prostu nigdy nie było, bo skoro go nie ma w historii – najstarszej i wzorcowej uczelni- badanej przez najbardziej wyśmienitych historyków, to niby gdzie ten komunizm i ten stan wojenny miał być ?
Są co prawda poszlaki, zarejestrowane w historii innych podmiotów, a nawet kraju całego, że komunizm był i stan wojenny był, ale autonomiczna historia wyspy wolności i niezależności [od prawdy !] jaką stanowi najstarsza polska wszechnica – jest inna i nie ma nic wspólnego z tamtą.
Tak jak tacy uczeni mężowie, a nawet żony, nie mają nic wspólnego z nauką, mimo że ta jest, ale na wygnaniu.
I to jest prawdziwa, pandemiczna klęska i nic nie wskazuje, że po wyborach – bez względu na to, kiedy się odbędą – ustąpi.
W czasie pandemii mamy siedzieć w domu, co winno skłaniać do lektur i refleksji. Oby.
Ja sięgnąłem do książek Wiktora Suworowa, których mam kilka w mojej biblioteczce i w jednej z nich „Klęska” na str. 379 czytam to co mi przypomina moje pisanie, rzadko jednak czytane i dyskutowane.
Mam pytanie – ile w tym tekście trzeba zmienić aby napisać o naszych oficjalnych/etatowych historykach, niezdolnych mimo upływu lat do napisania historii np. najstarszej polskiej uczelni w czasach komunizmu i stanu wojennego, do tej pory nie wykrytych w jego dziejach ?
W historii uczelni pisanej przez wybitnych historyków – komunizmu nie było, stanu wojennego nie było, a historycy pozostają nadal wybitnymi, a rektorzy jeszcze bardziej!
Także opozycja antykomunistyczna wobec takiego kuriozum – milczy !
Nie zwracają uwagi na oczywistą oczywistość, że gdyby nie było komunizmu, to by nie było opozycji antykomunistycznej, i medale, ordery, dodatki za działalność antykomunistyczną należałoby zwracać.
Trzeba rzeczywiście być bohaterem, aby tak trwać przy swoich orderach i dodatkach, i nie reagować na brak komunizmu w sercach i umysłach, tych którzy kształtują serca i umysły kolejnych pokoleń Polaków. Wielu było internowanych, wielu więzionych, a na brak stanu wojennego w historii i to będącej w obiegu edukacyjnym – nie reagują [sic !].
Jaką oni miarą mierzą swe poczynania, jaką miarą je zmierzono, aby ich wyróżnić ? Nawet w czasie pandemii nie potrafię tego objąć, ani moim sercem, ani umysłem.
Z monitoringu pandemii wynika, że udokumentowana liczba zarażonych jest uwarunkowana ilością testów na obecność koronawirusa. To oczywiste. Jakby testów nie było, nie byłoby stwierdzenia zarażonych. Jak zwiększamy ilość testów, zwiększa się ilość udokumentowanych zarażonych.
Ale jak zwiększyć ilość myślących krytycznie, dostrzegających związki przyczynowo skutkowe ? Nie opracowano jeszcze żadnej skutecznej metody w tej materii, nie wynaleziono żadnej szczepionki przeciwko wirusowi bezmyślności. Pandemia bezmyślności trwa i nikt sobie z tego nic nie robi, jakby to nie było zagrożenie dla świata.
Najwięksi badacze jagiellońscy, gdy przystąpili w czasach transformacji do badań nad pokrzywdzonymi w czasach panowania reżimu totalitarnego, ograniczyli się tylko to testowania beneficjentów tego reżimu !
I co wyszło ? A co miało wyjść ?! Jak nie badali pokrzywdzonych, to pokrzywdzonych nie mogli wykryć !
Jasne ? Otóż niekoniecznie. Na takie poczynania największych, najbardziej utytułowanych, wystrojonych w togi i obwieszonych medalami, pozostali beneficjenci chowają jedno głowy w piasek i dla nich nic nie jest jasne, bo głowa pogrążona w piasku nic nie widzi.
Jak ja jasno argumentuję, zdają się odpowiadać – widzę ciemność ! Jasne i zgodne z prawdą !
Utytułowani uczeni dostarczają informacji mrożących krew w żyłach, o tym jak to wielu tajnych współpracowników systemu totalitarnego działało na tej, czy innej uczelni.
I co podają o tym co oni tymi działania spowodowali ? Podają, że [podobno !] nikt nie ucierpiał ? Byli inwigilowani/indagowani, ale taki ogromny, bezkarny, krwiożerczy aparat represji nic im nie zrobił, a nawet utytułował, jak byli dobrzy ! Jeśli tak było, no to dobry był to czas – nieprawdaż ?
W nomenklaturze reżimowej, służba bezpieczeństwa i tajni współpracownicy mieli za zadanie ochraniać obiekty, osoby, aby im nic się nie stało, aby czasem nie podłapali wirusa antykomunistycznego, antyreżimowego.
I co ? Jak nie było pokrzywdzonych, to ich ochronili ?
Ich zasługa [sic !] Nieprawdaż ?
Jak tak było, to im się chyba należą awanse, medale, dalsze etaty !? Takich to argumentów uczeni w piśmie, choć z zawirusowanymi umysłami, dostarczają. I co się dziwić, że zamiast wykluczenia z życia publicznego [ i nie tylko], aparat komunistyczny ma się dobrze, a nawet lepiej, po tzw. obaleniu komunizmu.
A co z tymi, których służby chroniły przed wirusem antykomunistycznym ? Jak widać ochroniły ich skutecznie, skoro nie reagują na brak komunizmu w historii [mimo, że są zwani opozycją antykomunistyczną|, nie reagują na brak stanu wojennego [mimo że miesiącami, a nawet latami byli na kwarantannie izolowani od społeczeństwa, aby go nie zainfekowali], nie reagują na brak wykrycia pokrzywdzonych w komunizmie – dzięki [ sic!] ich ochranianiu przez służbę bezpieczeństwa [i ich miłośników].
Widać pandemia antykomunistyczna, która swego czasu ogarnęła sporą część społeczeństwa, została skutecznie zwalczona.
Po ogłoszeniu upadku komunizmu, nie tylko gloryfikuje się upadłych komunistów, ale heroicznie walczy się o standardy przez nich wdrożone w serca i umysły oraz obecność świadectw komunizmu w przestrzeni publicznej. No cóż, wirus komunizmu pochłonął 100 milionów ofiar, a jeszcze zaraził setki milionów serc i umysłów – objawowo, bądź bezobjawowo.
Komunizm w Polsce zainstalowano za pomocą czołgów, ale po sformatowaniu mentalnym i moralnym niemałej części społeczeństwa, nawet po rzekomym obaleniu komunizmu, społeczeństwo samo się od komunizmu w niemałym stopniu uzależnia i nic nie wskazuje, aby na to uzależnienie wynaleziono jakąś szczepionkę. Chyba nawet nikt – bo niby kto – nad takim wynalazkiem nie pracuje.
Co więcej nie tylko my, ale i niemal cały świat, przez lata starał się o uzależnienie – i to samowolnie/samowładnie- od komunistycznego molocha demograficznego, który nam zesłał pandemię koronawirusa i może nas opanować bez jednego czołgu, bez jednego wystrzału. Wirus wystarczy.
Św. Franciszek Salezy, patron dziennikarzy, w swej koncepcji doskonałości argumentował, że „doskonałość polega na zwalczaniu niedoskonałości”przekonując „ niech nas nie niepokoją nasze niedoskonałości, bo nasza doskonałość polega na ich zwalczaniu; a nie możemy ich zwalczać, gdy ich nie widzimy, ani pokonać, gdy ich nie spotykamy”.
W ramach transformacji wysoce niedoskonałego naszego systemu akademickiego utworzono Radę Doskonałości Naukowej, która „działa na rzecz zapewnienia rozwoju kadry naukowej zgodnie z najwyższymi standardami jakości działalności naukowej wymaganymi do uzyskania stopni naukowych, stopni w zakresie sztuki i tytułu profesora.”
Jak widać, przez doskonałość naukową nadal u nas rozumie się posiadanie stopni i tytułów, jakby to one były celem i największą wartością działalności naukowej. W rezultacie staliśmy się potęgą tytularną, ale pozostaliśmy mizerią naukową. Należało oczekiwać, że w ramach reformy powstaną inne kryteria doskonałości, aby wolna i niepodległa Polska miała oparcie w naprawdę doskonałych elitach.
Niestety innych kryteriów doskonałości nie znaleziono i koncepcji św. Franciszka Salezego wcale nie brano w tej transformacji pod uwagę.
Niedoskonała transformacja
Centralną Komisję do Spraw Stopni i Tytułów, spadkobierczynię Centralnej Komisji Kwalifikacyjnej, stanowiącej – jak mawiano – machinę władzy w PRL na odcinku nauki, przemianowano na Radę Doskonałości Naukowej, przy zachowaniu wielu członków poprzedniczki, rzecz jasna pochodzących z wyboru, ale z czego miano wybierać ? Kryteria wyboru/kryteria doskonałości pozostały, jak i pula kadrowa do wybrania, uformowana/sformatowana przez poprzednie komisje i standardy.
Można rzec – NIEDOSKONALI, nawet wysoce, na drodze takiej transformacji stali się DOSKONAŁYMI, odpowiedzialnymi za doskonalenie mniej doskonałych, będących na drodze do doskonałości, czyli zdobycia kolejnych stopni i tytułów.
Dokąd taka transformacja nas doprowadzi ? Nic nie wskazuje, że do doskonałości.
Jej symbolem jest wynalazek – w ramach wdrożeniowych doktoratów – innowacyjnego urządzenia do oczyszczania nóg z piasku po wyjściu z plaży [Józef Wieczorek, Jak wychodzić z plaży, czyli innowacyjne wynalazki polskich naukowców, Kurier WNET 63/ 2019] a brak -postulowanego przeze mnie – urządzenia do wyciągania głów z piasku, co mogłoby doprowadzić do pozytywnych przeobrażeń w domenie akademickiej i całego kraju.
Głowa w piasku pogrążona, nic nie widzi, nic nie słyszy, a szare komórki się rozkładają i nawet kontakt intelektualny z taką głową staje się niemożliwy. Trzeba mieć na uwadze to co objaśniał św. Franciszek Salezy, który głowy do piasku nie chował: „ Nie możemy zwalczać niedoskonałości, gdy ich nie widzimy…”
Do tej pory nawet nie rozpisano konkursu na takie „urządzenie” do należytego funkcjonowania nie tylko uniwersytetów, ale i całego państwa, jako że elity państwowe są formowane/formatowane na uczelniach.
„Bo wielka zachodzi różnica między stanem doskonałości a doskonałością„
Tak argumentował św. Franciszek Salezy i miał rację, co widać na przykładzie profesorów będących w stanie doskonałości – członków Rady Doskonałości Naukowej, którzy jak się okazuje, nieraz są nadzwyczaj niedoskonali. Pokazuje to przykład profesora od doskonałości naukowej – Bogusława Śliwerskiego, bardzo aktywnego na swoim blogu „Pedagog”, o którym już pisałem [ Kurier WNET 63/2019].
Niedawno profesor zdumiał się okrutnie, że ktoś zainteresował się tym co zrobił za pieniądze podatnika otrzymane na działalność naukową, jakby taka kwestia nie wchodziła rachubę przy prowadzeniu badań naukowych w Polsce. Finansowanie badań i badaczy, jak wiadomo jest u nas mizerne, a ma być dużo większe niż jest, aby cokolwiek wymagać od etatowych naukowców. Takie są mniemania badaczy. Jeśli ktokolwiek pyta się publicznie co z obecnego finansowania naukowców wynika – to budzi zdumienie, nie tylko profesora-blogera, bo i inni profesorowie podobno pukają się w głowę na wieść o takich zainteresowaniach.
Czyżby byli zdumieni, że po tylu latach, tak powszechnego w Polsce pozoranctwa naukowego, znajdują się jeszcze obywatele, którzy mogą sądzić, że cokolwiek interesującego z tego pozorowania działalności naukowej mogło powstać ?
Wszak, jak wynika z braku reakcji społecznej, na mój artykuł o pracach naukowych nad sposobami wychodzenia z plaży, ludziska po tych pracach niczego się nie spodziewają.
Ja jednak od dziesiątków już lat, (Szary obywatel nieuczciwą konkurencją ? Kurier WNET 68/2020], starałem się dowiedzieć, na co tak naprawdę ten marny grosz publiczny jest przeznaczany w domenie naukowej, mając na uwadze historyczne motto Najwyższej Izby Kontroli „Ktokolwiek grosz publiczny do swego rozporządzenia odbiera, wydatek onegoż usprawiedliwić winien”.
W państwie demokratycznym, obywatel ma prawo i obowiązek kontrolować wszelkie władze, w tym i akademicką władzę nad groszem publicznym. Jawność tego, co naukowcy zrobili za przeznaczony na nich grosz publiczny, uważałem i nadal uważam za podstawową cechę normalnie funkcjonującego systemu akademickiego.
Chciałbym przy tym zauważyć, że przez lata nie miałem żadnych problemów z zapoznaniem się z tym co zrobili w ramach projektów badawczych amerykańscy naukowcy, bo było to i jest jawne, choć na te projekty nie płaciłem ani grosza.
Ale u nas jest inaczej i nie ma woli aby to zmienić, choć ja jako obywatel nie wyrażam zgody na finansowanie z mojej kieszeni utajnianych projektów z nazwy badawczych, ani na naukowców rekrutowanych do instytucji badawczych w ramach utajnianych konkursów, rzecz jasna ustawianych.
Nakłady na projekty, dzieła naukowe, jak i ich rezultaty, winny być jawne dla zainteresowanego i płacącego na nie podatnika.
DOSKONAŁY profesor twierdzi jednak, że „nikt jeszcze nigdy nie dochodził tego typu spraw” – wbrew faktom zawartym na moim, nieobcym mu, nonkonformistycznym blogu.
Gdyby nie chowano głów w piasek i te kwestie podnoszono na poziom opinii publicznej, nawet DOSKONAŁY profesor nie mógłby pisać tego, co pisze, bo dowiódłby tylko szkodliwości swojego pisania i został przeniesiony w stan nieszkodliwości.
Kto zarabia na filantropijnych [?] profesorach
Szokujące są informacje profesora-blogera, że „naukowcy nie czerpią korzyści ze swojej pracy naukowo-badawczej, kiedy w grę wchodzi opublikowanie jej wyników. Na naszych publikacjach, a więc korzysta ze środków publicznych i tym samym zarabia:
– redaktor książki, recenzent książki, składacz tekstu, ilustrator, drukarz, uczelnia (wydawca) sprzedająca dany tytuł.” z czego chyba ma wynikać, jacy to naukowcy są filantropijni [?], że utrzymują tak liczne gremia.
Bloger informuje „Autor nie tylko nie zarabia, ale utrzymuje przy profesjonalnym życiu wiele osób.” Jak wiadomo z mediów, pensje na uczelniach są głodowe, a tu się okazuje, że naukowiec nie tylko, że nie zarabia za swoją pracę, ale jeszcze utrzymuje gromadę innych ! Skąd oni na taką filantropię biorą pieniądze ?
Profesor nie podaje natomiast informacji na temat rocznych nakładów budżetowych na jednego badacza, które na początku wieku wynosiłyśrednio 45 667 USD, a obecnie są znacznie większe. To dla podatnika informacja wielce interesująca.
Mimo, że profesor jest na etacie (jak wynika z bazy danych o ludziach nauki – nie na jednym) i jest utrzymywany z kieszeni podatnika, również – bez mojej zgody – z mojej, nie radzi sobie z doskonaleniem mniej doskonałych i domaga się na swoim blogu „Pedagog”, abym ja [osoba bezetatowa, bez wsparcia z kieszeni podatnika], pomógł mu udoskonalić osobę z tytułem doktora, która zdaniem pana profesora nie jest doskonała. A przecież to on na doskonalenie innych otrzymuje środki podatnika, i ma, nie tylko służbowy, ale i moralny obowiązek doskonalić mniej doskonałych.
Przerzucanie kosztów swojej działalności na barki tych, którzy nie mają na nią żadnych środków (ani grosza), ani obowiązku doskonalenia innych, to co najmniej impertynencja, tym bardziej, że używa zwrotu „Może taki dr Józef Wieczorek…”
Może taki prof. Śliwerski [że użyję zwrotu specjalisty od doskonałości), który jest beneficjentem najlepszego z systemów i decydentem na drodze do doskonalenia innych, puknie się w głowę, zanim napisze coś tak kuriozalnego i poleci innym do wykonania.
Aby doskonali już nie doskonalili
Tym niemniej muszę poinformować pana profesora od doskonałości, że jako wyklęty/wypędzony z systemu akademickiego i to z oskarżenia (wystosowanego przez doskonałych w czasach PRL a utrzymywanego w mocy, przez jeszcze bardziej doskonałych w III RP) o negatywny wpływ na młodzież akademicką, część mojej działalności pro publico bono – rzec by można filantropijnej –poświęcam pomocy innym, niszczonym przez system i doskonałych beneficjentów tego systemu, co dokumentuje m. in. moja strona Niezależne Forum Akademickie – Sprawy Ludzi Nauki.
Jako wypędzony z systemu uniwersyteckiego – bo „uczył rzetelności i uczciwości naukowej oraz postaw nonkonformistycznego krytycyzmu naukowego” bo „był wzorem nauczyciela i wychowawcy” – nie mam w tym żadnego obowiązku służbowego, ani nie wykonuję żadnych poleceń DOSKONAŁYCH, którzy – na całe szczęście nie mają już nade mną żadnej władzy, choć niektórzy w takich dążeniach czasem tracą władzę nad samym sobą.
To co robię, robię z obowiązku ludzkiego, aby DOSKONALI jeszcze bardziej tego systemu nie udoskonalili na swoją modłę – bez wiedzy utrzymujących ich podatników.
Jak widać z zasobów cyberprzestrzeni, DOSKONALI do tej pory nie założyli żadnego ośrodka doskonalenia naukowego, ograniczają się jeno do stworzenia Rady, która chyba jest bezradna, skoro jej członkowie domagają się, aby wykluczeni z systemu (czyli tak niedoskonali, że nawet nie ma co zawracać sobie głowy ich doskonaleniem} wyręczali ich w doskonaleniu niedoskonałych.
Ja nie wyrażam zgody, aby na takich przeznaczano z moich podatków choćby 1 [słownie jednego] grosza !
Aby udoskonalić nasz system, należałoby w jego reformowaniu sięgnąć po koncepcję doskonałości św. Franciszka Salezego i zwalczyć niedoskonałości formowania kadr do stanu doskonałości, mając na uwadze, że „wielka zachodzi różnica między stanem doskonałości a doskonałością”.
♣
Tekst opublikowany w Kurierze WNET nr 70 – kwiecień 2020 r.